sobota, 11 marca 2017

Od Gilberta CD. Vane

- Nie chcę jeść...! - Warknąłem już poirytowany zachowaniem dziewczyny. - Oddawaj to i sobie pójdę stąd...
- Nie... Masz najpierw zjeść... A może jednak cię nakarmić? - Uśmiechnęła się złośliwie, na co skrzywiłem się i wziąłem do ręki tosta.
Zlustrowałem go wzrokiem.
- Jesz czy nie? - Przekrzywiła delikatnie głowę na bok, przyglądając się mi.
- Hmm...? Zastanawiam się czy nie jest otrute... - Odparłem i obróciłem tosta w palcach. - Nie chcę ryzykować...
Już chciałem coś dopowiedzieć, ale dziewczyna wepchnęła mi drugiego tosta do ust. Zaskoczony wyplułem go spowrotem na talerz.
- Co ty robisz?! - Warknąłem na nią zdenerwowany i walnąłem pięścią w stół.
- Spokojnie Gilberciku... Ktoś ci kiedyś mówił, że za dużo gadasz? - Z irytującym uśmieszkiem poprawiła swoje włosy, które wpadały jej do oczu.
- Zamknij się już... - Mruknąłem i mimo wielkiej niechęci zacząłem jeść. - Obrzydzasz mi jedzenie...
- A ty mi życie... - Prychnęła, opierając głowę na dłoni.
- Było mnie nie ratować... Sam bym sobie poradził....
- Chciałam wygrać zakład...
- Uważaj dziewczynko... - Przełknąłem kęs tosta. - Zakłady to hazard... A hazard uzależnia...
- Mały Gilbercik powinien bardziej skupić się na jedzeniu... - Wskazała na okruszki na stole. - Jakie niewychowane dziecko...
Strzepałem szybko okruchy na ziemię i biorąc ostatni kęs do ust, wstałem od stołu.
- A posprzątać po sobie to nie łaska? - Skomentowała jak zwykle pewna siebie.
- To ja tu jestem gościem...
- Prędzej szkodnikiem i darmozjadem...
- Dobra... Przestań biadolić i oddawaj mi portfel... - Wystawiłem w jej stronę dłoń. - I jeszcze do tego mój płaszcz i koszulkę...
- Nie podziękujesz za opiekę?
- To było narzucenie się... Nie chciałem twojej pomocy... - Westchnąłem cicho i podrapałem się po czuprynie.
- Gdybym ci nie pomogła to byś umarł...
- Trudno... - Ruszyłem ramionami, czując przy tym nieprzyjemny ból. - Oddawaj moje rzeczy...
- Twoje ciuchy są w praniu, a co do tego... - Wskazała na mój portfel, który trzymała w dłoni. - Chyba będziesz musiał mi zapłacić... Hm... Za zmarnowany czas, waciki, pościel... - Zaczęła wymieniać, a ja pokręciłem głową nie dowierzając w to co słyszę.
Wyminąłem ją i poszedłem do sypialni, w której się obudziłem. Znalazłem w niej dużo ciuchów dziewczyny i chociaż bardzo bym chciał coś z tego włożyć na siebie, to niestety to wszystko było zbyt ciasne i małe... Usiadłem na łóżku i z przyzwyczajenia sięgnąłem do kieszeni, jednak przypomniałem sobie, że nie mam na sobie płaszcza, w którym były moje papierosy. No właśnie! Co ona z nimi zrobiła? Poszedłem do łazienki i spojrzałem w stronę pralki. Kucnąłem przy niej i spojrzałem na wirujące w niej ciuchy. Dostrzegłem również mokre opakowanie petów i zapalniczkę, która co chwilę obijała się o metalowe ścianki pralki. Trzasnąłem pięścią w wirujący sprzęt i przegryzłem wargę.
- Chyba będziesz musiał troszkę poczekać, chyba że chcesz tak paradować sobie na zewnątrz półnagi... - Odezwała się nagle dziewczyna, która oparła się o framugę drzwi.
Prychnąłem pod nosem i ponownie ją ominąłem.
Moje papieroski...! Jak on mogła?!
Wróciłem do sypialni i zmieniłem opatrunek, a także odkaziłem porządnie ranę. Piekło jak cholera, ale zacisnąłem zęby i wytrzymałem to. Zakręciłem buteleczkę spiritusu i odłożyłem ją na szafkę nocną.
A gdzie mój telefon?
- Dziewczynko! - Wydarłem się i po chwili do pokoju weszła dziewczyna. - Gdzie mój telefon?!

< Vane? XD >

Od Vane CD Shadow

- To jest plan budynku - wskazałam laserem na ścianę, na której wyświetlał się kolorowy obraz. - Grupa A, wejdzie z tej strony - przekierowałam wiązkę na główne wejście. - A grupa B, dostanie się do środka przez zaplecze.
- Musimy od razu przejść do ataku. Rocket przygotował dla nas ładunek, który da radę spalić tą budę bez najmniejszych komplikacji - dodał Peter stojący obok mnie. - Podłoży o Kiba wraz z Kane tuż przy barku.
Spojrzałam kątem oka na brata. Ten tylko delikatnie się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
- Jakieś pytania? - zapytałam na koniec.
- O której zaczynamy - zgłosił się jeden z członków klanu.
- Zaraz podjedzie po nas pojazd wraz z kierowcą. Tymczasem... Możecie udać się do magazynu po broń - pokiwałam głową, zgodnie z tym co powiedziałam.
***Piętnaście minut później***
Tą akcję planowałam od kilku dobrych tygodni. Dzień w dzień, śledziłam właściciela baru, żeby ustalić odpowiednią datę ataku. Gość, nie zapłacił mi za broń, więc jednocześnie stał się moim celem. 
- Założyć chusty - skierowałam polecenie w stronę ludzi, którzy siedzieli z tyłu.
Wyszliśmy z samochodu, po czym od razu skierowaliśmy się w stronę baru z broniami uniesionymi w górze. Z początku wystrzeliłam tylko jeden pocisk, lecz w późniejszym czasie poleciały kolejne. Dostaliśmy się do środka bez żadnych przeszkód. Ja, prowadziłam grupę A, a Peter grupę B.
- Rocket, podaj mi tą bombę - szepnęłam, w stronę szopa, który stał tuż obok mnie.
Szybko wyciągnął z plecaka rozbudowane urządzenie i podał mi je do rąk.
- Wystarczy wcisnąć ten przycisk - wskazał na czerwony guziczek.
- Hyhm, nie spodziewałabym się - prychnęłam, przekazując przedmiot Kane. - Wiecie do robić - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
Ta tylko przytaknęła głową i wraz z Kibą udała się w miejsce podłożenia ładunku. Trzeba było czekać na odpowiedni sygnał. Szczerze mówiąc, mogłam zrobić to sama, ale wolałam powierzyć to zadanie komuś innemu. Przynajmniej będę miała na kogo się drzeć, jeżeli coś nie wyjdzie...
- Jesteśmy na stanowisku - rozbrzmiał cichy głos w mojej krótkofalówce. 
- Zaraz..
- Chwila, a ile czasu mamy na ucieczkę? - przerwał mi męski głos.
Skierowałam wzrok na Rocket'a.
- Ile czasu? - powtórzyłam.
- Ekhm... Nie podawałaś szczegółów dotyczących budowy bomby... - mruknął, krzyżując łapki.
- Bożżże.... - warknęłam, strzelając facepalm'a. - Czy dasz radę to przerobić np.: TERAZ? - ścisnęłam mocniej urządzenie.
- Dam radę - przytaknął głową.
Podniosłam się z pozycji kucającej, po czym rozejrzałam się dookoła.
- Peter, akcja się trochę opóźni. Ktoś źle zaprogramował bombę - mruknęłam, patrząc na wyraźnie obojętną minę szopa.
Zapięłam krótkofalówkę na pasku i biegiem ruszyłam wraz z Rocket'em w stronę "miejsca wybuchu". 
Po kilkunastu minutach udało nam się znaleźć dwójkę towarzyszy. Stali, jakby nigdy nic pijąc CocaColę z lodem...
- Serio? - mruknęłam, odbierając Kibie urządzenie. - Nie uczono Cię w szkole, że wystarczy zmienić układ kabli... 
Poszperałam trochę w środku, po czym oddałam mu urządzenie. Wywróciłam oczami i oddaliłam się kawałek dalej, jakby nigdy nic. 
- Dziesięć sekund?! - krzyknął, przerażony odrzucając bombę.
- A co? Nie wystarczy Ci tyle czasu? - prychnęłam, odbiegając.
Głośny huk, już po chwili rozbrzmiał w moich uszach. Wszędzie był pył, a mocny wybuch wzburzył podłogę. Krzesła i stoliki wylądowały na drugim końcu baru.
- Pirotechnikę zostaw mi! Ja mam o wiele bardziej wyczulony słuch niż ty! - krzyknął Rocket, trzymając mnie za płaszcz.
- Spokoojnie - prychnęłam.
- Słyszysz to? - przerwał mi szybko, odwracając głowę w lewą stronę.
- Jakby... Skomlanie? - ruszyłam za nim w stronę dźwięku.
- Psa, albo czegoś w tym typie...
Przeskakiwałam pomiędzy poszczególnymi elementami czegoś, co jeszcze kilka minut temu było stołem. Słysząc ten sam dźwięk co wcześniej, tylko pod sobą. Zatrzymałam się. Pod stołem leżała jasnowłosa nastolatka...
- Myślę, że nie jest ona zwykłym człowiekiem.. - szepnęłam, kucając obok niej.
Wyczuwałam wyraźny puls. Ten cały "pies", prawie mnie ugryzł przy wykonywaniu szybkiego badania, lecz na szczęście nie skończyło się na żadnej ranie.
- Peter, mamy problem - oznajmiłam.
W tym samym momencie, na dworze rozbrzmiały syreny karetki i policji. Spojrzałam to na dziewczynę, to na okna w których migały czerwono-niebieskie światła.
- Wrócę po nią - oznajmiłam do zwierzęcia, które stało przy nas.

***

"Kolejny zamach zorganizowany przez zbuntowanych... Kilkanaście osób nie żyje... Jedna osoba wyszła cało... W śpiączce..."
Przeczytałam w myślach, przyglądając się szybce telefonu. Miałam nadzieję, że nie będzie ona kolejnym zdrajcom i da się namówić na dołączenie do klanu... Widząc jak otwiera oczy, wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni. Psy (czy cokolwiek to było) zaczęły wesoło merdać swymi ogonami.
- To ty... - mruknęła.
Nie zwlekałam. Obudziła się, czyli była to odpowiednia pora na ucieczkę.
- Trzeba Cię stąd zabrać - odpięłam kolejne urządzenia, które stabilizowały jej stan życiowy i mierzyły tętno.
- Ej, kim ty w ogóle jesteś? - fuknęła, wyraźnie niezadowolona.
- Kimś takim jak ty - odpowiedziałam szybko, robiąc jej miejsce na wstanie. - Nie mamy czasu na zbędne rozmowy. Musimy Cię stąd wyrwać - otworzyłam okno.
- Wyrwać w liczbie mnogiej? 
- Czepiasz... - zaczęłam, lecz szybko się powstrzymałam. - Tak, ja i moi kumple.
- Aha... - szepnęła pod nosem, najwyraźniej nie za bardzo rejestrując co się dzieje.
- Peter, jesteśmy gotowe - uniosłam krótkofalówkę.
- Przyjąłem... Za pięć sekund włączamy alarm - dostałam odpowiedź w krótkim czasie.
- Stań przy drzwiach.
Dziewczyna, jak i jej zwierzęta wciąż nie za bardzo wiedzieli o co chodzi. W końcu... Jakaś wariatka próbuje je uprowadzić ze szpitala... No w sumie, nie dziwię się im.
- Wytłumaczę wam wszystko, gdy znajdziemy się w bazie... OKay? - zapytałam ze znużeniem w głosie.
- No... Dobra - dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.
Gdy rozbrzmiał alarm, cały szpital zaczął się ewakuować z powodu... Nas? Nie, to złe określenie. Później wcisnę im kit, że to było takie, Ekhm.. ĆWICZENIA. 
- Idź za mną - oznajmiłam, otwierając drzwi.
Na holu, panowało straszne zamieszanie. Chyba tylko ja zachowałam opanowany wyraz twarzy. Zwinnymi ruchami omijałyśmy ludzi, którzy uciekali w stronę schodów. Tymczasem ja i nowo poznana dziewczyna, udałyśmy się do windy. Wiedziałam, że w niej, będą przewozić ludzi poważniej chorych, więc na logikę - powinna być ona pusta.
Wcisnęłam jeden z przycisków umieszczonych na panelu. Już po chwili drzwi się otworzyły.
- Wskakuj - oznajmiłam, wchodząc do środka.
Nie zwracając uwagi na dziewczynę, zaczęłam majstrować przy kablach.
- No Rocket, co mam zrobić - zapytałam krótkofalówki umieszczonej na biodrze.
- Musisz przeciąć zielony kabel. Bez niego, drzwi się nie otworzą - usłyszałam znajomy głos.
- A jak mam później wyjść? - fuknęłam, trzymając scyzoryk w zębach.
Otworzyłam panel w którym znajdowała się całą masa przeróżnych kabli i urządzeń. "Raj dla niego..." - prychnęłam, szukając zielonego koloru.
- Jednorazowe zwarcie wystarczy, żeby otworzyć drzwi.
- No spoko... - mruknęłam pod nosem, przeszukując pęki.
Czerwony, żółty, zielony... Zaraz, zielony! Przytrzymałam kabel jedną ręką, a drugą wyciągnęłam ostre narzędzie z ust. Szybkim ruchem przecięłam go.
- Otwierać! - krzyknął wyraźnie przerażony, kobiecy głos.
- Przepraszam, ale coś się zacięło! -odpowiedziałam, starając się zachować jak najbardziej rozpaczliwy głos.
Winda jechała dalej w dół. Po drodze, zaliczyliśmy kilka podobnych sytuacji. Ci ludzie nie znają się na żartach? 

Gdy byłyśmy już na dole, połączyłam kable ze sobą. Drzwi w sekundzie się otworzyły.
- Podjedźcie - wydałam polecenie w stronę urządzenia.
Wybiegłyśmy ze środka, zwinnymi ruchami omijając lekarzy i pielęgniarki. Owe "psy" dziewczyny, też jakoś dawały radę. Będąc przy drzwiach, nie zwlekałam. Szybko je otworzyłam.
- To ten - wskazałam na pojazd, który podjeżdżał w naszą stronę. - Skaczemy na trzy.
- CO!? - krzyknęła przerażona.
- Nie ma czasu na zatrzymywanie się - wskazałam wzrokiem na ochronę, która już zmierzała w naszą stronę.

<Shadow? xD  Nie mam weny>


czwartek, 9 marca 2017

Od Shadow

Zbliżyłam się do obskurnego budynku, w towarzystwie dwóch rogatych psów. Już po otworzeniu drzwi uderzył we mnie drażniący zapach alkoholu, wymiocin i krwi. Jedna z hybryd wtuliła pysk w moje biodro, a druga położyła uszy i zaczęła warczeć. Ruchem ręki uciszyłam Ashton'a. Posłusznie przestał, jednak jego uszy, jak i ogon, wskazywały, że w każdej chwili jest gotowy do ataku.
To była jedna z tych chwil, w czasie której cieszyłam się, że normalni ludzie widzą jedynie dwa, wysokie i wychudzone, płowe charty. A przynajmniej do póki one tego chcą.
Ashley delikatnie dźgnęła rogami przyjaciela. Ten podskoczył, wyraźnie zdenerwowany.
    Westchnęłam, obserwując, jak toczą niemą dyskusję. Zaraz zapewne zacznie się między nimi walka.
Przeszkodziły im w tym krzyki. Na początku myślałam  że to po prostu kolejna bójka, jak to w takich miejscach bywa, jednak po chwili wszystko pokrywały płomienie. Ashley i Ashton od razu do mnie przybrnęli. Nagle, coś spadło z hukiem. Dym wypełnił pomieszczenie.
Dzięki swojej mocy, mniej-więcej wiedziałam co się dzieje, jednak nie mogłam się ruszyć, przygnieciona stolikiem. Ash stał przy przedmiocie i głośno skomlał, a Ley, którą zdążyłam odepchnąć, kuliła się obok mojej głowy. Próbowałam podźwignąć się na łokciach, jednak bezskutecznie.
W tym chaosie dostrzegłam osobę. Była dziwnie spokojna. To ona to zrobiła. Jednak, nie mogłam nic określić płci, czy wysokości, gdyż moje czoło spotkało się boleśnie z ziemią - straciłam całkowicie kontakt z rzeczywistością.
~*~
Zmrużyłam oczy, oślepiona bielą sufitu. Jedynym dźwiękiem były charakterystyczne sygnały z maszyn.
Coś trąciło moją dłoń. Uśmiechnęłam się i pogładziłam pysk psa. Wyczułam dwa, małe rogi, co oznaczało, iż to Ashley. Podniosłam głowę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Ashton, pilnujący drzwi. Potem gazeta przy szafce nocnej.
Kolejny zamach zorganizowany przez zbuntowanych... Kilkanaście osób nie żyje... Jedna osoba wyszła cało... W śpiączce...
Przeskakiwałam co parę słów. Lekturę przerwało mi odkaszlnięcie. Szybko podniosłam wzrok.
— To ty. — mruknęłam.
Postać przyśpieszyła kroku.
— Trzeba cię stąd zabrać. — bez zbędnych ceregieli człowiek zaczął odpinać mnie od aparatury. 
— Ej, kim ty w ogóle jesteś?! — fuknęłam.
— Kimś takim jak ty. — padła odpowiedź.

< Ktoś? X3 >

środa, 8 marca 2017

Shadow Reev Melody Lee Mayer


~~~

Imię i Nazwisko: Swego prawdziwego imienia nie zna. Gdy była mała, znaleziono ją w cieniu i nazwano Shadow Reev Melody Lee Mayer. Ale toleruje samo Shadow, lub Scar. 
Płeć: Dziewczyna
Wiek: 16 lat 3 miesiące
Rasa: Jeż
Klan: Guardians of the Galaxy
Stanowisko: Chciałaby zająć stanowisko szpiega, ale w jej wieku to niemożliwe...
Żywioł: Światło&Natura
Moce: 
¤Fotokineza -  jest w stanie kontrolować światło. Włączna jest także fotokinetyczna niewidzialność, która umożliwia zakrzywianie światła, tak aby całość lub część ciała stała się niewidzialna. Nie jest jednak niezawodna, gdyż pył może ją zdemaskować. Moc działa tylko w dzień.
¤ Widzenie w trudnych warunkach- Melody posiada dar widzenia ( niestety, tylko częściowo)  na przykład w ciemności, przez mgłę lub opary. Potrzebuje tylko trochę światła. 
¤ Chlorokineza -  może tworzyć i kontrolować rośliny do różnych celów, w tym chwytania wrogów lub blokowania ataków. Działa tylko w dzień.
Umiejętności: Reev chodzi niesamowicie cicho i zwinnie, biega ze średnią prędkością, a jej największą zaletą jest to, że potrafi wślizgnąć się prawie wszędzie, bez większego problemu. 
Charakter: Shadow uwielbia się śmiać czy imprezować, jest miła oraz opiekuńcza,  jednak ma też te dwie wady, które są w tym świecie najgorsze; łatwo zdobyć jej zaufanie, a i z współczucia jest u niej za dużo. Banalnie daje się nabierać, ale idzie to też w drugą stronę; to wyśmienita aktorka, która swym urokiem zwiedzie każdego. Niestety, Scar to nieśmiała i niezbyt waleczna istotka, którą prześladuje pech. Łatwo zrobić jej pranie mózgu. Zawsze znajdzie się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Jest delikatnie egoistyczna, ale to naprawdę rzadko się ujawnia. Gdy się zirytuje, łatwo złość może się u niej przerodzić w płacz. Dlatego właśnie, uważana jest za beksę, ale czy to jej wina, że nie potrafi ukrywać emocji? Nie potrafi się także bronić. Ani słownie, ani pięściami. Mimo, iż zdaje sobie sprawę, z całego zła, które ją otacza, woli przybierać maskę i podnosić innych na duchu. W środku ma depresję, która kwitnie już kilka lat.
Cechy Charakterystyczne: -
Ciekawostki: 
- Nie lubi słodyczy.
- Uwielbia maliny i poziomki.
Głos: link
Właściciel: Hiena

poniedziałek, 6 marca 2017

Od Vane CD Kiba

Mój mózg odmawiał współpracy. Nie pamiętałam niczego z poprzedniej nocy...
- Co ja zrobiłam... - szepnęłam sama do siebie, związując włosy w dwa kucyki.
- Przespałaś się ze mną - Kiba wychylił się zza kanapy, wciąż mając na swojej twarzy minę pedofila.
- Zamknij się - warknęłam, patrząc na niego zabójczym wzrokiem.
Gdyby nie fakt, że jest on jednym ze zbuntowanych i bratem Tsume, już dawno skończyłby na cmentarzu. Spojrzałam na niego przelotnie, lecz gdy dostrzegłam, że nie ma koszulki od razu wlepiłam w niego swój wzrok.
- Ubierz się debilu, bo ktoś tu zaraz przyjdzie i będziemy mieli problem - zaczęłam zbierać ze stolika wszystkie butelki i śmieci po... "Mini imprezie, która zawsze źle się kończy".
- Nie mam w co - wzruszył ramionami wskazując na koszulkę, która leżała rozdarta na podłodze. - Sama mi ją ściągałaś - wyszczerzył się, zbliżając swą twarz do mojej.
- Nawet nie próbuj. Następnym razem zranię Cię o wiele poważniej - mruknęłam, zawiązując czarny worek.
Szybko podeszłam do drzwi i wyrzuciłam przedmiot do pobliskiego kosza. Nie chciało mi się tego wszystkiego segregować. Nie w tej chwili.
- Zaraz przyniosę Ci jakąś koszulkę - mruknęłam, przymykając na chwilę oczy.
Gdy je ponownie otworzyłam, znalazłam się w centrum Nowego Jorku w przebieralni. Odsłoniłam zasłony, po czym szybkim krokiem podeszłam na dział męski. Wzięłam z wieszaka losową koszulkę. Rozglądnęłam się - Nikt nie zobaczy... - schyliłam się na moment w geście podniesienia czegoś. W rzeczywistości, przeniosłam się z powrotem do domu.
- Ubierz to - podałam mu t-shirt.
- Ależ nie mogę brać od Ciebie takich rzeczy! - uśmiechnął się z pogardą, podnosząc ręce.
- Bierz. Kosztowało mnie to chwilę strachu - zaśmiałam się cicho, ściągając przedmiot z wieszaka.
Na całe szczęście nie musiałam mu kolejny raz powtarzać. Posłusznie włożył ubranie i z rękoma w kieszeni stał przede mną.
- To co robimy? - zapytał, unosząc jedną z brwi.
- Dzwonię po Tsume - uśmiechnęłam się złośliwie, biorąc do rąk telefon.
<Kiba? Won do domu xD Nie no żartuję ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)>

Od Kiby CD. Vane

****( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)****

  Obudziłem się leżąc na kanapie. Nie ukrywam tego, że od razu odczułem, że piłem zanim zasnąłem. Podniosłem się leniwie na łokcie i dostrzegłem, że leży na mnie jakaś dziewczyna. I do tego naga, tak samo z resztą jak ja. Ale to nie jakaś przypadkowa dziewczyna, to Vane we własnej osobie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Co się wczoraj działo? Nie wiem. Ale bardzo łatwo wywnioskować jak się to skończyło.
   Mój monolog który prowadziłem w myślach przerwał ruch dziewczyny. Podniosła się a gdy zobaczyła w jakim stanie się znajduje, spojrzała na mnie oczami wielkości pięciozłotówek.
- Co ty...
Nawet nie dokończyła tylko zeszła ze mnie zakrywając swoje ciało jak mogła i usiadła za oparciem kanapy, tak żebym nie mógł jej zobaczyć.
- Heh.
- Specjalnie mnie upiłeś! - krzyknęła w moją stronę.
- Wstrzymaj konie... Nic nie zrobiłem. Po pijaku ludzie robią różne rzeczy. Poza tym, to nie pierwsza taka moja sytuacja.
- Twoja może nie - prychnęła. - Spodziewałabym się.
Wychyliłem się zza oparcia tak, że widać mi było tylko połowę twarzy i spojrzałem na nią z miną typu "( ͡° ͜ʖ ͡°)".
- Czyżbym był tym pierwszym?
Przeniosła na mnie wzrok i walnęła mnie w twarz. Odsunąłem się.
- Ała.
- Ghrrr... Po prostu zakładaj te swoje szmaty, przy okazji daj mi moje.
- Jak sobie księżniczka życzy - pozbierałem jej ubrania i jej rzuciłem.
- Co ty masz z tą księżniczką?
- No nie wiem. Księżniczka, dziewica, to to samo. Ale może od dzisiaj muszę cię nazywać inaczej.
Założyłem na siebie spodnie. Koszulki znaleźć nie mogłem, jednak większym problemem była Vane która wyglądała jakby miała mi się rzucić do gardła.

<Vane? Nie zabijaj D; xD>

Yuki "Czarna" Higashikuni




Imię i nazwisko: Yuki Higashikuni
Pseudonim: Czarna
Płeć: Kobieta
Wiek: 28 lat
Rasa: Czarny lis
Orientacja: Biseksualna
Zauroczenie: -
Klan: Spirit of Shining Star
Stanowisko: Zwiadowca
Żywioł: Powietrze i Noc
Moce: 
-potrafi przywoływać duchy innych stworzeń do walki,
-tworzy swojego klona, a ona sama jest niewidzialna przez jakiś czas,
-umieszcza kule niebieskiego lub czarnego światła. Najczęściej rozprzestrzeniają się, a kto jest w ich zasięgu może być spowolniony, osłabiony itp. (nie działa na sojuszników)
-potrafi uzdrawiać za pomocą łez oraz za pomocą ziół,
-umie rozmawiać ze zwierzętami,
Umiejętności: Bardzo mocno wysportowana. Potrafi robić salta, gwiazdy, przewroty, parkour itp., bardzo ładnie śpiewa, gra na gitarze, bardzo dobra przyjaciółka, dobry medyk
Charakter: Yuki jest bardzo opanowana, spokojna i bardzo kulturalna. Dziewczyna jest bardzo miła i uczynna. Uwielbia różne dowcipy. Jest dość niezdarna, co dodaje jej uroku. Stara się pomagać słabszym. Kobieta jest bardzo nieśmiała. Yuki po bliższym poznaniu, może być przecudną przyjaciółką, która odda swoim znajomym ostatnią kromkę chleba, nie zważając na swój głód.
Cechy charakterystyczne: 
-ma na plecach tatuaż w postaci takiego znaku-
-ma przekłute uszy. Lewe ucho ma cztery kolczyki i łańcuszek sięgający od czubka jej małżowiny usznej do drugiej dziurki w uchu. Prawe ucho ma zwykłe trzy kolczyki.
-w nocy jest ledwo widoczna, jako zwierzę i jako człowiek.
Ciekawostki: Jej pełne imię to Yuki Kunoka Ran Teruko Rei Higashikuni. Jak była mała, nad jej głową krążył niebiesko-czarny płomyk, który zapowiadał, że będzie ona posiadała moce byakko (białego lisa), co było dziwne, skoro jest ona czarnym lisem.
Głos: klik
Właściciel: xakikoxchan@gmail.com

Od Peter'a

Za młodu opuściłem rodzinny dom w poszukiwaniu konkretnego celu w swoim życiu. Z początku byłem szkolony w armii Kree, a później dołączyłem do Nasa. Za sprawą Yondu, przyjaciela mojego ojca (którego nie znam) przeniosłem się do zupełnie innego wszechświata. Technologia którą tam obsługiwano była przynajmniej 200 lat do przodu od tej, którą posługiwano się na ziemi. Ja, jednak wciąż pozostawałem przy starym walkmanie z lat 80-tych... W każdym razie, poznałem tam kilka innych, ciekawych osób. Z którymi jak później się okazało, ocaliłem galaktykę. Właśnie to wydarzenie zapoczątkowało naszą przyjaźń. Jeszcze wiele razy udało nam się pokonać zło... Heh, gdy teraz sobie o tym przypominam, uśmiech sam wpływa na moją twarz... Po kilku kolejnych latach spędzonych wraz z nimi, doszły do mnie informacje o śmierci rodziców mej przyrodniej siostry - Vane. Mamy wspólną matkę, lecz innych ojców. Nie zdążyłem jej ani razu zobaczyć podczas swego dorosłego życia, lecz wiedziałem, że potrzebuje pomocy. Właśnie wtedy "zesłałem" na ziemię Rocket'a, żeby się nią zaopiekował. Szop zrobił to z niechęcią, lecz gdy Vane osiągnęła pełnoletność - nie chciał jej opuścić. Wracając...
Niestety, pewnego dnia ja, Gamora, Drax i Groot chcieliśmy osiągnąć niemożliwego - pokonać swego rodzaju "imperatora" galaktyki - Thanos'a. Jak można się domyśleć, polegliśmy, lecz mi jako jedynemu udało się uciec. W tej sytuacji nie miałem innego wyboru. Wróciłem na ziemię...
***
Nie zapamiętałem takiego widoku. Kiedyś, ziemia wyglądała zupełnie inaczej. Teraz... Po prawie połowie wieku wszystko się zmieniło (Czas w tamtym wszechświecie mija wolniej). 
- Może NASA się nie zorientuje, że niezidentyfikowany obiekt wylądował na ziemi - wzruszyłem ramionami, włączając osłony w statku.
Wylądowałem na budynku, który podobno był siedzibą klanu mojej siostry. Nigdy nie sądziłbym, że dorobi się czegoś takiego... W pewnym momencie zza drzwi wyłoniła się grupka uzbrojonych ochroniarzy. Rozejrzałem się dookoła, wypatrując potencjalnego zagrożenia.
- Nie, nikogo nie ma. Chyba, że pobiegli na dół - uśmiechnąłem się złośliwie, patrząc jak celują we mnie.
Po chwili z grupy ubranych na czarno ochroniarzy, wyłoniła się smukła, srebrnowłosa kobieta. Wszędzie mógłbym rozpoznać te krwistoczerwone oczy...
- Kim jest - urwała, unosząc wzrok na mnie.
Skrzyżowałem ręce, wciąż głupio się uśmiechając. Vane, wciąż wpatrywała się we mnie nie wykonując żadnego ruchu.
- Peter Jason Quill - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Hm... Nie znam nikogo takiego - uśmiech wpłynął na jej twarz, podczas robienia kolejnych kroków do przodu.
- A ty jak się nazywasz? - zapytałem, śledząc każdy jej ruch.
- Vane Whisper Strange - stała około metr ode mnie.
- Uh... Też nie kojarzę - pokręciłem głową.
- Ta jasne! - krzyknęła, przytulając się do mnie.
Również odwzajemniłem uścisk.
- Tęskniłem za tobą siostrzyczko - powiedziałem z uśmiechem.
- A ja za tobą...
***
Nie wiem jakim cudem ten dzień minął tak szybko. Zdążyłem zaledwie zwiedzić bazę i pogadać z Vane. Po wykonaniu tych dwóch czynności, okazało się, że jest już dwudziesta. Można by było powiedzieć, że nasze rozmowy nie miałyby końca, gdyby nie dojście do domu. 
- Na pewno się ucieszy gdy Cię zobaczy - Vane przytaknęła głową, przekręcając klucz w drzwiach.
- No nie wiem... - uchwyciłem się za szyję.
- Dasz radę - otworzyła drzwi.
Wszedłem do domu, z podziwieniem obserwując nowoczesny styl umeblowania pokoju. Praktycznie żadnych zbędnych rupieci. Zupełne przeciwieństwo mojego mieszkania na statku...
- Rocket, chodź! - krzyknęła, odkładając torebkę na wieszak.
- Znowu kogoś przyprowadziłaś... - mruknął niezadowolony, wyskakując zza blatu.
Szczęka mu opadła, gdy mnie dostrzegł. Jakby nigdy nic, szedłem do przodu w jego stronę. 
- Wiesz, chyba znowu mam halucynacje - westchnął.
- A może jednak nie? - przykucnąłem, kilka metrów przed nim.
- P-Peter, ty w-wróciłeś? - zapytał nieco się jąkając.
- Hyhm - spojrzałem na swoje ręce i nogi. - Chyba tak!
***Tsa... Był melanż...***
Obudziłem się na czarnej kanapie w salonie Vane. "Chyba zasnąłem tutaj po hucznym przywitaniu..." - przeciągnąłem się, wstając. Od razu w oczy rzuciła mi się neonowa karteczka z ręcznie napisanymi słowami: "Jestem w biurze, wrócę wieczorem. Zostawiam Ci 50$ ~ Vane" - skierowałem wzrok na pieniądze, które leżały tuż obok.
- Jak ona uporała się z ogarnięciem tego syfu... - mruknąłem, wchodząc do łazienki.
Po niespełna piętnastu minutach byłem gotowy do wyjścia na miasto. Stałem przy drzwiach ubierając buty, gdy dostrzegłem Rocket'a, który szybkim krokiem zbiegł z góry.
- Idę z tobą. Jeszcze mi się zgubisz i będzie problem - powiedział, stojąc już przy mnie.
- Jak wolisz - westchnąłem lekko zaspanym głosem.
Zamknąłem za sobą drzwi, po czym klucz włożyłem do jednej z przegródek na pasku. 
- Wiesz gdzie można coś zjeść? - zapytałem, idąc w towarzystwie szopa.
- Wiem gdzie są bary. Nie wiem gdzie są restauracje - uśmiechnął się.
W idealnym momencie dostrzegłem jakąś postać. Zbliżyłem się w jej/jego stronę wraz z Rocket'em.
- Może te ktoś wie...
<Ktosiu? :3>

niedziela, 5 marca 2017

Od Kane

Leżałam na suchym pisaku tuż obok plaży.
Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i praktycznie same się zamykają.
W pewnym momencie do moich oczu doszedł obraz orek, które co kilka sekund wyskakiwały z wody. Zaniepokoiło mnie to... Zachowywały się tak tylko i wyłącznie wtedy, gdy czegoś się bały.
Słyszałam jak wołają o pomoc... Zobaczyłam szarą płetwę płynące za nimi... to nie była orka to... rekin! Bez chwili zastanowienia podbiegłam do brzegu i wskoczyłam prosto do wody, po drodze zmieniając swą postać. Nienawidziłam ich... Zamordowali ważną dla mnie osobę. Machałam płetwą, najmocniej jak tylko potrafiłam. Czułam wyraźne zmęczenie, lecz mimo wszystko nie dawałam za wygraną.
Za pomocą umiejętności porozumiewania się językiem ork, przekazałam im informację, że już się zbliżam. Gdy w końcu dogoniłam bezdusznego potwora, od razu wgryzłam się w jego tylną płetwę. Stworzenie, w sekundzie odwróciło się w moją stronę i również zaatakowało. Zagryzł swe ostre zęby na jednej z mych kończyn. Szarpnął nią, po czym odpłynął w stronę mych przyjaciół. Ja, bezczynnie opadłam na dno, czując okropny ból. Spojrzałam na ranę, wciąż wydobywały się z niej mililitry czerwono-bordowej cieczy...

***

Obudziłam się, czując charakterystyczne mrowienie na skórze. Leżałam na piasku... Powoli otworzyłam oczy. Dookoła zebrał się tłum ludzi. Bez dalszego zastanowienia skierowałam wzrok na płetwę. Wciąż delikatnie krwawiło. Nie dałam rady się podnieść, albo przemienić w człowieka. Na to ostatnie może zebrałabym siły, ale tłum niepotrzebnych gapiów doniosłoby na mnie gdzie trzeba...
- Wody! - wydukałam w naturalnym języku orek.
Nikt się nie ruszył... Musiałam czekać...

***Kilkanaście minut później***

Zapewne gdybym była w 100% orką, już dawno można by było oddać mnie na sushi. Co ciekawe, moja sucha skóra jeszcze wytrzymywała żar odbijający się od słońca. Mimo wszystko, odmawiała współpracy z resztą ciała. Bolało mnie, że Ci wszyscy ludzie nie potrafili chociażby oblać mnie wodą. Jakim debilem trzeba być, żeby o czymś takim nie pomyśleć...
W końcu, po tak długim czasie jaki minął od wynurzenia, dostrzegłam przed sobą charakterystyczny cień dźwigu... Zapakowali mnie do jakiejś furgonetki... Nic więcej nie pamiętam...

<Ktoś?>

Od Shanny cd. Hige

Chłopak zaprowadził mnie do jakiegoś budynku, a potem zniknął za drzwiami. Zaczęłam rozglądać się po korytarzu w poszukiwaniu czegoś ciekawszego niż obrazy przedstawiające albo ludzi, albo krajobrazy, niestety nic takowego nie znalazłam. Zatrzymałam się przy drzwiach, oparłam się o ścianę i czekałam, aż chłopak wróci. Jeśli tego by nie zrobił w najbliższym czasie, poszłabym sobie na miasto, tak by się więcej działo niż tu.
- Chodź - drzwi się otworzyły i zobaczyłam tylko jego głowę. Otworzył je szerzej, a ja weszłam do środka. Za biurkiem siedziała czerwonowłosa dziewczyna, która bawiła się długopisem wymachując nic na lewo i prawo, a potem okręcając wokół palca.
- Jak się nazywasz? - zapytała, a ja bez żadnego pytania usiadłam sobie na wolnym krześle. A co ja będę stała? Nie wiadomo jak długa będzie ta rozmowa.
- Shanna - odparła. Przedstawiła się jako Resney, czyli przywódczyni grupy Spirit of Shnning Star. Jedynie skinęłam głową, a ona zaczęła mi opowiadać o innych czterech grupach. Hm... a może gdzieś dołączyć? przeszło mi przez myśl. Chociaż... po co? Jedyny plus był taki, że nie byłabym sama, jeśli chodzi o zamianę w zwierzęta. Dziewczyna zaproponowała mi dojście do nich, a ja bez oporu się zgodziłam, ponieważ nad odpowiedzią zastanawiałam się wtedy, kiedy ona opowiadała o wszystkim. Trochę mnie to nie obchodziło, gdzieś już to wszystko słyszałam.
- A mamy jakieś sprzeczki pomiędzy innymi grupami? - zapytałam zaciekawiona. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- I git - wstałam z niewygodnego krzesła, którego było za twarde, jak na mój tyłek, po czym spojrzałam na drzwi. - Jeszcze mam coś załatwić, czy mam już lecieć? - zapytałam. Miałam ochotę wyjść na świeżę powietrze w postaci zwierzęcia.
- Musisz wybrać stanowisko - po zapoznaniu się ze wszystkimi miałam problem z wybraniem pomiędzy taktykiem, czy zwiadowcą. Ale stwierdziłam, że jeśli plan się nie powiedzie, wszystko pójdzie na mnie, a jeśli zostanę zwiadowcą, równie dobrze mogłabym zrzucić winę na ofiarę, która mogła podać złe dane. Zawsze jest jakieś wyjście.
- Zwiadowca - powiedziałam mając zamiar wyjść, aczkolwiek Resney ponownie mnie zatrzymała mówiąc mi, że będą się do mnie zwracać Chell. Nie rozumiałam tego, ale nie miałam nic przeciwko.

<Hige? Może teraz coś wymyślisz?>

Peter Jason Quill




Dla prawdziwego mężczyzny, łzy kobiety powinny być największą porażką


Imię i Nazwisko: Peter Jason Quill
Pseudonim: Star-Lord
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 28 lat
Rasa: Wilk
Orientacja: Hereo
Zauroczenie: Zakochany w pewnej jasnowłosej dziewczynie...
Klan: Guardians of the Galaxy
Stanowisko: Pirotechnik
Żywioł: Psychika i Ogień
Moce: 
- Psychokineza
- Czytanie w myślach
- Władza nad ogniem
- Teleportacja
- Niewidzialność
Umiejętności: 
- Odsługiwanie się blasterami
- Latanie za pomocą silniczków zamontowanych w butach
- Wkurzanie oraz robienie bałaganu
- Programowanie
- Uwodzenie kobiet
Ale dla Ciebie mógłbym nawet nauczyć się latać :D
Charakter: Peter jest szybszy, silniejszy i zręczniejszy od nawet najbardziej wysportowanego ziemskiego atlety. Pochodzi z ziemi, ale wychował się wśród kosmitów w kosmosie, dzięki czemu zagłębił się w szerszej technologii, która nie jest dostępna dla ziemi. Star-Lord został dokładnie przeszkolony w sztuce wojennej. Dzięki wyszkoleniu NASA oraz treningowi w armii Kree, Quill jest doskonałym strzelcem, zdolnym obsługiwać najróżniejsze rodzaje broni oraz zręcznym strategiem. Potrafi bez problemu zaplanować atak, który będzie skuteczny w 100%. Mimo swych zdolności, nie domagał się o stanowisko stratega, gdyż pomoże, kiedy będzie to potrzebne. Ponadto, Peter jest świetnym pilotem, zdolnym zapanować nad sterami pojazdu, z którymi ma styczność pierwszy raz w życiu. Dogaduje się ze wszystkimi, którzy dogadują się z nim. Nie jest leniwy, wręcz przeciwnie. Nie usiedzi pięciu minut w jednym miejscu (chyba, że nad czymś pracuje). Zawsze wie czego chce i jest pewny siebie. Dąży do wcześniej ustawionego celu, nawet, jeżeli jest on nieosiągalny.
Cechy Charakterystyczne:
Kilka "drobiazgów" w postaci siniaków i ran po byłych które zdradzał. Walkman oraz słuchawki dopasowane do urządzenia, które zawsze nosi ze sobą.
Ciekawostki:
- Lubi, a wręcz kocha tańczyć, lecz jedynie pod postacią człowieka. Słucha przy tym swych ulubionych piosenek (najczęściej jest to muzyka z końca lat 80, ale sięga po nowsze klipy).
- Jest bratem Vane i prawnym właścicielem Rocket'a (XD)
- Podobnie jak siosta, kocha cherbatę i kakao
- Uwielbia słodkie i puchate zwierzątka
- Posiada maskę, która służy jako zamaskowanie lub przetworzenie toksycznego powietrza (pozwala również do oddychania w przestrzeni kosmicznej)
Głos: Link
Właściciel: Asia1509 - Howrse asiasimsy@gmail.com - E-mail
Inne zdjęcia:
1 2 3 4 5

Yusuke "Blade" Mikazuki



"Dowodzenie to kwestia inteligencji, wiarygodności, sprawiedliwości, odwagi i autorytetu."

Imię i nazwisko: Yusuke Mikazuki
Pseudonim: Blade (bo ma fetysz na punkcie mieczy)
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 29 lat
Rasa: Wilk
Orientacja: Biseksualny
Zauroczenie: Tsa... Już to widzę...
Klan: Desert Eagles
Stanowisko: Zabójca
Żywioł: Mrok i Światło
Moce: 
~ Tworzenie Światła - Tworzy wielką kulę światła, z którą może robić wszystko co mu się żywnie podoba.
~ Wysysanie Światła - Wysysa z ofiary część energii życiowej, przez co jest osłabiona.
~ Tworzenie Broni - Tworzy z mroku bronie o rozmaitych kształtach i mocach.
~ Paraliż - Paraliżuje ofiarę, która nie może się ruszyć póki on tego nie odwoła.
~ Miecz - Przekazuje swojej broni swoją energię, dzięki czemu ostrze miecza promienieje białym i czarnym światłem.
Umiejętności: 
~ Jest dobry w szermierce i innych spotach związanych z ostrzami, czy mieczami.
~ Jest bardzo szybki, zwinny i wytrzymały.
Charakter: Na ogół Yusuke jest spokojny i często trzyma się na uboczu, jednak zawsze lubi być w temacie i nawet jeśli nie uczestniczy w rozmowie to uważnie przysłuchuje się jej. Mimo, że ma łagodny charakter to czasem kiedy mu odbiję (szczególnie w walce) to staje się sadystą o nieobliczalnej żądzy krwi. Zawsze jest uśmiechnięty i służy każdemu pomocą. Jest szczery i można powiedzieć, że zachowuje się jak samuraj ze starych czasów Japonii. W sumie to nie ma się czego dziwić, bo wychował się w starym dojo, gdzie jako dziedzic rodu, dużo się uczył i wpajano mu historię jego kraju od dziecka. Kiedy jest zdenerwowany to jest strasznie złośliwy i sarkastyczny.
Jak już wspomniałam o jego dzieciństwie... Ród, w którym się wychował był stary i posiadał wielką historię i wiele Japonia w przeszłości mu zawdzięczała. Jednak kiedy skończył jedenaście lat, jego cała rodzina została wymordowana, a on opuścił swój dom, szukając miejsca gdzie mógłby się schronić.
Jest odważny i posiada ducha wojownika. Kiedy wpadnie w wir walki, lepiej go nie zatrzymywać, bo poleje się krew... Niczego się nie boi i ma silną psychikę. Tak naprawdę jest "troszkę" szalony, ale ukrywa to w sobie i tylko podczas walki pokazuje tą część siebie.
Cechy charakterystyczne: Jego włosy są granatowe i podchodzą trochę pod czerń. Można też zwrócić uwagę na jego błękitne oczy, które czasem wyglądają jak zielone. Często chodzi w pięknym kimonie i równie często nosi przy sobie miecz. Ale przede wszystkim wszyscy się na niego patrzą, bo jest bardzo przystojny.
Ciekawostki: 
~ Często chodzi w kimonie i często ma przy sobie swój ulubiony miecz.
~ Często dusi w sobie emocje.
~ Jest Japończykiem, pochodzi z bardzo znanego rodu.
~ Jest ostatnim członkiem swojego rodu.
~ Uwielbia oglądać miecze (jara się tym).
~ Jest mistrzem walki z mieczem (kendo itp.).
~ Zawsze po walce dokładnie czyści swój ukochany miecz.
Głos: link
Właściciel: Kurosakix3
Inne zdjęcia:
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Od Hige CD. Shanny

- A po co? - prychnęła dziewczyna. Westchnąłem i wyprostowałem się.
- Bo chcę zrobić coś dla społeczeństwa. To takie dziwne?
- Nie, właściwie to nie - wzruszyła ramionami.
- To nie zadawaj głupich pytań.
Wróciłem do tego co robiłem wcześniej. Dziewczyna nadal tam stała. Najpierw starałem się ją ignorować ale ona nadal nie odchodziła.
- Chcesz czegoś? - podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
- Nie.
- To czemu tu stoisz?
Wzruszyła ramionami. Przewróciłem oczami i wstałem przeciągając się.
- Chodź - stwierdziłem, że zaprowadzę ją do Resney. Nie wiedziałem co z nią zrobić, może ona będzie wiedzieć.
*********
Zapukałem do jej biura.
- Resney?
- Tak?
- Mogę wejść? - otworzyłem lekko drzwi.
- Jasne.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
- Jakaś dziewczyna tu jest, nie wiem co z nią zrobić.
Patrzyła na mnie chwilę unosząc brew. Usiadła za biurkiem i westchnęła.
- Niech wejdzie.

<Shanna? Sorki nie mam weny xd>

Od Hige CD. Resney

- Żeby zabrać cię sprzed tego kompa - powiedziałem po czym nie czekając na jej odpowiedź podszedłem i wziąłem ją na ręce.
- Co ty robisz?!
- Idziesz spać. Teraz.
Przerzuciłem ją sobie przez ramię i zacząłem iść do jej sypialni. Czułem, jak wali pięściami w moje plecy.
- Puszczaj mnie! Nie możemy marnować tyle czasu!
- Damy radę. Świat się nie zawali - w końcu wszedłem do pokoju i położyłem ją na łóżko. Podszedłem szybko do drzwi, wyszedłem na korytarz i zamknąłem je na klucz.
- Hige wypuść mnie! - krzyknęła waląc w drzwi.
- Nie - oparłem się o drzwi plecami i zacząłem się bawić kluczem. - Masz iść spać.
- Nie mam pięciu lat!
- A zachowujesz się tak, jakbyś miała. Dobranoc.
Nie czekałem na jej odpowiedź, po prostu odszedłem i sam udałem się spać.
********
  Już jakieś pół godziny byłem na nogach. Ubrałem się, umyłem i tak dalej. Przypomniało mi się o Resney, którą wczoraj zamknąłem w pokoju. Trzeba ją wziąć na śniadanie.
- Żyjesz tam? - zapukałem do jej drzwi.
- Yhyym... - odpowiedziała zaspanym głosem. Słyszałem go dość blisko, pewnie zasnęła pod drzwiami.
- Wypuść mnie w końcu.
- Hmm... Chyba zgubiłem klucz.
- CO?!
- Żartuje - otworzyłem drzwi. - Idziesz na śniadanie?

<Resney?>

Od Vane CD Kiba

" Mam szczerą nadzieję, że nie wpadło mi nic głupiego do głowy. Nie chciałbym go stracić..." - przemknęło mi przez myśl, wciąż mając przed sobą najgorsze.
- W sumie, to czemu nie... - westchnęłam, odkładając zakupy na stół.
Dziwnie się złożyło. Właśnie dzisiaj kupiłam Ballantines'a w dobrej cenie...
- Spójrz - wyciągnęłam z reklamówki ciemnobrązową, szklaną butelkę.
- Uhuhu! - uśmiechnął się, rzucając puszkę prosto do kosza.
Podszedł do mnie i wziął do rąk alkohol. Podczas gdy on przyglądał się kolorowej etykiecie, ja wyciągnęłam szklanki z szafki. Zasiadłam na kanapie, wciąż ze smętną miną patrząc na wypływającą ciecz.
- A coś ty taka smutna? - zapytał Kiba, siadając obok.
Objął mnie ramieniem. Przez chwilę miałam ochotę go odepchnąć, lecz ostatecznie powstrzymałam się.
- Martwię się o niego - wzięłam głęboki łyk.
- Wróci - wyszeptał, również biorąc szklankę do rąk. - A teraz, nie przejmuj się i pij - uśmiechnął się szerzej.
***Pół godziny później...***
- No i wtedy pomyślałam sobie, Boże! Typowy pedofil. K*rwa, muszę spiepszać - zaśmiałam się.
Po chwili dołączył do mnie mój towarzysz. Na stole leżała pusta butelka Ballantines'a. Natomiast na ziemi rozbite szkło po wódce.
- To ty jednak nie jesteś taka święta - chłopak, zbliżył swą twarz do mojej.
- Nikt nie jest! - prychnęłam.
Objął ręką moje biodro. Przytulił bliżej siebie, po czym przewalił do pozycji leżącej.
- Mówił Ci ktoś, że nie da Ci się nie oprzeć? - wyszczerzył się, wsuwając swoją rękę pod moją koszulkę.
- Kiba..  Przestań... - wyszeptałam, czując jak dotyka mojego brzucha.
- Nie mów, że Ci się to nie podoba... - mruknął, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie jestem na to gotowa... - mówiłam ledwo przytomnym głosem.
Nie odpowiedział, tylko przeszedł do dalszego bawienia się moim ciałem. Upierałam się, starałam się go odepchnąć, lecz już po minucie straciłam wszystkie siły...
<Kiba? *Lenny*>

Od Kiby CD. Vane

  Zaśmiałem się.
- Dobranoc, księżniczko - mrugnąłem do niej po czym faktycznie poszedłem położyć się spać. Męczące to użeranie się z nią. Stwierdziłem więc, że dam sobie spokój. Na razie.
********
Już od dobrej godziny byłem na nogach i siedziałem na kanapie. Vane gdzieś wyszła a Rocketa nie widziałem, na szczęście, więc uznałem, że zajmę się sobą. A mówiąc "zajmę się sobą" mam oczywiście na myśli zabranie z szafki dziewczyny alkoholu i skonsumowanie go. Było tam jakieś wino, za którym z resztą nie przepadam, i wódka. No i znalazłem jeszcze piwo. Z racji, że upijanie się w cztery dupy już z samego rana to zły pomysł, pozwoliłem sobie wziąć piwo.
  Wziąłem kolejny łyk i z rozczarowaniem spojrzałem na pustą już butelkę. Skrzywiłem się. Usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych.
- Rocket! - zabrzmiał głos dziewczyny. Odłożyłem butelkę na stół.
- Szczura nie ma, poszedł gdzieś - odpowiedziałem. Vane wychyliła się zza rogu i spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Co ty robisz?
- Piję.
- A skąd masz piwo? - oparła się o ścianę krzyżując ręce.
- No cóż, mam swoje źródła - wyszczerzyłem się.
- Jasne. Tak w ogóle Rocket to nie szczur.
- Szop, szczur. Zaczyna się na tą samą literę, więc wszystko jedno - przeciągnąłem się. - Przyłączysz się do picia?
Na to pytanie spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Bez żadnych numerów no. Lubię się czasem z kimś napić - uśmiechnąłem się pod nosem.

<Vane? c: Napijesz się z Kibą? xD>
Mia Land of Grafic