sobota, 9 września 2017

Od Vane CD Gilbert

W tym akurat sklepie łóżek było co niemiara. Dosłownie w każdych kolorach i różnych rozmiarach. O stopniach wygody nie wspominając. Jak można było się spodziewać, każde z nich miały swoje zalety i wady. Szukałam tego idealnego, mięciutkiego łóżeczka, na które z przyjemnością będę kłaść się wieczorem.
- Może łóżko wodne...? - mruknęłam sama do siebie pod nosem, przyglądając się wystawie poświęconej właśnie takiemu typowi posłania. Mój wzrok dokładnie skanował tabliczkę przy niej umieszczoną. - Chociaż... Jak pęknie, to może być problem... - dodałam, podtrzymując swój podbródek dłonią.
Nie miałam zamiaru przesiedzieć całego dnia na wyborze odpowiedniego łóżka, lecz... Jak dla mnie to nie jest rzecz, którą wybiera się z rozmachem. Dostrzegałam wyraźne zniecierpliwienie dosłownie emanujące od Gilberta. Starałam się zrobić to szybko, okay? Po prostu nie umiem wydawać pieniędzy na coś, co później jedynie będzie przyprawiać mnie o nerwy.
Kilkanaście minut później byłam już prawie gotowa do uroczystego ogłoszenia, że to jest właśnie ono. Jedno z droższych, ale wygodniejszych łóżek, które spełniało dosłownie każdy mój wcześniej ustalony wymóg.
- Bierzemy je! - klasnęłam w dłonie, uśmiechając się szeroko.
Przysiadłam na mięciutkim, białym materacu. Pomacałam go jeszcze dla pewności dłonią, po czym uniosłam wzrok na stojącego nade mną mężczyznę. Westchnął cicho, zrezygnowany kręcąc głową.
- Już myślałem, że będziemy tu nocować... - prychnął, delikatnie unosząc kąciki swoich ust.
- Myślę, że... - szepnęłam, szybko podnosząc się na równe nogi. Owinęłam swoje obie ręce wokół jego szyi, przy tym odrobinę dodając sobie wzrostu, poprzez stanie na palcach. Zatrzymałam się zaledwie kilka centymetrów od twarzy mężczyzny. - Trzeba będzie sprawdzić to łóżko... - dodałam, delikatnie przygryzając dolną wargę.
Gilbert jedynie rozglądnął się, żeby po chwili jednym ruchem powalić mnie na łóżko. No tak... Nikogo o tej godzinie już nie interesuje wybieranie łóżek... Wpatrywałam mu się w oczy z wymownym uśmieszkiem.
- Jeszcze trzeba kupić jakieś wino... - podkreśliłam, wplątując swoje palce w jego włosy. - Stary zboczuchu... - dorzuciłam, mrużąc nieco oczy.
- Za tą męczarnię, którą musiałem z tobą dzisiaj przeżyć... - mruknął cicho, również zaczynając się bawić moimi srebrzystymi włosami.
- Ja tam nie potrzebuję snu w nocy - prychnęłam. - Wymęczę cię... - uzupełniłam, minę pedofila mając wymalowaną na całej twarzy.
- Pff... Uwierz, że na tą porę jestem pełen energii - parsknął cichym śmiechem, po czym na kilka sekund wpił się w moje usta.
***Magjiczny tep w czasie...***
Tak, w końcu musiał nadejść ten moment przygotowywań do ślubu. Wszystko jak zwykle miałam perfekcyjnie opanowane. W różowym segregatorze trzymałam najpotrzebniejsze faktury, reklamy różnych usług oraz podpisane wcześniej umowy. Jeszcze nie zdążyłam wszystkiego dokładnie przedstawić Gilbertowi. W końcu to miał być NASZ dzień, co idzie z tym, że wszystko powinniśmy wybrać razem. Salę mieliśmy wstępnie zarezerwowaną w jednym z lokali, który dosłownie sąsiadował z kościołem, w którym miał odbyć się ślub. Dekoracją obu tych budynków miała zająć się obsługa, dzięki czemu miałam chociaż jedną rzecz z głowy. 
Aktualnie w towarzystwie wszystkich domowników, jechaliśmy autem prosto do butiku z odzieżą weselną. Cała podróż odbyła się w grobowej ciszy, której towarzyszyła muzyka z radia. Podczas gdy Gil prowadził, Rocket wpatrywał się w okno, a Yuri spał, ja ponownie przeglądałam swój notatnik trzymany od jakiegoś czasu w torebce. W końcu - nie miałam zamiaru targać ze sobą całego segregatora. Najważniejsze rzeczy zapisywałam właśnie w nim. Zorganizowanie wesela nie jest takie łatwe, jak wcześniej myślałam... 
- Jesteśmy - z rozmyśleń wyrwał mnie głos ciemnowłosego, który zaraz po wypowiedzeniu słowa wydostał się z samochodu. 
Zrobiłam to samo, żeby w następnej kolejności wyciągnąć z fotelika synka. Ułożyłam go w wózku, który uprzednio został rozłożony przez mężczyznę. Na całe szczęście, Yuri nadal spał.
- Ogólnie rzecz biorąc, to powinieneś jeździć w foteliku - wypaliłam nagle w stronę szopa, który stał ze skrzyżowanymi łapami obok.
- Co ty tam mruczysz pod nosem dziecko? - prychnął, unosząc na mnie swoje zabójcze spojrzenie.
- Jesteś niski - dodałam, odblokowując koła wózka. - Załatwię ci jakąś podkładkę... - zaśmiałam się cicho, ruszając z miejsca w stronę wejścia. 
Uchyliło się ono automatycznie, dzięki czemu mogłam bez problemu wjechać z wózkiem do środka. Na wstępie przywitała nas dosyć obszerna wystawa sukni i garniturów. Nie mogłam się napatrzeć na to wszystko... Przecudowny widok!
- Bierzecie Yuriego? - mój wzrok wędrował pomiędzy szopem, a o wiele wyższym od niego mężczyzną. 
- Taskanie ze sobą dwójki dzieci? Wykluczone! - prychnął Rocket, poprawiając swój sprzęt na nadgarstku. - Jeden, duży dzieciak mi wystarczy... - kątem oka rzucił Gilbertowi złośliwe spojrzenie. 
- Nie zapominaj, że miejsce takich zwierzaków jak ty jest w lesie... - mruknął w odpowiedzi żółtooki.
- Dziewczynki, przestańcie się kłócić! - wtrąciłam nieco zirytowana zachowaniem dwójki. - Rocket, pobawisz się w najlepszą przyjaciółeczkę Gilberta... - dodałam, a na moje usta wkradł się delikatny uśmiech. 
Nie czekając na reakcję, zniknęłam za wieszakami i półkami... Zaczyna się kolejna zabawa, trwająca kilka godzin...
***
Jednej kobiecie z obsługi chyba aż za bardzo spodobało się dopieranie do mnie odpowiedniej sukni. Obrzucała mnie różnymi rodzajami tego ubrania, chyba zupełnie zapominając, że jestem jej klientem. Jej zachowanie bardziej przypominało... Przyjacielską pomoc? Tak, chyba właśnie tego słowa szukałam. Zabawne. W końcu, nie posiadam żadnej "najlepszej przyjaciółki", która mogłaby mi pomóc w wyborze odpowiedniego stroju... W końcu, chyba nie zawsze to zadanie będzie zwalane na obcych ludzi...
- Obie leżą na pani idealnie! - stwierdziła, przyglądając się obu sukniom, które przed chwilą przymierzałam. 
"No zrób ten pierwszy krok..." - warknęłam w myślach, zaciskając zęby. Nie mogę na zawsze pozostać kobietą, która zależna jest jedynie od płci przeciwnej. Pora znaleźć kogoś, z kim porozmawiam bez zahamowań na babskie tematy...
- Proszę mi mówić po imieniu... - powiedziałam cicho, nieco speszona wyciągając dłoń w stronę kobiety - Jestem Vane - dodałam, nerwowo przebierając palcami drugiej dłoni.
Na szczęście jej reakcja była pozytywna. Uścisnęła moją rękę z szerokim uśmiechem na ustach.
- Miło mi cię poznać, nazywam się Sara - przedstawiła się krótko. - A wracając... Jakieś dodatki? Welon, czy może...
- Rękawiczki - wtrąciłam niemalże od razu. 
- Niech będą nawet rękawiczki, ale welon to podstawa! - zaśmiała się, wykonując kolejne kilka kroków w stronę dalszych półek. - Ten pasuje do tamtej z kołnierzykiem - wyciągnęła z samej góry szare pudełko, w którym znajdował się materiał. 
Spojrzałam przelotnie na chłopczyka, który aktualnie grzecznie siedział w swoim wózeczku, wpatrując się w nasze osoby. Posłałam mu delikatny uśmiech, po czym podeszłam do dziewczyny. 
- Yhm... - przytaknęłam głową, skanując wzrokiem przedmiot. 
- A tutaj po drugiej stronie, mamy całą galerię rękawiczek! Te bez palców, tylko na dłonie... I wiele innych! - zrobiła obrót o 180 stopni. 
Zdjęłam z nadgarstków materiał, dotychczas przeznaczony do przykrywania kilku, wciąż widocznych blizn. "Za nic tego nie przysłonię..." - warknęłam do siebie w myślach, przed oczami mając obrazek samej siebie tworzącej owe rany. W mgnieniu oka wsunęłam jeden z kompletów. 
- Chyba powinien pasować - stwierdziłam, spoglądając na suknię wiszącą na wieszaku kilka metrów dalej.
- Na pewno tak będzie! - potwierdziła skinięciem głową. - Jeszcze tylko wezmę twoje miary - wyciągnęła z małej nerki centymetr. 
- A dla dzieci też coś macie? - zapytałam nagle, unosząc delikatnie koszulkę do góry, żeby mogła owinąć pasek wokół mojego brzucha. 
- Oczywiście! Zaraz się tam wybierzemy - odpowiedziała z wymalowanym uśmiechem.
***
Po prostu nie mogłam oderwać wzroku od garniturków dla dzieci. Wszystkie były równie słodkie, a po wyobrażeniu sobie Yuiego w nich, musiałam powstrzymywać się od wydania z siebie radosnych pisków. Co prawda ubranko dla synka wybrałam o wiele szybciej niż dla siebie. Jeden z małych strojów po prostu był stworzony dla niego! Z uśmiechem na ustach zmierzałam w stronę, gdzie powinna się znajdować reszta towarzystwa. Na szczęście udało mi się szybko odnaleźć dwójkę, która w idealnie wyprasowanych garniturach stała przed lustrem. Myślałam, że zemdleję. Dlaczego wyglądają tak przeuroczo!?
- Po prostu zrobię zdjęcie i oprawię w ramkę! - krzyknęłam podekscytowana, stając za nimi.

<Gil? xD >

Od Gilberta CD Vane

Roześmiałem się głośno na zadane przez dziewczynę pytanie. Rozsiadłem się na krześle, obserwując uważnie Vane.
- Z tego co wiem.... To tak. Wczoraj, było wczoraj. - posłałem jej, rozbawiony uśmiech, który gościł mi na twarzy przez cały czas. - A czemu pytasz?
Białowłosa wzruszyła ramionami i okrążyła stół dookoła, żeby stanąć przy mnie. Wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę, po czyn nagle westchnęła i ściągnęła kaptur z głowy.
- Moja buza... - mruknąłem pod nosem, skanując postać dziewczyny. - Widzę, że już stała się twoją własnością...
Odpowiedziała mi cichym chichotem i złośliwym uśmieszkiem. Po chwili przeszła do salonu, gdzie w swoim bujaku siedział Yuri, który obserwował szopa, majsterkującego coś przy gratach. Usiadła spokojnie na kanapie, przy futrzaku i włączyła telewizję.
- Jesteś głodna? - zagadnąłem, wstając odsuwając krzesło od stołu, które zaskrzypiało cicho pod naporem ruchu.
Przeniosłem się do pomieszczenia, gdzie urzędowali wszyscy domownicy i spojrzałem pytająco na Vane, która wielce zainteresowana, oglądała jakiś serial. Westchnąłem cicho i usiadłem obok niej, obejmując ją ramieniem. Co kilka minut pod nogami plątały się nasze pupile, które zajęte sobą, latały po całym domu, szukając sobie rozrywki. Cierpliwie to znosiłem, aż w końcu złapałem przebiegającego obok kanapy szczeniaka i posadziłem go na swoich kolanach. Psiak zaskomlał cicho i spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczkami. Pogłaskałem go delikatnie po głowie i widząc, że chcę zeskoczyć, odstawiłem go spowrotem na podłogę. Tym razem nie zaczął na nowo gonitwy z kotem lecz podszedł do bujaka i oparł o obręcz swoje przednie łapki. Spojrzał badawczo na niemowlaka, który również od pewnego czasu go obserwował. Nim się obejrzałem, pudel lizał Yuriego po twarzy, a maluch śmiał się cicho zadowolony z czułości, jaką przekazał mu jego czworonożny przyjaciel. Uśmiechnąłem się na ten widok i zerknąłem na Vane, która też przypatrywała się dziecku i psu.
- Masz na coś ochotę? - wymruczałem, łapiąc w palce kosmyk jej jasnych włosów. - Może spacer, czy coś?
- Nie. - odparła niemalże natychmiast i uśmiechnęła się pod nosem. - Jak na razie nic mi się nie chcę...
Zmarszczyłem lekko brwi i odrzuciłem głowę do tyłu, patrząc się tępo w sufit. Czyli cały dzień siedzimy dziś w domu...

~~~*~~~

Wieczorem leżałem sobie spokojnie na łóżku, przeglądając jakąś starą książkę, autora, który pewnie już nie żyje. Za oknem było już całkowicie ciemno, a z łazienki dochodził szum wody. Vane brała prysznic, a ja cierpliwie czekałem, aż skończy, żeby zgasić światło i pójść spać. Nie ukrywam, byłem strasznie zmęczony po dzisiejszym dniu. Yuri prawie w ogóle nie spał (co było dziwne, jak na niemowlaka) i ciągle domagał się naszej uwagi. Także więc spędziłem cały dzień na zabawie z synkiem.
Nagle drzwi od łazienki powoli otworzyły się, a ja automatycznie zerknąłem w ich stronę. Vane w samych bokserkach i przydługiej koszulce, zamknęła za sobą drzwi, po czym zbliżyła się do łóżka. Odetchnąłem cicho i odłożyłem książkę na nocną szafkę. Już miałem zamiar zgasić lampkę, ale poczułem ciężar na swoich biodrach. Spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, która ze złośliwym uśmieszkiem wpatrywała się w moje oczy. Pokręciłem głową, trochę rozbawiony jej zachowaniem. Ona ma za dużo energii... A może to ja jestem za stary?
Białowłosa usadowiła się wygodnie na moim brzuchu i nachyliła się, aby złożyć na moich ustach krótki pocałunek. Oczywiście odwzajemniłem go i może wszystko byłoby super i pięknie, gdyby nie głośny trzask, który rozległ się pod nami. Zaskoczony poczułem jakąś wyrwę pod plecami i całkowicie zdezorientowany, patrzyłem na ukochaną, która nagle wybuchła niepohamowanym śmiechem. Po chwili zeszła ze mnie ostrożnie, dalej chichocząc pod nosem, ja za to zerwałem się gwałtownie z łóżka. Uniosłem materac do góry i mruknąłem jakieś przekleństwo.
- Pękły deski... - mruknąłem do siebie, jak i dziewczyny mi towarzyszącej. - Cholera... Nadaje się tylko na śmietnik...
- Bądźmy szczerzy... Te łóżko to staroć! Prędzej czy później, by się zepsuło. - na nowo zaczęła się głośno śmiać, a ja nie podzielałem jej humoru.
- Ale ja lubiłem ten staroć! - fuknąłem urażony i skrzyżowałem ramiona na wysokości klatki piersiowej. 
Vane zignorowała mnie i dalej śmiała się w najlepsze, nabijając się z mojego kochanego łóżeczka. W tym czasie wziąłem pod pachę poduszki pod pachę i wyniosłem je do pokoju gościnnego. Tam rozłożyłem tapczan i zaścieliłem go. Przynajmniej będziemy mieli na czym spać, bo wizja spania na kanapie, nie była jakaś zachęcająca. 
- Czyi jedziemy jutro na zakupy? - dziewczyna uwiesiła się na mojej szyi, na co westchnąłem ciężko.
- Jakie znowu zakupy? - odsunąłem się od niej i spojrzałem jej w oczy. 
- Musimy kupić nowe łóżko! - krzyknęła z pretensją w głosie i napuszyła policzki. - Najlepiej jakieś super wygodne.
Przyciągnąłem ją do siebie, kładąc dłonie na jej biodrach. Cmoknąłem ją w czoło i uśmiechnąłem się lekko, wsuwając powoli dłoń pod jej koszulkę.
- Niech ci będzie... Jutro jedziemy do IKEI. - musnąłem czule jej usta i po chwili przewaliłem dziewczynę na nasze "tymczasowe" łóżko.

~~*~~

Nie sądziłem, że zakup łóżka będzie taki trudny. W sumie... Gdybym był sam, to pewnie kupiłbym pierwsze lepsze, ale biorąc pod uwagę to, że była ze mną Vane, to byłem skazany na męczarnie. Każde moje propozycje były oddalane, więc postanowiłem chodzić za nią, jak wierny piesek pańci, nie chcąc się narazić na jej złość czy coś w tym stylu.

< Vane? XD >

piątek, 8 września 2017

Od Yuki CD Jack'a

- Jack Nomine - ukłonił się teatralnie. - Cóż taka jakże urokliwa przedstawicielka płci pięknej robi sama, nocą, w tym ciemnym lesie? Gdyby naszedł cię jakiś gwałciciel, nie miałabyś zbyt dużo do powiedzenia...-dokończył.
Spojrzałam na niego i założyłam dłonie na piersi. Tsukiko zaczęła chodzić w kółko, wokół moich nóg. Prychnęłam pod nosem i spojrzałam na chłopaka. Ja wiem, że jestem słaba i na pewno w kilka chwil bym się poddała, ale takie teksty to mógł sobie oszczędzić.
-Nie zrozum mnie źle, ale umiem się bronić... Może tego nie wiesz, więc po prostu zignoruję twoją poprzednią wypowiedź, Jack.-powiedziałam.
Tsukiko zaczęła syczeć, co widocznie pokazywało, że jak zawsze atakuje każdego, kto wyda się jej podejrzany, czy też dziwny. Ukucnęłam i pstryknęłam ją w ucho. Czułam, że jest niezadowolona z tego powodu, że tak zignorowałam jej zachowanie. Zwykle od razu starałam się razem z nią usunąć z pola widzenia osoby, która się jej nie podobała. Teraz postanowiłam, że będzie inaczej. Nie mam żadnych znajomych. Wiem, że na pewno kiedyś się na nim zawiodę, ale... Raz się żyje, prawda?
-A no i dziękuję za to, że uznałeś mnie za urokliwą przedstawicielkę płci pięknej. A ty? Co tutaj robisz?-zapytałam.
-Chciałem się w spokoju przespacerować.-odpowiedział.
Westchnęłam i kiwnęłam głową. Podałam dla niego dłoń. Kiedy ją ujął, pomogłam mu się podnieść. Zamknęłam oczy, a potem dłonią rozgoniłam ogniki, które stworzyły moją maskę. Zniknęły jak para, którą rozwiał wiatr. Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam na skale. Założyłam kosmyk włosów za ucho, patrząc na chłopaka. Również usiadł niedaleko mnie, spoglądając niepewnie na Tsukiko. Zachichotałam.
-Nic ci już nie zrobi. Dopilnuję tego. Zrobiła to, bo nie znosi, jak ktoś się do mnie zbliża. Nie chce, aby ktokolwiek mnie zranił.-powiedziałam, patrząc na księżyc.
Po chwili jedna rzecz mnie zaciekawiła. Jednak nie wiedziałam, czy mogę go o to zapytać. Wzruszyłam lekko ramionami i kichnęłam pod nosem. Tsukiko nadal patrzyła wściekłym spojrzeniem na chłopaka. Przesłałam jej myśl, aby się uspokoiła. Nie miałam problemu z tym, że była zaborcza, ale nie znosiłam, jak kogokolwiek atakowała. Było kilka takich przypadków, a kończyło się na tym, że już nikt nigdy się do mnie nie odezwał. Przystawiłam kolana jak najbliżej swojej klatki piersiowej. Przyznam, że było mi zimno.
-Dlaczego przeszedłeś obok mojego ognika? Nie przestraszyłeś się tego? Ja na twoim miejscu nie zbliżałabym się blisko. Z pozorów może wyglądam na bezbronną, ale umiem walczyć i w kilka chwil mogłabym cię powalić.-odpowiedziałam, lekko naginając prawdę.
Szybko się poddaję, choć zawsze chcę walczyć do samego końca na ile mnie stać. Wierzę w to z całych sił. Spojrzałam ponownie na księżyc, lekko wzdychając. Przymknęłam oczy, pozwalając chłodnemu zefirowi, aby rozwiewał lekko moje włosy. Po chwili uśmiechnęłam się pod nosem, ale starałam się, aby tego uśmiechu nikt nie widział. Podejrzewam, że nieskutecznie. Chwilę później wystawiłam jedną dłoń do przodu i zaczęłam machać jednym palcem. Moje ruchy zostawiały ślad w kolorze delikatnie błękitnym. Tak się bawiłam. Potem zaczęłam pstrykać palcami, a z nich wylatywały wtenczas iskierki. Taki śliczny widok...
<Jack?>

Od Viktora CD Yuri

Zaśmiałem się pod nosem, przykucając przy niewysokim dziecku, które aktualnie wpatrywało się we mnie z wyraźną iskierką w oku. Poczochrałem delikatnie jego czarną czuprynę, po czym uniosłem podbródek chłopca do góry.
- Wiesz, musisz się bardzo starać... - powiedziałem cicho, przyglądając się wyraźnemu rumieńcowi na policzkach małego. - Bo w przeciwnym...
- Będę najlepszym łyżwiarzem na świecie! - krzyknął nad wyraz podekscytowany, na twarzy posiadając widocznego banana.
- I właśnie takie nastawienie mi się podoba, lecz... - zawiesiłem na moment głos, odwracając delikatnie wzrok w bok. - Pamiętaj, że ten sport polega również na upadkach, na porażkach i...
- Nigdy się nie poddam! - pisnął jeszcze bardziej podekscytowany, opierając swoje obie, małe rączki na moich ramionach.
Zapadł moment ciszy, który był idealnym momentem dla mnie na podjęcie ostatecznej decyzji. W końcu, musiałbym go jakoś wcisnąć w grafik... Chociaż... Chrzanić harmonogram! Widzę, że w tym dzieciaku jest "to coś" - stwierdziłem w myślach, wciąż uśmiechając się tajemniczo. Uniosłem z powrotem swoje spojrzenie na Yuriego, który bezustannie przyglądał mi się swoimi czekoladowymi oczkami.
- Szykuj się na codzienne treningi, ścisłą dietę, ograniczenie słodyczy... - zacząłem wymieniać na palcach, nieco mrużąc oczy. - I pamiętaj, że... - widząc przerażoną minę młodego chłopca w momencie powstrzymałem dalsze wymienianie tych na swój sposób "gorszych" rzeczy związanymi z łyżwiarstwem. - Nie bój się, dasz radę - zaśmiałem się, pstrykając go w nos. - Ale to dopiero za parę lat - dodałem, prostując się do równego pionu.
Przelotnie zwróciłem swój wzrok na szopa, który opierając się o barierkę, nieustannie wlepiał we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie, Zapomniałem w końcu o najważniejszym...
- A twoi rodzice? - skrzywiłem się nieznacznie.
- Na pewno się zgodzą! - uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. - Poza tym, Rocket będzie ze mną przychodził! - na te słowa, szop, jakby w momencie się ożywił.
- Jeszcze czego! - prychnął, podpierając swoją głowę o łapę. - Nawet sobie nie myśl, że mam ochotę szwendać się z tobą przez pół miasta, na treningi - wywrócił oczami, kątem oka spoglądając na elektryczny zegarek przytwierdzony do ściany.
- Proooszę? - Yuri najwidoczniej w tym momencie, użył swoich dziecięcych umiejętności manipulowania innymi. Jego pełne uroku, szklane oczka wpatrywały się w postać stojącą poza płytą lodowiska. Osobiście nie potrafiłem odwrócić wzroku od jego słodkiej buźki, która wygląda równie czarująco pod każdą postacią.
- Ryszard, ty chcesz mnie zabić... - westchnął głośno zwierzak, spuszczając wzrok w dół. - Zgoda, lecz jeżeli zostanę za to zamordowany, zrób mi dobry pogrzeb - dodał, cicho się śmiejąc.
Podekscytowany klasnąłem w dłonie, wciąż na twarzy mając szerokiego banana. Zapowiadał się kolejny, świetny przepis na sukces! Podjechałem trochę bliżej chłopca, po czym niespodziewanie uchwyciłem go pod pachami i uniosłem do góry. Wciąż się śmiejąc, posadziłem go sobie przedramieniu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! - powiedziałem, na co Yuri ponownie słodko się zarumienił.
- To... Pokażesz mi w końcu jak jeździsz...? - wypalił nagle, trzymając swoje malutkie paluszki w buzi.
Tym razem to ja nieco się zaczerwieniłem, zaskoczony nagłym pytaniem chłopca. W odpowiedzi uśmiechnąłem się tajemniczo, po czym odłożyłem chłopczyka na lód.
- Czyli tak!? - zapytał widocznie podekscytowany, bardziej się uśmiechając. "No i jak tu odmówić takiemu słodziakowi..." - dodałem w myślach, odjeżdżając kilka metrów do tyłu.
- Stań przy barierce - wydałem krótkie polecenie, nadal kąciki ust mając nieznacznie uniesione do góry.
Nie musiałem mu dwa razy powtarzać. W ułamku paru sekund znalazł się w wyznaczonym miejscu - link. (Hehe, wolę nie wkurwiać samej siebie pisząc co chwilę słowa "obrót i piruet" XD) 
Nieco zdyszany podparłem się o wyprostowane kolana. Moja kondycja jeszcze nie jest taka, jaką chciałbym ostatecznie osiągnąć.
- Trzeba jeszcze poprawić kilka drobnych błędów... - powiedziałem, wzdychając delikatnie. - Przygotowałem ten program na przyszłoroczne zawody w jeździe figurowej... - wyznałem w końcu, przeczesując dłonią białą grzywkę.

<Yuri? c: >

Od Jack'a CD Yuki

Miło. Doprawdy miło przechadzać się po lesie nocą. Brak ludzi - brak kłopotów. Brak kłopotów - spokój, czyli coś co kocham. Jedynie słuchawki, telefon oraz muzyka mogły perfekcyjnie przejąć tą chwilę. I tak właśnie było. W cieniutkich kabelkach, które spowijała guma rozbrzmiewał bardzo przyjemny dźwięk. Jeden z utworów typu Nightcore - coś, bez czego nie potrafię żyć. Kierowałem się w stronę dobrze znanego miejsca, z którego przepięknie widać nocny księżyc. Tylko uroczy krajobraz dałby radę zmienić tą noc, w jedną z najmilszych. Można powiedzieć, że nic nie da rady zepsuć tej chwili. Tak, do czasu. Określając wulgarnie - z dupy pojawiła się przy mnie zgraja czegoś, na wzór małych płomieni wirujących w powietrzu. Skrzywiłem się nieco, wyraźnie marszcząc brwi. Uniosłem rękę do góry, mając zamiar uchwycić stworzonko w swojej dłoni. Jak mogłem się spodziewać, kilka nieudanych prób całkowicie mnie zniechęciło do kontynuowania. Rozejrzałem się po okolicy. Dopiero wtedy udało mi się dostrzec ciemną postać stojącą na jednym z głazów. Jej dłonie i nadgarstki były otoczone przez białą energię, natomiast twarz spowita była jasną maską. Uchwyciłem jej pewne podejrzenia i złości spojrzenia. Ups... Przeszkadzanie kobiecie, chyba jest bardzo dużym błędem.
- Kim jesteś? - zaczęła w końcu naszą konwersację, mówiąc charakterystycznym przy spotkaniu kogoś po raz pierwszy pół-mrukiem.
- Pomyśl czasami i zamiast z samego początku atakować mocą, zabierz się za broń. Gdybym był człowiekiem, miałabyś ostro przej*bane - powiedziałem jedynie, jakby nigdy nic przechodząc dalej w stronę wyrastających na opodal kamieni. Poprawiłem za duże rękawki bluzy, po czym dosłownie rzuciłem samym sobą o kamienie. Jeden z nich tworzył coś na wzór leżaka, co zdecydowanie ułatwiało położenie się na całości bezboleśnie. Westchnąłem cicho, wygrzebując z jednej z kieszeni srebrne słuchawki. Szczerze mówiąc, to tylko one wystarczały mi do życia. Zanurzenie się w odpowiednich nutkach było dla mnie chlebem powszednim...
Tak.  Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie nagły atak chyba zdenerwowanego zwierzaka. Czarna zmora dosłownie rzuciła się na mnie z pazurami.
- Co to za pokraka!? - warknąłem, jakby na zawołanie zlatując z siedzenia na nieco wilgotną ziemię.
Białe ząbki zwierzaka dosłownie zabłysły, gdy ten stojąc na mojej piersi chyba chciał mnie zaatakować.
- Tsukiko, chodź tu! - krzyknęła w jego stronę dziewczyna, na co ten w momencie znalazł się przy niej.
Mój wzrok wędrował pomiędzy ciemnowłosą, a jej pupilkiem. Zapowiadał się kolejny dom wariatów... Przenosząc spojrzenie dalej, dostrzegłem wyraźne, małe posturki płomyków.
- Jestem z Sprint, okay? - burknąłem, podnosząc obie ręce do góry. - Jeżeli mnie zabijesz, będziesz miała ostro przerąbane! - dodałem, pod nosem się szczerząc.
Co prawda mój drobny gest i tak nie był widoczny, przez czarną maskę osłaniającą moje usta. Mimo wszystko byłem niemalże przekonany, że moje spojrzenie mówiło samo za siebie.
- Czyli dzielimy klan... - usłyszałem cichy głos dziewczyny po raz drugi. - Nazywam się Yuki - sprostowała, wyciągając w moją stronę dłoń.
Prychnąłem cicho, sam podnosząc się na równe nogi. "Chyba ty też teraz musisz się przedstawić" - stwierdziło moje sumienie, chyba szturchając mnie w ramię. Uniosłem delikatnie brwi.
- Jack Nomine - ukłoniłem się teatralnie, jedną z rąk poprawiając swoją zasłonkę. - Cóż taka jakże urokliwa przedstawicielka płci pięknej robi sama, nocą, w tym ciemnym lesie? Gdyby naszedł cię jakiś gwałciciel, nie miałabyś zbyt dużo do powiedzenia...

<Yuki?>

wtorek, 5 września 2017

Od Shawna CD Corrinn

Ostatni raz rzuciłem okiem na ciocię, która w momencie trzasnęła drzwiami. Po chwili rozległ się huk, zupełnie, jakby ktoś upadł na ziemię. Chciałem z powrotem podejść, lecz w momencie powstrzymała mnie od tego Corr, poprzez nagłe przyciągnięcie mnie do siebie. Zwróciłem wzrok w stronę siostry, która ze łzami w oczach trzymała mój rękaw kurtki. Chwyciliśmy się za ręce, po czym ruszyliśmy chodnikiem w stronę miasta... Chyba... Tak mi się wydaje, że właśnie tam się ono znajdowało. Jako iż nieznacznie byłem od niej wyższy, ułożyła swoją głowę na moim ramieniu.
- Znajdziemy jakąś pomoc... - szepnąłem, opatulając ją swoim ramieniem.
- Shawn, proszę... Nie opuszczaj mnie... - wydukała, wtulając się mocniej w moją rękę,
Spojrzałem na nią z pełnym bólu wzrokiem, po czym przeczesałem jej niebieskawe włosy dłonią. "Za nic w świecie cię nie opuszczę..." - powiedziałem do siebie w myślach, robiąc kolejne kilka kroków na przód.
***
Cholera. Wtopienie się w tłum nie jest takie łatwe. Szczególnie, gdy posiadasz jako dziecko niebieską czuprynę... Nie dość, że wyglądasz jak dziwoląg, to jeszcze każdy wytyka cię palcami. Corr chyba bardzo chciała się we mnie wtopić. Wiedziałem to, gdy nie potrafiła odwrócić wzroku od swoich butów. Siedzieliśmy aktualnie na ławce, szukając jakiegokolwiek pomysłu co ze sobą zrobić. 
- Hej, wy tam! - wrzasnął w pewnym momencie głos w naszą stronę.
W sekundzie uniosłem głowę. Otaczało nas kilka babek. Spośród nich wychyliło się dwóch facetów, najprawdopodobniej straż miejska, albo jakiś patrol... Wpatrywałem się w dwójkę puszystych mężczyzn z lekka zaspanym wzrokiem. Nie było tajemnicą, że tej nocy nie zmrużyłem oka. Opierająca się o moje ramię siostra dotychczas zaspana, uchyliła powieki. 
- Gdzie macie rodziców? - zadał pytanie w naszą stronę, nieco się nachylając.
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia... - mruknąłem jedynie w odpowiedzi, powoli podnosząc się wraz z Oreo. 
- Czyli, zgubiliście się? - w tym momencie miałem bardzo dużą ochotę przywalić mu prosto w łeb.
Pewnie zrobiłbym to, gdyby nie fakt, że był dwa razy wyższy, pięć razy cięższy i ze swoją siłą mógłby mną bez problemu rzucić o ścianę. Na piersi dumnie nosił dosyć charakterystyczną odznakę. "Rządowy pies" - warknąłem w myślach, śledząc go swoim zabójczym spojrzeniem. Miałem kolejne złe przeczucia. Oni na pewno mają coś wspólnego ze zniknięciem naszych rodziców.
- Nie wiemy gdzie są nasi rodzice... - szepnęła Corrinne, delikatnie unosząc wzrok na faceta.
- A...  Gdzie ostatni raz ich widzieliście? - dodał o wiele przyjaźniej stojący obok niego funkcjonariusz.  Wyglądał o wiele młodziej. Pewnie dopiero się uczy.
- W domu... Bo... Musieliśmy... Uc-ciec... - nie dokończyła, jedynie spuszczając wzrok z powrotem w dół.
"Dalej Shawn, musisz coś wymyślić" - warknąłem do siebie w myślach, nerwowo miętoląc w dłoni materiał kurtki.
- Rodzice nas bili, więc uciekliśmy! - wypaliłem w końcu, sam do końca nie dowierzając co właśnie powiedziałem.
Dostrzegłem kątem oka błysk w oku Corrinne, chyba coś wymyśliła.
- I dlatego mamy niebieskie włosy... Chcieli stworzyć swoje wymarzone dzieciaki, nie z tej ziemi - dowaliła, w momencie odzyskując wcześniejszą pewność siebie.
"Przepraszam mamo, przepraszam tato..." - jedynie powiedziałem w myślach, wzdychając ciężko. Nie miałem zamiaru oczerniać tak dobrych ludzi, lecz w tym wypadku sytuacja nas do tego zmusiła.
- Pójdziecie z nami... - oznajmił po kilku sekundach facet przy kości, prostując się. - Na razie pojedziemy na komendę...
***
Pewnie nie dla jednego ludzkiego dziecka przejażdżka radiowozem byłaby czymś wspaniałym, lecz nawet po długi namawianiu przez funkcjonariuszy, nawet nie tknąłem się żadnego ze sprzętów. Siedziałem cicho, wciąż będąc bardzo blisko swojej siostry. Nie mogłem pozwolić, żeby cokolwiek jej się stało. Aktualnie jesteśmy zdani jedynie na siebie, a jako że to ja właśnie jestem mężczyzną, chyba logiczną rzeczą jest, że powinienem chronić płeć przeciwną. Będąc w budynku, niemalże od razu poproszono nas o przejście do jakiegoś pokoju. Jak w krótkim czasie się okazało, było to pomieszczenie należące do psychologa. 
- Koloryzujemy...? - spojrzałem kątem oka na siostrę, która nawet na moment nie potrafiła się ode mnie odkleić.

<Corr? c: >

niedziela, 3 września 2017

Od Yuri'ego CD Viktor

Nie wiem ile dokładnie czasu nam to zajęło, ale aktualnie staliśmy przed dość sporym budynkiem, który zapewne był lodowiskiem. Zaciekawiony rozejrzałem się i moją uwagę przykuł duży szyld z napisem "Ice Castle". Przekrzywiłem głowę na bok i nagłe szturchnięcie w ramię, wyrwało mnie z zamyśleń nad nazwą tego obiektu.
- Zawiesiłeś się Rysiu? - szop spojrzał na mnie pytająco, a ja zdenerwowany zmarszczyłem nosek.
- Yuri! Yuuuuri! Nie Ryszard! - tupnąłem nogą i nabrałem ochotę, aby rzucić łyżwami w mojego kochanego pseudo wujaszka. - Jak podrosnę to... to...
Futrzak uśmiechnął się złośliwie i spojrzał na mnie z wyższością.
- Jak podrośniesz, to co? - powtórzył, obserwując jak moje poliki stają się czerwone.
- Ogolę cię na łyso! - pisnąłem i wbiegłem sprawnie po schodkach, prowadzących do drzwi wejściowych.
Usłyszałem stłumiony chichot Viktora, który cały czas nam towarzyszył i przyglądał się nam rozbawiony. Zarumieniłem się jeszcze bardziej i stanąłem przed automatycznymi drzwiami, które po chwili rozsunęły się, dając mi możliwość na przejście. Szybko wszedłem do środka i rozejrzałem się po niewielkim holu. Za ladą zauważyłem jakąś kobietę, która najwyraźniej wypożyczała sprzęt i wydawała bilety. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja momentalnie zrobiłem się cały czerwony i gdy tylko zobaczyłem, że platynowłosy pojawił się w pomieszczeniu, schowałem się za jego nogami, zerkając niepewnie na tą panią.
- Yuriś? Co się stało? - chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, a ja tylko złapałem małymi rączkami, materiał jego spodni.
- Nie przejmuj się nim... - westchnął szop, który dołączył po chwili do nas. - Mała wstydliwa dziewczynka...
Fuknąłem na niego, zły za to, że mnie obraził. W końcu to nie moja wina, że wstydzę się obcych i mam do nich dystans... Jednak z Viktorem jest inaczej... Pomógł mi, więc raczej można mu zaufać, wydaje się być miłą osobą.
- Dzień dobry. - kobieta odezwała się nagle, lustrując nas swoim wzrokiem. - Państwo na łyżwy?
Odsunąłem się powoli od chłopaka i podszedłem bardzo nieśmiało do lady. Starsza pani znowu posłała mi delikatny uśmiech, a ja niepewnie odwzajemniłem ten gest.
- Trzy bilety poproszę. - Viktor podszedł do mnie i oparł się o blat. - Ja zapłacę... - zwrócił się do Rocket'a, który już szukał portfela.
Już po chwili otrzymaliśmy bilety i dwa kluczyki do szafek, łyżwy już mieliśmy, więc bez przedłużania, weszliśmy do szatni. Tam ściągnąłem z siebie kurtkę, którą wepchnąłem szopowi do szafki, po czym nie czekając nawet na moich towarzyszy, ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia. Stanąłem na palcach i nacisnąłem na klamkę, otwierając przy tym drzwi, które zaskrzypiały cicho. Przeszedłem przez nie i w jednej chwili stanąłem w miejscu, wypuszczając z dłoni swoje łyżwy. Znalazłem się na ogromnej hali, na której mieściło się lodowisko. O dziwo nikogo tu nie było, przez co było strasznie cicho. Mimo wszystko bardzo podekscytowałem się widząc, że mamy dla siebie tyle miejsca, z dala od ludzi, którzy by mnie pewnie cały czas potrącali. Uśmiechnąłem się nagle promiennie i podniosłem łyżwy z podłogi, podchodząc po chwili do barierki. Była zbyt duża, nawet na to, żeby podskoczyć i uwiesić się na niej. Westchnąłem cicho i usiadłem sobie na ławce, czekając już tylko na Viktora i Rocket'a.
- Gdzie ty znowu łazisz?! Nie możesz spokojnie poczekać, tylko od razu gdzieś znikasz?! - zdenerwowany szop podszedł do mnie, a ja tylko wystawiłem w jego stronę język.
Założyłem łyżwy i ruszyłem powoli w stronę barierki. Próbowałem otworzyć jakoś drzwiczki, prowadzącego na lód, ale coś mi się to nie udawało. Nagle pojawił się za mną gotowy Viktor, który pchnął mocno drewniane ustrojstwo, czekając aż ja pierwszy, wejdę na lód.
- Dziękuję... - spojrzałem na chłopaka, rumieniąc się przy tym lekko.
On jedynie uśmiechnął się do mnie ciepło i wjechał gładko na lodowisko, podjeżdżając do mnie od razu.
- Lubisz jeździć na łyżwach? - pogłaskał mnie po głowie, na co ja zamknąłem na chwilę oczy, marszcząc nosek.
- Tak! - spojrzałem mu nagle w oczy. - Chcę w przyszłości jeździć zawodowo!
Platynowłosy uśmiechnął się tajemniczo, a ja przez moment obserwowałem go uważnie.
- Jeździsz zawodowo? - podjechałem do niego i ponownie, tak jak wcześniej, uchwyciłem się jego spodni.
Chłopak milczał, ale ja uznałem to za odpowiedź twierdzącą. Zresztą po samej jego jeździe mogę stwierdzić, że zna się na rzeczy.
- Nauczysz mnie jeździć? - spojrzałem na niego z dołu, rumieniąc się słodko. - Prooszę...?

< Viktor? :3 >

Od Vane CD Gilbert

Nie potrafiłam wydusić z siebie najmniejszego słówka. Przyglądałam się mężczyźnie, który klęczał przede mną od kilku sekund. Podniosłam się z krzesła, mimowolnie przykładając swoją rękę do serca. Przymknęłam oczy, po czym uśmiechnęłam się pod nosem. Wzrok co najmniej połowy gości jak i obsługi zostały skierowane w naszą stronę.
- Gilbert... Ja też nie wyobrażam sobie bez ciebie dalszego życia... - wyszeptałam, z powrotem uchyliłam powieki. Zanurzyłam się w jego spojrzeniu, podczas gdy z moich oczu zaczęły wyciekać pierwsze łzy. - Chcę z tobą zostać na zawsze... - upuściłam mimowolnie ręce. - Więc, tak!
Również się uśmiechnął, po czym wyciągnął w moją stronę rękę.  Ułożyłam swoją dłoń na jego dłoni. Mężczyzna w momencie wsunął na mój palec pierścionek zrobiony z dwóch rodzajów złota. Gdy tylko podniósł się na równe nogi, rzuciłam mu się na szyję z szerokim uśmiechem na twarzy. Otaczający nas ludzie zaczęli bić brawo.
- Uważaj, bo mi marynarkę ubrudzisz - wyszeptał i zaśmiał się pod nosem.
- Czy ty uważasz, że mam więcej tapety niż twarzy? - uniosłam wzrok do góry, nieco mrużąc oczy.
- Ależ skądże... - uchwycił od dołu mój podbródek. - Jedynie się z tobą droczę - powiedział, po czym złączył nasze usta w pocałunku.
Zaśmiałam się cicho, chwytając jego rękę. Spojrzałam kątem oka na ludzi, którzy wciąż bili brawo. Nieco zawstydzona przysiadłam z powrotem na swoim krześle, zasłaniając swoje oczy jasną grzywką. Widocznie spięta zaczęłam nerwowo bawić się otrzymanym przez niego pierścionkiem,
- Naprawdę, bardzo ładny... - powiedziałam, obracając go kilka razy na swoim palcu.
- Nie stresuj się tak - uśmiechnął się łagodnie, wciąż stojąc nade mną. - Patrz tylko na mnie i udawaj, że ich nie ma - dodał, poprawiając włosy opadające na moją twarz. - Dobrze? - ponownie uniósł mój podbródek do góry.
- Postaram się... - spojrzałam do góry z lekkim rumieńcem na twarzy.
- Chyba powinienem częściej zabierać cię do tego typu miejsc, bo twoja zaczerwieniona twarz jest naprawdę... Ups... Chyba powiedziałem to na głos - zaśmiał się, zasiadając po drugiej stronie stolika.
- Nie prowokuj mnie - prychnęłam cicho, strzepując dopiero co poprawioną grzywkę. - Właśnie przed chwilą skazałam się na ciebie - wciąż siedząc wyprostowana, spoglądnęłam na mężczyznę złośliwym wzrokiem.
- Mam się do ciebie zwracać Vane Nightray już teraz, czy może wolisz... - nie dokończył, zapewne wyczuwając wyraźny ból w okolicach kostki. Nawet siedząc przy stole mogę jakoś zmotywować go do zamknięcia się... "Chyba jednak siedzenie w restauracji nie jest takie złe" - stwierdziłam w myślach, delikatnie się uśmiechając.
- Co zamawiasz? - zmieniłam w momencie temat, szczerząc się.
***
Po skończonym jedzeniu kelnerzy odebrali nam puste talerze i wystawili rachunek. Gilbert chyba już wcześniej przygotowany wyciągnął z portfela pieniądze i wsadził je do specjalnie przyszykowanej sakiewki. Gdy tylko podniosłam się z krzesła, ten w momencie znalazł się przy mnie i wziął mnie sobie pod rękę. Nieco zdziwiona spojrzałam na niego, na co on odpowiedział delikatnym uśmiechem. W następnej kolejności podał mi płaszcz i pomógł go założyć. 
- Jesteś za miły - mruknęłam pod nosem, poprawiając guziki przy rękawach kurtki.
- Przez resztę dnia jestem twój... - odpowiedział, wcześniej przybliżając swoją głowę do mojego ucha. - Więc, gdzie sobie życzysz? - dopowiedział, otwierając przede mną drzwi od samochodu, który czekał zaledwie kilka metrów od wejścia restauracji. 
Można powiedzieć, że czekałam tylko na to pytanie. Ostatnio udało mi się znaleźć naprawdę ładne miejsce, w które zapragnęłam zabrać się razem z Gilbertem. Przysiadłam na fotelu drugiego pasażera.
- Ustawię ci nawigację - powiedziałam tajemniczo się uśmiechając.
- Niech będzie - zasiadł na kierownicą, po czym przekręcił nieduży kluczyk w stacyjce. 
Dorwałam się do wbudowanego sprzętu, żeby w momencie wpisać adres ulicy przy której znajdowało się to miejsce. Oczywiście uwzględniłam fakt, że musimy gdzieś zostawić auto. Na całe szczęście z tego co zapamiętałam znajduje się tam przejazd. Uśmiechnęłam się, gdy tylko kobiecy głos wskazał drogę którą trzeba jechać.
***
Gdy tylko silnik samochodu przestał działać, w momencie wyparowałam z pojazdu. Po kilku sekundach znalazłam się przy krańcu klifu na którym akurat się znajdowaliśmy. Z tego miejsca rozprzestrzeniał się naprawdę cudowny widok... Gwiazdy, które zwisały tuż nad rozciągającą się panoramą miasta nocą. Kolorowe światełka były naprawdę piękne z tej perspektywy. Westchnęłam cicho, zupełnie zanurzając się w tym widoku... Wpatrywanie się w niego godzinami, chyba nie sprawiłoby mi większego problemu.
- Podoba ci się tu? - szepnęłam, wyczuwając owijające się wokół moich bioder ręce. 
Odsunęłam się nieco do tyłu, aby zanurzyć się w jego płaszczu. Było mi zimno, a on znowu wykazał się swoimi umiejętnościami grzewczymi. 
- To miejsce jest naprawdę niesamowite... - stwierdził, zgodnie przytakując głową.
- Ale... - zaczęłam, nieco spuszczając wzrok w dół. - Chciałam cię tu zabrać, bo... - wydukałam, w momencie zwracając głowę w jego stronę.
- Nie bój się...  Mów... - przeczesał swoimi palcami moje włosy, które w tym momencie dosłownie błyszczały w świetle księżyca. 
Spuściłam nieco wzrok, wzdychając cicho. Westchnęłam. "Prosto i bez przeciągania, nie bój się powiedzieć, że tego chcesz..." - powiedziałam do siebie, po czym w momencie spojrzałam mu prosto w oczy. Uchwyciłam kołnierzyk jego płaszcza w swoim uścisku. Jednym, stanowczym szarpnięciem przyciągnęłam twarz mężczyzny bliżej swojej.
- To, tu i teraz - powiedziałam z wyraźnym błyskiem w oku.
- Z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakujesz... - westchnął, uśmiechając się szeroko. - Czego tylko sobie życzysz... - w momencie przyciągnął mnie do siebie.
Wpiłam się w jego usta, wciąż trzymając kołnierzyk należącej do niego kurtki. Zrobiliśmy kilka współgrających kroków w stronę samochodu, na którego maskę zostałam w ułamku sekundy zepchnięta. Przeskanował moją postać, śmiejąc się cicho pod nosem. Stojąc nade mną, w końcu po momencie z powrotem zbliżył się do mojej twarzy. 
- Nimfomanka... - szepnął, zabierając się za zsunięcie ze mnie białej sukienki.
- Stary pedofil - odburknęłam, czując przyśpieszający rytm serca
***Ej, chyba mogę coś zachować dla siebie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)***
Obudziłam się... W łóżku? Cholera, czy to co wydarzyło się wczoraj było snem? Nagle poderwałam się do pionu, skanując wzrokiem pomieszczenie. Byłam tu sama... Wygramoliłam się spod kołdry, poprawiając przy tym swoją koszulę nocną. "Zimno..." - mruknęłam niezadowolona, a na moją twarz wpłynął wyraźny grymas. Dorwałam się do swojej półki, z której dorwałam dobrze znaną bluzę. Kiedyś udało mi się ją zwędzić Gilowi... Zanurzyłam się w niej w momencie, podwijając przy tym rękawki. Wyciągnęłam z jej środka swoje długie włosy, żeby w następnej kolejności założyć kaptur. 
- Czyli to nie był sen... - westchnęłam, spoglądając na pierścionek widniejący na mym palcu.
Wybyłam za drzwi. W krótkim czasie udało mi się podejść pod schody. Starałam się zejść na dół tak cicho, jak tylko mnie było w tej chwili na to stać.
- Śpiąca królewna się obudziła! - dotarł do mnie głos z dołu.
Westchnęłam cicho, przyśpieszając kroku. Na dole nie zabrakło nikogo. Yuri siedział grzecznie w swoim bujaczku, Rocket majstrował coś w swoich rzeczach, a Gilbert aktualnie siedział przy stole wpatrując się we mnie. 
- Wczoraj... - zaczęłam, podchodząc do stołu. - Czy wczoraj było wczoraj? - zmrużyłam oczy, spoglądając na ciemnowłosego.

<Gil? C; >


Od Gilbrta CD Vane

Jak normalny człowiek, wstałem sobie z łóżka i postanowiłem, zejść na dół, żeby się czegoś napić. Tak, więc w samych bokserkach podszedłem powolnie do drzwi, w między czasie drapiąc się po czuprynie, który wyglądała jakby co najmniej kilka razy, strzelił we mnie piorun. Mruknąłem coś pod nosem i nacisnąłem na klamkę, otwierając spokojnie drzwi. W jednej chwili spojrzałem na zaskoczoną Vane, która wpatrywała się we mnie w osłupieniu. Może nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie miała na sobie tego prześwitującego szlafroku i skąpego stroju, od którego szczerze nie potrafiłem odwrócić wzroku. Myślałem, że dostanę zaraz krwotoku z nosa... Boże... Chyba się na nią rzucę... Nie! Gilbert... Ogarnij się ty stary zboczeńcu...
- Mam jedno pytanie... - mruknąłem, skanując dziewczynę wzrokiem od stóp do głowy. - Z jakiej to okazji...?
Białowłosa zarumieniła się uroczo i niepewnie odsunęła się od ściany, przygryzając seksownie dolną wargę.
- No bo... - zaczęła speszona, patrząc to na mnie, to na podłogę. - Dzisiaj są Walentynki i... - nie dokończyła, gdyż przyciągnąłem ją gwałtownie do siebie i wpiłem się w jej słodkie wargi.
- To miłe z twojej strony... - wymruczałem, kiedy oderwaliśmy się na chwilę od siebie. - Szczerze to mnie zaskoczyłaś... - uśmiechnąłem się złośliwie.
Dziewczyna objęła mnie za szyję, muskając palcami mój kark, po którym mimowolnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Nie podoba ci się? - szepnęła cichutko, zerkając dyskretnie w bok.
- Nic takiego nie powiedziałem. - zaśmiałem się cicho i chwyciłem jej podbródek, unosząc go lekko do góry. - Tak mi się bardzo podoba, że zastanawiam się, czy cię nie wziąć tu i teraz, na tej podłodze...
W jednej chwili, twarz Vane zrobiła się cała czerwona, a ja rozbawiony pogłaskałem, ją jedynie po głowie. Dziewczyna odsunęła się ode mnie, na co mruknąłem niezadowolony i chwyciłem ją za nadgarstek, następnie wciągając jej osobę wgłąb sypialni. Niemalże od razu przenieśliśmy się na łóżko, gdzie ściągnąłem z niej ten fikuśny szlafrok. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc, jak dokładnie obserwuje moje ruchy, niecierpliwiąc się przy tym.
- A tak w ogóle to co zrobiłaś z Yurim i szopem? Coś za cicho w tym domu... - mruknąłem, gładząc dziewczynę po brzuchu, na co zamruczała cicho.
- O to się nie martw... - kąciki jej ust uniosły się delikatnie.
Odetchnąłem cicho i złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku, badając przy tym dłońmi, całe ciało dziewczyny.

~~*( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)*~~

Spojrzałem na swoje idealnie ułożone włosy i uśmiechnąłem się do swojego odbicia, poprawiając jeszcze krawat. Po upewnieniu się, że wyglądam odpowiednio i elegancko, wyszedłem z łazienki i spojrzałem już na gotową Vane, która siedziała spokojnie na łóżku, czekając cierpliwie, aż ja się ogarnę. Zwykle to ja muszę na nią czekać, ale dziś rolę się odwróciły i to ja siedziałem dłużej w łazience szykując się na nasz wypad na miasto.
- Gotowy? - zapytała, unosząc się z łóżka i podchodząc do mnie. - Czy jeszcze musisz przypudrować sobie nosek? - uśmiechnęła się, a ja wywróciłem oczami.
Dziewczyna miała na sobie białą elegancką sukienkę, która swoimi czerwonymi dodatkami, podkreślała jej oczy.
- Nie wymądrzaj się księżniczko... - pstryknąłem ją w czoło i wyszedłem spokojnie z pokoju.
Tak, naprawdę to szykowałem się na te wydarzenie, kilka dni wcześniej. Zrobiłem rezerwacje miejsc w eleganckiej restauracji i wyszykowałem odpowiednie ciuchy. Dzisiaj nastąpi chwila prawdy...
Wsadziłem dłoń do kieszeni marynarki i upewniłem się, że pudełeczko jest na swoim miejscu, po czym wyszedłem, przed dom, czekając aż Vane założy buty. Po chwili dołączyła do mnie, a ja zamknąłem drzwi. Ująłem delikatnie jej dłoń i podszedłem z nią do samochodu, które aż błyszczało z czystości. Otworzyłem białowłosej drzwi po stronie pasażera i poczekałem aż wsiądzie do środka.
- Coś ty taki dzisiaj grzeczny? - zapytała żartobliwie, kiedy zająłem miejsce za kierownicą.
- Bo tak.... - uśmiechnąłem się pod nosem i wsadziłem kluczyk do stacyjki.

~~*~~

Zajęliśmy miejsca przy zarezerwowanym przeze mnie stoliku i spojrzeliśmy na idącego w naszą stronę kelnera. Podał nam karty dań, a ja zerknąłem niepewnie na dziewczynę, która spokojnie przekładała strony katalogu.
- Vane... - zagadnąłem cicho i z nutką zdenerwowania w głosie. - Ja ten... No...
Białowłosa spojrzała na mnie pytająco, posyłając mi delikatny uśmiech. Nie chciałem odkładać tego na później, chciałem to zrobić teraz...
Wstałem powoli od stołu i zbliżyłem się do krzesła, na którym siedziała moja ukochana. Spojrzałem jej głęboko w oczy i klęknąłem na jedno kolano. Wyciągnąłem z kieszeni niewielkie pudełeczko i wziąłem głęboki wdech.
- Wiem, że jestem stary, głupi i zboczony, ale kocham cię nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Trochę razem przeżyliśmy, dobre i złe chwilę, które jeszcze bardziej pogłębiły nasze relację... Chcę żebyśmy zostali prawdziwą rodziną... - oznajmiłem oficjalnie i uchyliłem wieczko pudełeczka, w którym znajdował się pierścionek zaręczynowy, wykonany z białego i zwykłego złota. Kilk. - Dlatego czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

< Vane? :3 >
Mia Land of Grafic