sobota, 4 listopada 2017

Od Akane CD Ripley

Spojrzałam na nią, to na deszcz... Wszystko wydawało się jakby jasne, a jednak nie jasne... Przetarłam twarz ręką i wsiadłam do auta.
- No to jedziemy z tym koksem - założyłam okulary przeciwsłoneczne. Spojrzała na mnie, unosząc brew.
- Serio?
- No co? Pu... Znaczy... Yy...
- Pure.
- Właśnie. Pure... Jak kot, kiedy mruczy, tak? Wracając. Ja mam swoje nawyki, ty masz swoje, a w okularach dostaje dodatkowe punkty do perswazji - pstryknęłam palcami. Uwielbiałam to robić. Nikt nie musi wiedzieć, jak bardzo przejebane miałam w przeszłości. A bycie sukowatą i trochę niepoukładaną mi leży.
- Dobra. Jedźmy.
- Mhm. Tylko nie wciśnij za mocno gazu - opuściłam okulary i zaczęłam podnosić znacząco brwi. Ta spojrzała na mnie swoim morderczym wzrokiem. Szybko dałam ręce przed siebie.
- NIE BIJ! - krzyknęłam humorystycznie, a ta na mnie patrzyła kamienną twarzą - ty się kiedykolwiek uśmiechasz...?
- Nie. Gdzie to było? - włączyła GPS.
- Shocktown. - wpisałam na GPS'a i ruszyliśmy. Wystawiłam głowę za szybę i zaczęłam wyć. Zamknęłam oczy, zadowolona, a ta mnie wciągnęła do samochodu.
- ZWARIOWAŁAŚ!? Jeszcze ktoś nas zobaczy... Kiedykolwiek działaś bez wrzeszczenia na pół miasta? - spytała, podirytowana. Zachichotałam, opierając się o drzwiczki od samochodu. Zamknęłam oczy. W końcu zaczęła mnie dobijać cisza. Włączyłam radio. Akurat poleciała moja muzyka.
- She got eyes like a tiger, tiger
got a heart of a lion, lion
she's hotter than fire, fire
got me hooked with a la la la la la la...! - zaczęłam tańczyć na krześle, śpiewając zadowolona. Ta uniosła brew, patrząc na mnie. Pewnie sobie myślała, że jestem bardziej walnięta niż wyglądam, ale co z tego!
- Co ty robisz? - uniosła brew, patrząc na mnie. Zaśmiałam się.
- Śpiewa, nie widać?! Uwielbiam ten tekst! - znowu zaczęłam densować na krześle.
- Spend a weekend in Paris
already leaving
Off to Miami
high from the feeling
I'm so high from the feeling
I got a girl from Sweden... SWEDEEEN!!!! - Tak nam zleciała chyba cała podróż. Na moim jakże cudnym śpiewie i tym, jak irytowałam naszą mruczkę. Chyba mam dla niej nową ksywkę... MRUCZKA!

*****
Obudziłam się w samochodzie, przykryta kocem. Była noc, a ja zasnęłam... Musiałam się zmęczyć tym śpiewaniem... Zaśmiałam się i wyszłam z samochodu. Pure siedziała na masce samochodu. Usiadłam obok niej.
- To co... - patrzyłam w niebo - jesteś zaginionym żołnierzem, tak...?
- Ta. - nie oderwała wzroku od nieba - widziałam więcej, niż mogłaś sobie wyobrazić. 
- No nie wiem... - wzięłam głęboki wdech i opuściłam głowę - może nie widziałam, co nie znaczy, że nie czułam... 
- Mianowicie? - spojrzała na mnie zaciekawiona. Wstałam.
- Zastanawiałaś się, czemu moje włosy tak dziwnie latają na boki?
- Jakoś nie specjalnie... - na jej słowa, trochę posmutniałam, ale zamiast tego się zaśmiałam. Spojrzałam na nią i zeszłam z maski. Wyprostowałam ręce, a po nich przeleciał prąd elektryczny. Uśmiechnęłam się złowieszczo i zrobiłam pistolet z ręki, ukazując moje ciało, które jakby się rozpada.
- Widzisz, moja droga, ciało nie zawsze musi być fizycznie stabilne... 


Ripley? Suprise! XD


Shawn Quill


"Chcę chronić własnymi rękoma... Właśnie, ja tylko chcę chronić."

Podobny obraz

Imię i Nazwisko: Shawn Kojou Elvis Nutella Aveo Lucien Hart Quill
Pseudonim: Zazwyczaj osobom postronnym, przedstawia się jako Vincent McQueen
Płeć: Chyba facet...
Wiek: 18 lat
Rasa: Wilk
Orientacja: Biseksualny
Zauroczenie: -
Klan: Guardians of the Galaxy, lecz mimo wszystko rzadko zdarza mu się udzielać w życiu zbuntowanych.
Stanowisko: Generalnie wpisany jako pirotechnik 
Żywioł: Światło i Ogień
Moce: 
- Władza nad ogniem
- Władza nad światłem
- Tworzenie kuli ognia, tarcz itd.
Ale ogólnie rzecz biorąc, jest osobą magiczną, która bardzo rzadko korzysta ze swych umiejętności. Przyzwyczaił się do życia bez nich.
Umiejętności:
- Potrafi bardzo dobrze grać na gitarze.
- Zaliczę tutaj manipulowanie innymi "bogaczami". Zawsze udaje mu się coś ugrać na swoją korzyść.
- Granie w gry (zarówno te komputerowe, jak i karciane i planszówki). 
- Podczas rozrywek za każdym razem udaje mu się obmyślić idealny plan wygranej.
- Potrafi niezauważalnie kantować.
Charakter: Jest osobą, która uwielbia targować się za pomocą kart, czy innych gierek. Dosłownie uzależniony od tego typu rozgrywek, wszystkie, nawet najmniejsze problemy rozwiązuje właśnie za pomocą nich. Chociaż jego "szalony" wygląd o tym nie świadczy - jest bardzo inteligenty i sprytny, potrafi świetnie manipulować innymi i oszukiwać przy każdej możliwej okazji. Z jednej strony jest strasznym egoistą - nigdy nie opuszcza myśli, że za każdym razem uda mu się wygrać - natomiast z drugiej - troskliwości w nim nie mało. Niegdyś jedynym oczkiem w głowie była dla niego Corrinne, lecz po utracie całkowitego kontaktu i zagrzebaniu jej w swych odległych marzeniach, widocznie przytłoczony został zmuszony do odnalezienia nowego celu. W tamtym momencie zbliżył się do swojego "prywatnego służącego" i jak później się okazało, najbliższego przyjaciela - Vincenta. Generalnie nawzajem dbają o siebie, niczym przyszywane rodzeństwo. Jeden uzupełnia drugiego, co zapewne jest jedynym powodem dla którego siedzi jeszcze na ziemi.
Cechy Charakterystyczne: Niebieskie włosy które o dziwo naturalne, zwracają uwagę praktycznie wszystkich dorosłych mijających na ulicy. W lewym uchu zawsze posiada małą słuchawkę, dzięki której może się komunikować ze światem lub wręcz przeciwnie - odciąć się od niego, poprzez słuchanie muzyki. Oczy, które swym wyglądem przypominają dwa, puste jeziora widać z dobrych kilku metrów. Ogólnie, to cały wyróżnia się z tłumu. Zazwyczaj przyodziewa na siebie przyduże płaszcze i ukochane szaliczki.
Ciekawostki: 
- Posiada siostrę bliźniaczkę.
- Boi się ciemności.
- Jest uzależniony od gier.
- Zawsze ma na sobie szalik.
- Jest przybranym synem grubej ryby w Stanach Zjednoczonych.
- Uwielbia słuchać muzyki.
- Lubi jeść lody.
- Ma lekki Syndrom GSA
Głos: link
Właściciel: Hw-Asia1509, Email-asiasimsy@gmail.com
1 2 3

Od Yuri'ego CD Viktor 18+

~~18+~~
W głowie szumiało mi od nadmiaru procentów, które z resztą były winne tej całej sytuacji, w której się znaleźliśmy... Nigdy bym nie pomyślał, że mogę być tak nieodpowiedzialny... Jak mogłem do tego wszystkiego dopuścić...? Aktualnie to oboje leżeliśmy w łóżku, nawet nie wiedziałem, jakim cudem Viktor zdołał mnie tu donieść, ale coś czułem, że po drodze wiele razy się potknął o własne nogi. Jego zimne dłonie od dłuższego czasu błądziły po moim rozgrzanym ciele, a koszulka, która stanowiła pewną przeszkodę, już dawno wylądowała na podłodze. Nie chciałem, żeby tak się ociągał, wolałem, żebyśmy od razu przeszli do punku kumulacyjnego...
- Vitya... - mruknąłem, napuszając zarumienione poliki. Złapałem wiszącego nade mną mężczyznę za kark i przyciągnąłem go do siebie. Dobrze wiedziałem, że on sam już jest na granicy i ledwo się powstrzymuje, więc po co to jeszcze bardziej przedłużać...?
Delikatnie musnąłem opuszkami palców jego różowe i lekko opuchnięte usta, uśmiechając się przy tym figlarnie, drugą ręką sięgając powoli do paska jego spodni. Jednak Rosjanin mnie ubiegł i uchwycił moje nadgarstki, które umiejscowił nad moją głową. Wydałem z siebie jęk zawodu i spojrzałem na niego zezłoszczony.
- No ej! - fuknąłem na niego i zacząłem się wiercić, nie czując się zbyt komfortowo. - Puść...
Nieświadomie otarłem się o jego krocze, na co łypnął na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Ponownie się wyszczerzyłem, czekając na jego ruch....
Ku mojemu zadowoleniu nie musiałem długo czekać... Viktor polizał mnie po szyi, zaznaczając na niej mokre ślady, a także malinki, jednak nie zaprzestał tylko na tym. Stopniowo zaczął schodzić coraz niżej z pocałunkami, aż dotarł do przeszkody zwanej spodniami. W tym momencie puścił moje delikatnie zaczerwienione nadgarstki i zajął się rozbrajaniem paska, a także zamka. Zamruczałem cicho kiedy kolejna część mojej garderoby odleciała na podłogę, a białowłosy zaczął całować mnie po udach, do tego podgryzając co chwila skórę. Nie mogłem już kontrolować swojego głosu, więc po prostu dałem się ponieść chwili i wsunąłem palce między włosy Viktora, aby następnie cicho wyjękiwać jego imię.
Było naprawdę przyjemnie... Nam obojgu oczywiście... Szybko oboje już bez żadnych zbędnych ubrań, obściskiwaliśmy się bezwstydnie, nie przejmując się tym, że jutro możemy tego żałować...
Nagle Viktor odsunął się ode mnie i oblizał się, obserwując jak ja bezradnie łapię haustami powietrze, które tak się domagały płuca. Było mi tak gorąco i mokro, że miałem wrażenie, że zaraz oszaleję. Miałem już serdecznie dość tej całej "gry wstępnej"... Czy on się ze mną bawił...? Ugh... Gdy tylko spojrzałem na jego członka, który już od samego początku stał na baczność, poczułem, że chyba jednak czas na odwrót. Przecież "to coś" się we mnie nie zmieścić! Gdy tylko spróbowałem podeprzeć nie na łokciach, zostałem brutalnie pochwycony za biodra i przewalony na brzuch. Pisnąłem zaskoczony i zakrztusiłem się własną śliną. Niepewnie zerknąłem na Rosjanina, który jak w amoku, sunął palcami po moich biodrach, aż do pośladków. Mimo, że w moich żyłach płynęła spora dawka alkoholu, speszyłem się...
- Yuri... - wymruczał tylko i poczułem nagle jak napiera swoim przyjacielem na moje wejście.
Jęknąłem cicho i zacząłem się wiercić, jednak szybko zaprzestałem swoich czynności, czując jak mężczyzna wbija swoje paznokcie w moją skórę.
Grzecznie wypiąłem się w jego stronę i zamknąłem oczy, zaciskając palce na pościeli. Tak, jak się spodziewał, nagle poczułem okropny ból, w dolnych partiach ciała. To było nie do zniesienia, przez co zacząłem krzyczeć i płakać na raz. Na szczęście mój dominujący partner, wszedł we mnie do końcu i poczekał aż przyzwyczaję się. Zacisnąłem się na nim nerwowo lecz kiedy Viktor zaczął delikatnie głaskać mnie po boku, powoli zacząłem się rozluźniać. Kiedy dyskomfort minął białowłosy, zaczął wykonywać powolne ruchy biodrami. Wypuściłem powietrze z ust i zacisnąłem palce na pościeli jeszcze mocniej niż wcześniej, czując jak zaczynają drętwieć.
- Vitya~ - wyjęczałem słodko, kiedy ten gwałtownie przyspieszył swoje mocne ruchy. Nachylił się nade mną, tak że jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami, dzięki czemu jeszcze bardziej mógł wzmocnić swoje ruchy, które już mnie rozrywały od środka.
Muszę przyznać, że później zacząłem odczuwać z tego wielką przyjemność i pragnąłem więcej, więcej... Nie można było tego nazwać kochaniem się... To było pieprzenie się po całości... Robiliśmy to chyba całą noc, zmieniając przez cały czas pozycje... Wolę już nie wspominać o moich jękach i o tym bajzelu na łóżku...

~~*~~

Uchyliłem powieki i uniosłem pytający wzrok na wymawiającego moje imię mężczyznę. Mój umysł był otępiały, w sumie tak jak reszta ciała... Szczególnie ta dolna... Chyba nie mam w niej czucia... Tak właściwie co się stało? 
- Co jest...? - mruknąłem zaspany i zmęczony, rozglądając się dookoła. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem nagi, tak samo jak Viktor. Wspomnienia z nocy zaczęły do mnie napływać z zawrotną prędkością, przez co moje policzki zrobiły się czerwone, a w oczach pojawiły się łzy. Podniosłem się na łokciach czego pożałowałem. Syknąłem głośno z bólu i stoczyłem się na podłogę z cichym jękiem. 
- Yuri...?! Wszystko w porządku? - Rosjanin spojrzał na nie mnie zaniepokojony, na co szybko zakryłem swój pas kawałkiem kołdry.
- Nic nie jest w porządku! - krzyknąłem zrozpaczony i w jednej chwili wziąłem swoje ciuchy, po czym poderwałem się z zimnej podłogi i uciekłem do łazienki, w której się zamknąłem na zamek. Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Co ja zrobiłem... Zapłakany wszedłem pod prysznic i trochę podłamany, puściłem zimny strumień wody, starając się jakoś uspokoić. Nagle otworzyłem szeroko oczy czując jak coś spływa po moich udach i dobrze wiedziałem, że nie była to tylko woda... Na drżących nogach stałem jeszcze chwilę pod prysznicem, po czym cały obolały wytarłem się w byle jaki ręcznik. Ubrałem się z prędkością światła i wyszedłem z łazienki. Dobrze wiedziałem, że Viktor na mnie czekał, jednak zignorowałem go i opuściłem jego pokój... Teraz już nic nie będzie takie, jak dawniej...

<Viktor? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Od Viktora CD Yuri

Westchnąłem cicho, kątem oka uważnie przyglądając się nieco zaczerwienionej twarzy chłopaka. Co ja na to poradzę, że jego skrępowanie jedynie wzbudza moją figlarność? W dodatku sączę ten ciepły napój, który jedynie dodaje mi odwagi do posuwania się coraz dalej. Już nawet nie wspominam o samym filmie, który odpaliłem na telewizorze. Z tego co mi wiadomo, w pierwszej części jest więcej erotycznych scen... Chyba nie oglądałem tego filmu do końca. Nie pamiętam, czy zasnąłem z nudów, czy z przepicia się dwoma butelkami wina. Osobiście, chyba obstawiam tę drugą opcję. Mam całkiem mocną głowę, jeśli chodzi o alkohol, ale wtedy wszystko wypiłem sam i na dodatek zajadałem się przy tym czekoladkami z rumem. Huh...
- Chcesz jeszcze trochę? - podpytałem siedzącego obok chłopaka, gdy tylko dostrzegłem pustki w jego kubku.
Yuri w odpowiedzi jedynie skinął głową, po czym podał mi całkowicie opróżnione naczynie. Przeskanowałem je dokładnie wzrokiem, a następnie podniosłem się i podszedłem do blatu znajdującego się w kuchni. W garnku stojącym na płycie indukcyjnej, stał garnek przepełniony owym grzańcem. Szczerze, to myślałem, że zostanie z tego ponad połowa, lecz z tego co widzę chłopakowi zasmakował ten rozgrzewający napój. To dobrze. Przynajmniej na chwilę się oderwie od tego świata, wszystkich lęków i otaczającego go stresu.
- Proszę bardzo... - uśmiechnąłem się delikatnie, wręczając mu napój niczym jakiś kelner.
- Dzięki... - mruknął w odpowiedzi, odbierając kubek po brzegi wypełniony grzańcem.
Ponownie przysiadłem bardzo blisko chłopaka, wraz ze swoim rozgrzewającym naparem. Okryłem nas jednym z ciepłych kocyków, przy tym naruszając wszelakie granice pomiędzy nami... Szaleniec ze mnie...
~Jakąś godzinę później...~
Ile wypiłem? Ught, sam do końca nie wiem. Na podłodze walały się poduszki, a gdzieniegdzie mogłem dostrzec puste butelki. Może organizowanie bitwy w udziale tych puchatych przedmiotów nie było dobrym pomysłem? Teraz to wszystko będzie trzeba prać... Niektóre z tego co widzę są uwalone czerwoną cieczą, inne po prostu okropnie cuchną... W zasadzie, dlaczego ja się o to martwię. I tak jestem wystarczająco nawalony, chyba do tego stopnia, że jutro nie będę pamiętał połowy dzisiejszego dnia. Chcę zobaczyć siebie z przyszłości, zastanawiającego się skąd wziął się ten syf...
- Yuuuuri! - powiedziałem nieco niewyraźnie przez czkawkę, która towarzyszyła mi od kilku dobrych minut. - Nosz Yuri, gdzie jesteś... - wymruczałem, skanując usyfiony salon nieco zaspanym wzrokiem. 
- Muahaha!!! - urwał mi głos zza pleców i późniejsze uderzenie poduszką w tył głowy. Gwałtownie odwróciłem się prosto przed obliczę podobnie ustawionego mężczyzny. Zmrużyłem oczy.
- Jesteś bardzo niemiły... - wymruczałem, błyskawicznie chwytając go za oba nadgarstki. Chłopak jakby w momencie się ożywił i zrobił szybki krok w tył, w wyniku czego potknął się o jedną z butelek. Oboje upadliśmy prosto na stertę poduszek i koców. W głębi duszy byłem zadowolony z przebiegu wydarzeń... Teraz nie da rady uciec.
- Vi-Viktor... - skulił się nieco, otwierając szeroko oczy.
- Nie grzeczny chłopiec... - dodałem i pod wpływem chwili, zrobiłem coś, co dotychczas siedziało jedynie w moich brudnych myślach. Wpiłem się w jego wargi, delikatnie przymykając oczy. Ta chwila naprawdę nie musi się kończyć... Trwaliśmy tak przez kilkanaście najbliższych sekund, żeby w końcu oderwać się od siebie i nabrać powietrza.
- Yuri, czy... - szepnąłem, wzrok mając zanurzony w jego czekoladowych oczach.
Skinął delikatnie głową, obejmując mnie za szyję i gwałtownie przyciągając do siebie...
~( ͡° ͜ʖ ͡°)~
Cholera jasna... Która dokładnie jest godzina? Jaki jest dzień tygodnia? Co się wczoraj działo... Uchyliłem nieco powieki. Oślepiony blaskiem wpadających do pokoju promieni słońca, widocznie zaniepokojony mą nagłą pustką w głowie poderwałem się do pionu, przy tym... Budząc chłopaka, który o dziwo leżał wraz ze mną pod ciepłą pierzyną. Dopiero teraz wyczułem, że jestem nagi i leżąca obok osoba również. W głowie miałem naprawdę różne wizję... No chyba nie.
- Yuri...? - szepnąłem, szturchając go delikatnie w bok.
<Yuriś? ( ͡° ͜ʖ ͡°)XDD >

piątek, 3 listopada 2017

Od Yuri'ego CD Viktor

Patrzyłem na niego wielkimi oczyma, zastanawiając się czy mam jeszcze jakiekolwiek szanse na wycofanie się z tego. W końu co mi da, że on mnie trzyma? W każdej chwili może pęknąć pod nami lód i wtedy ja i on wylądujemy w wodzie. Jakoś nie widzę siebie, pływającego w lodowatej wodzie. No, ale skoro Viktor jest taki pewny, że nic się nie stanie, to chyba mogę mu zaufać. - Dobra... - odetchnąłem cicho i na trochę drżących nogach, zrobiłem jeden ruch i odjechał w bok, odsuwając się od towarzysza. - Nie musisz ciągle przy mnie stać... Dam sobie radę...
Uśmiechnął się tylko do mnie, na co odwróciłem od niego wzrok, po czym dość niepewnie i powoli zacząłem krążyć po zamarzniętym jeziorze. Nawet nie próbowałem skakać, bojąc się mimo wszystko, że lód pod moimi płozami nagle się skurszy. Zato Viktor bez cienia zawahania robił wspaniałe skoki i różne akrobacje, które by mi się nawet nie śniło robić w tym oto miejscu. Pewnie nie bał bym się aż tak bardzo tego, gdyby nie pewne wydarzenie z mojego dzieciństwa, które miało miejsce kiedy byłem pod opieką rodziny zastępczej.... Na samo wpomnienie tych ludzi i czasu spędzonegi z nimi, robi mi się niedobrze...
- Yuri? - poczułem jak mężczyzna łapie mnie za ramię i przyciąga do siebie. - Wszystko w porządku? Marnie wyglądasz...
Spojrzałem na niego zaskoczony i wysiliłem się na słaby uśmiech, kręcąc przy tym przecząco głową.
- Spokojnie... Miałem tylko chwilową zwiechę mózgu... - zaśmiałem się cicho i ująłem jego znacznie cieplejsze niż moje, dłonie. - Pojeździmy razem...? Jak kiedyś?
Na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, jak u dziecka, którego marzenia się właśnie spełniły. W jednej chwili objął mnie w pasie i przycisnął do siebie, tak że prawie między nami nie było żadnej wolnej przestrzeni.
- Nie o to mi chodziło...! - spaliłem buraka, ale on zignorował mnie i zaczął ze mną tańczyć, jak na jakimś balu. - Viktor...
Napuszyłem policzki i po prostu pozwoliłem żeby mnie prowadził. Muszę przyznać, że to było bardzo przyjemne uczucie, którego od bardzo dawna nie czułem. Moje obliczki były oblane rumieńcem, a serce co chwila przyspieszało, kiedy tylko Viktor mocniej zacisnął palce na moim biodrze. Nic nie poradzę na to, że moje ciało tak reaguje, akurat na niego...

~~*~~

"Dzikie lodowisko"... Na długo zapamiętam te określenie zamarzniętego jeziora. Nie mam z nim miłych wspomnień, lecz pewna osoba sprawiła, że przestałem się lękać lodu, który w istocie rzeczy mógłby załamać się i uwięzić pod wodą bezbronnego człowieka...
- Zdrówko... - Viktor uśmiechnął się do mnie i podał mi podgrzane piwo, zwane grzańcem, po czym usadowił się obok mnie ze swoim kubkiem.
Szczerze to nigdy jeszcze nie piłem grzańca, więc mężczyzna nalał mi wyjątkowo mało napoju, co mi nie przeszkadzało, nie lubiłem za bardzo alkoholu i wszystkiego co z nim związane...
- Obejrzymy coś? - zagadnął mój towarzysz i nawet nie czekając na moją odpowiedź, odpalił telewizor na byle jakim programie.
Niestety trafił na typowo erotyczny, na którym akurat leciało "50 twarzy Greya".
- Proszę! Nie! - jęknąłem, pokrywając się rumieńcem na całej twarzy. - Wyłącz to! To herezje!
- Ale to jest ciekawe... - odparł białowłosy, a mi normalnie szczęka opadła. Jak takie coś miało być ciekawe?!
Spojrzałem na niego podejrzliwie, a ten jakby nigdy nic, popijał sobie piwko, oglądając z zainteresowaniem film. Zaraz mnie coś strzeli... Czy on jest jakimś zboczeńcem...? Może lepiej będzie się stąd ulotnić...? Lecz gdy tylko odsunąłem się na drugi kraniec kanapy, od razu zostałem przyciągnięty przez Rosjanina, który dodatkowo ułożył swoją dłoń na moim biodrze. ........Umrę......

< Viktor? XD >

środa, 1 listopada 2017

Od Vane CD Yuri

- O czym ty mówisz...? - spuściłam wzrok w bok, już zupełnie nie mając pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego jest mi teraz tak cholernie smutno? Co znowu jest nie tak z moją głową?!
Odwrócił się, żeby zaraz później przemienić się w postać zwierzęcą i zwinnie ulotnić się z miejsca bitwy. Nie rozumiem. Znowu pojawia się przede mną kolejna zagadka oraz towarzyszące jej pytania. "Żałosne... Żenada... Dno... Jak mogłaś mnie zapomnieć?! Może o tacie też zapomniałaś, bo było ci wygodniej?!" - wypowiedziane przez niego słowa cały czas odbijały się echem w mojej głowie. Tacie? O kogo chodzi... Kim on jest? Za wszelką cenę chcę wiedzieć. Nienawidzę tej pustki w głowie, chcę z powrotem być świadoma. Czy wymagam aż tak wiele od świata? Kolejna osoba, która jednoznacznie zaprzecza owej wersji mej "śpiączki" zasugerowanej przez Resney. Cholera, przecież wszystko tworzy jedną, spójną całość! Dlaczego połączenie faktów jest takie trudne? Przypomina mi kogoś...
~
- Spierdalaj! Ja do żadnego psychologa nie idę! - krzyknęłam w stronę Rocket'a, żeby zaraz po tym ponownie zanurzyć się w swojej pierzynie i przytulić do kocyka. - Wolę zdechnąć tu i teraz, niż wybierać się do jakiegoś psychola... - dodałam cichym mrukiem.
- Już cię umówiłem na wizytę, z twoim ulubionym pediatrą - powiedział, najwyraźniej podchodząc do mojego łóżka.
- Hyhm... Zawsze dawał mi coś słodkiego... - przymknęłam oczy, żeby pozwolić sobie wszystko jeszcze raz przemyśleć. W sumie, to z jednej strony - nie zaciągnie mnie on tam siłą. Lecz z drugiej... Sama się zastanawiam, czy rozmowa z nim nie byłaby niezłym pretekstem do zdobycia kilku ważnych informacji, na temat mojej przeszłości. Dobrze pamiętam, że to Rocket zapisywał powód zgłoszenia się. Po rozmowie z tamtym chłopakiem, jestem niemalże przekonana, że ten świat cały czas coś przede mną ukrywa. Wszytko się układa... Tamta rozmowa z Corrinne oraz te dziwne teksty Kevina. Czy to możliwe, że... 
Straciłam pamięć?
~
Siedziałam z podkulonymi nogami, na małym, plastikowym krzesełku w poczekalni. Wciąż nie potrafiłam zrozumieć... Ale w końcu, po co tu jestem?! Jeżeli nie dowiem się teraz, to jakoś siłą wyciągnę wszystko od Rocket'a... A propo niego. Wydawał się być bardziej zestresowany tą wizytą ode mnie. Kolejne podejrzenia zaczynają pojawiać się w mej głowie...
- O co znowu chodzi? - zapytałam cicho, zwracając wzrok w jego stronę. - Stresik? - dodałam z uśmiechem.
- Pff... Niby przed czym? - założył obie łapy za głowę.
- Huh... Dopiero się dowiem... - zmrużyłam oczy, dalej, w ciszy czekając na wypowiedzenie mojego nazwiska i poproszenie do gabinetu.
Odgłos uchylanych drzwi. Któż to zaszczycił mojego doktorka wizytą? Przeskanowałam dwie, wysokie postacie wzrokiem. Czekaj, chwila... No chyba śnię... Jak na zawołanie poderwałam się z krzesła, nie przestając wpatrywać się w ową dwójkę. Tak, to był ten chłopak, którego spotkałam wtedy na polu bitwy. Ale - co on tu robi?
- Znowu się spotykamy... - szepnęłam, kątem oka spoglądając na towarzyszącego mi szopa. Ten jakby nigdy nic z chytrym uśmieszkiem wymieniał spojrzenia z białowłosym, który towarzyszył brązowookiemu. Czego oboje się tak szczerzą? - Ty jebany zdrajco... - syknęłam w stronę niższej postaci stojącej obok, widocznie naburmuszając się.
- Może chcielibyście porozmawiać? - wtrącił nagle niebieskooki, uśmiechając się delikatnie.
Wymieniłam krótkie spojrzenia z towarzyszącym mu chłopaku. Może w końcu się dowiem...
- Zgoda - wypaliłam bez zastanowienia. 
- Niech będzie... - dodał stojąca równo przede mną osoba, która była aktualnym obiektem moich wszystkich zainteresowań. 
Z impetem otworzyłam drzwi do gabinetu Brown'a, który aktualnie zajmował się jakąś kobietą. Uśmiechnęłam się delikatnie, wyciągając z dobrze ukrytej kieszeni malutki pistolecik. Lekarz wpatrywał się w moją osobę z widocznym zdziwieniem. Pewnie w jego głowie odbywała się masa procesów, które miały postawić mi diagnozę. Oszalałam?
- Czy mogę was wyprosić? - uśmiechnęłam się pogodnie. 
- Al-Alleeż, oczy-ywiście?! - wydukał, podnosząc się gwałtownie z krzesełka aktualnie zajmowanego. - Ty-Tylko...
- Tu są drzwi, jakby co - odsunęłam się, pozwalając zarówno wyjść psychiatrze i wejść mym aktualnym towarzyszom.
Oparłam się plecami o jedną ze ścian. Dlaczego nie mogę sobie niczego przypomnieć... Znowu pragnę informacji, chcę być świadoma. Przypomina mi kogoś... Jestem niemalże przekonana, że kiedyś widziałam kogoś z takimi samymi, brązowymi oczami i ciemną czupryną. Ale... To było tak dawno, czy może jednak...
- Pamiętasz mnie? - wyrwał mnie z rozmyśleń jego głos. 
Uniosłam wzrok prosto na niego, za plecami nerwowo przebierając palcami. Czuję, że moje słowa mogą go zranić... Nie chcę tego.
- Nawet jakbym chciała... - wyszeptałam, spuszczając wzrok w dół. - Naprawdę, nie pamiętam niczego... Czuję, jakby zabrano mi część wspomnień, ale... Każdy uporczywie mi wmawia, że podczas bitwy pod tym cholernym parkiem, doznałam poważnego urazu i popadłam w śpiączkę... - mimowolnie do mych oczu dobrała się niewielka ilość łez. - Przepraszam, nie naprawdę nie chcę cię w jakikolwiek sposób ranić przez swą niewiedzę, ale... - uniosłam nieco wzrok. - Kim jesteś...?

<Yuri?>

wtorek, 31 października 2017

Od Viktora CD Yuri

Przytaknąłem zgodnie jego słowom. Akurat co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości! Łyżwiarstwo, to w końcu większa połowa mojego życia.
- Więc, teraz wypadałoby coś zjeść! - klasnąłem w dłonie, podrywając się z kanapy z szerokim uśmiechem. - A zaraz po obiadku wybierzemy się na dzikie lodowisko - podsumowałem, szybkim krokiem podchodząc do wieszaka, na którym dumnie spoczywały moje jakże urocze fartuszki. Dosyć zręcznie uporałem się ze związaniem ze sobą dwóch sznureczków w drobną kokardkę, po czym wyciągnąłem z szafki książkę kucharską. Chciałem przygotować coś wyjątkowego, dla Yuriego... Nawet, jeżeli mam zaryzykować spaleniem domu, wolę widzieć jego uśmiech.
- Co masz na myśli mówiąc "dzikie" lodowisko? - z transu śledzenia wzrokiem drobnych literek, wyrwał mnie charakterystyczny głos chłopaka. Uniosłem na niego wzrok, wciąż mając banana na ustach.
- Jesteś strasznie ciekawski... - oparłem się o blat obiema dłońmi, uważnie obserwując nieco zaczerwienioną twarz Yuriego.
- Cóż... Chyba taka moja natura... - powiedział niemalże niesłyszalnie, jedynie wzruszając ramionami.
- Dowiesz się w swoim czasie! - wróciłem do książki. - Tylko bez żadnych skojarzeń... - na moją twarz wpłynęła niewidoczna dla chłopaka mina pedofila. Poniekąd zasłoniła ją moja biała czupryna. To chyba lepiej. Nie chcę zrażać go do siebie. Ani zachowywać się w TAKI sposób... Przynajmniej na tą chwilę... ( ͡° ͜ʖ ͡°)‎
- A teraz, pomożesz mi?
~~~
Zaraz po zjedzeniu wspólnie przygotowanego obiadu, zacząłem przegrzebywać swoją szafę w poszukiwaniu swojego ulubionego szaliczka. Na dworze zrobiło się strasznie zimno, a nie ukrywam, że w takich okresach nieprzyjemny katar jest czymś występującym u mnie co roku. Mimo wszystko, tym razem chciałem się uwolnić od tej denerwującej choroby, przy pomocy uroczego szaliczka, na którym wyszyte były psie łapki. Zakupiłem go dosyć niedawno, a pomyśleć, że już gdzieś się zagubił w stercie innych słodkich rzeczy. Tsa, po moim domu wszędzie walają się różne - de facto - niepotrzebne rzeczy, które znalazły się tu za sprawa fanów, albo mojej dziwnej obsesji. 
- Jestem idiotą... - westchnąłem, strzelając krótkiego facepalm'a. Dopiero po opróżnieniu połowy szafy zorientowałem się, że przez ten cały czas owa zguba leżała na jednym z krzeseł. - Później się posprząta - delikatnie kopnąłem gumową piłeczkę, która sam do końca nie wiem jakim cudem znalazła się w tym miejscu.
- Viktor? - gdy byłem już dwa metry od drzwi, niespodziewanie zostały one uchylone przez znajomego chłopaka. Wlepił swój wyraźnie zadziwiony wzrok w syf za mną. Uśmiechnąłem się promiennie.
- Nawet nie pytaj - powiedziałem, starając się swoim ciałem zasłonić widok. - Chodźmy już, bo nam zdziczałe lodowisko ucieknie... - dodałem żartem.
Na miejsce dotarliśmy pieszo, gdyż znajdowało się one ledwo ponad kilometr od mojego domu. Dawno nie odwiedzałem tego miejsca... Huh, o ile ktokolwiek wie o jego istnieniu. Nawet śladu po ludzkiej duszy.
- Czy to jest... - wydukał widocznie zdziwiony Yuri, nieco wystraszonym wzrokiem skanując otaczająca go przestrzeń.
- Tak ja mówiłem, dzikie jezioro! - zaśmiałem się pod nosem. - Uwierz, że jego powierzchnia jest w stu procentach stabilna i nie krucha - dorzuciłem, jakby na zachętę, podpierając się ręką o drzewo dumnie wyrastające z ziemi. Zabrałem się za zmianę butów, na łyżwy.
W ciągu kilku minut zarówno mnie, jak i towarzyszącemu mi chłopakowi udało się uporać z tą mało wygodną zamianą. Ach... Gdy tylko wejdzie na ten lód, ta czynność przejdzie w niepamięć... Nie czekając na Yuriego, podszedłem do granicy pomiędzy lodem, a ziemią. Przekroczyłem ją bez najmniejszego zahamowania, żeby po kilku sekundach wykonać kilka spokojnych ruchów na śliskiej powierzchni. Uniosłem wzrok na wciąż nieco przerażonego towarzysza, który starał się wykonać pierwszy krok. Nieco nierówne podłoże, spowodowało samoczynne załamanie się gruntu pod jego nogami. Szybko zareagowałem, tym samym łapiąc go w swoje objęcia. Pomogłem mu wyprostować się do pionu...
- Twoje łyżwy teraz będą idealnie przylegać do powierzchni lodu, co z początku może przyprawić cię o niepotrzebną panikę, ale... Możesz się upierać. Pamiętaj, że ja i tak teraz cię nie puszczę - uśmiechnąłem się delikatnie, trzymając chłopaka za ramię.

<Yuuri? :P>

Od Yuri'ego CD Vane

Wpatrywałem się ze zdziwieniem wymalowany w stojącą przede mną dziewczynę. Może wszystko byłoby spoko i fajnie, gdybym nie celował w jej głowę bronią, a ona we mnie... Do tego... Moje serce na chwilę zamarło, a twarz białowłosej zaczęła się rozmazywać. Niemożliwe... Nie wierzę w to...! Ona żyje?! Czemu o tym do cholery nie wiedziałem?! Dlaczego mnie nie szukała?!
Przegryzłem wargę i gniewnie zmarszczyłem brwi. Moja dłoń zaczęła nerwowo się trząść, a knykcie znacznie pobladły. Ona również wydawała się zaskoczona naszym jakże pięknym spotkaniem... Ale... Czy w ogóle mnie pamięta...? Gdzie ona była przez cały ten czas?
Nagle opuściłem rękę i schowałem pistolet, obserwując przez cały czas swoją matkę. Szczerze to miałem już tego po dziurki w nosie... Nie miałem ochoty nawet z nią rozmawiać, a dodatkowo znajdowaliśmy się w środku bitwy. Teraz jest moim wrogiem...
- K-kim ty jesteś...? - po chwili również opuściła broń, a ja zastygnąłem jak kamień, dotknięty jej pytaniem, mimo wszystko bolało...
Uniosłem na nią zbolały wzrok i nawet nie myślałem żeby silić się na spokojny ton.
- Czyli mnie nie pamiętasz... - prychnąłem zaciskając palce w pięści. - Żałosne... Żenada... Dno... Jak mogłaś mnie zapomnieć?! Może o tacie też zapomniałaś, bo było ci wygodniej?! - wykrzyczałem nagle, nie mogłem nic poradzić na to, że nerwy mi puściły.
Widziałem, jak patrzy na mnie tym swoim zszokowanym wzrokiem. Miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz co czuję, ale to nie był odpowiedni moment, na rozwiązywanie takich spraw. Jedyne co teraz czułem to złość i żal do osoby stojącej naprzeciwko mnie.
- O czym ty mówisz...? - spuściła wzrok na ziemię, a ja nie wytrzymałem i odwróciłem się do niej plecami. Lepiej się ulotnić, niż powiedzieć o słowo za dużo...
Po chwili przemieniłem się w wilka i co sił w łapać pognałem przed siebie, ignorując otaczający mnie hałas i zamieszanie. Chciałem od tego uciec, więc uciekłem i ukryłem się głęboko w lesie, gdzie skulony już w ludzkiej postaci, zacząłem cicho płakać...

~~*~~

Od spotkania z Vane minęło kilka dni, a ja i tak byłem tym wszystkim przybity. Chciałem ją jakoś zrozumieć, ale moja przeszłość nie pozwalała mi na to i po prostu była dla mnie kimś kto zapomniał o swojej rodzinie. Najlepsze jest to, że przez tyle lat żyłem w błędzie... Myślałem, że jestem już całkiem sam, a okazało się, że moja mamusia żyje i nawet mnie nie pamięta, dlaczego? Nie wiem... Może coś się stało, albo chciała zapomnieć...
- Mam dość... - westchnąłem i opadłem zmęczony na kanapę.
Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji była rozmowa jednak czy byłem na to gotowy? Czy chcę poznać prawdę? Naprawdę nie wiem... Może przy następnym naszym spotkaniu (o ile do niego dojdzie) umówię się z nią na rozmowę? Lepiej jest najpierw wysłuchać co ma do powiedzenia i dopiero później się złościć...

<Vane? :P >

Od Vane

Przeglądałam kolejne segregatory zawierające rejestry i opisy bitew, do których kiedykolwiek doszło... Sama nie wiem, czy robię to z nudów, czy rzeczywiście szukam czegoś szczególnego. Gdybym znała odpowiedź na jakiekolwiek pytanie... Zapewne o wiele prościej byłoby mi utożsamić się z obecną sytuacją klanów i wrogich nam ścigających. Chyba nie wspomniałam, lecz jak to miałam w zwyczaju - siedziałam na podłodze. Pomijając zupełnie fakt, że obok stało bardzo wygodne krzesełko i wpasowany kolorystycznie fotel... Niektórzy marzyliby o takim kompleksie, lecz mądra ja, woli siedzieć na zimnych panelach. Czasami naprawdę szczerze zastanawiam się nad przechadzką do gabinetu psychiatry, psychologa, czy kogokolwiek zajmującego się psychiką zdesperowanych, młodych kobiet. Przerzucałam kolejne zafoliowane kartki, co chwilę biorąc mały łyczek ciepłej cieczy leżącej w kubku tuż obok mnie. Kawa o godzinie 22, dla niektórych nie przespana noc, dla mnie nic nowego. W końcu tak, czy siak bym nie zmrużyła oka. Za bardzo fascynuję się tymi wszystkimi teczkami, zabawą w hakera oraz przepytywaniem osób postronnych. Krążą plotki, że z moją głową jest coś nie tak do potęgi entej, lecz osobiście w swym zachowaniu nie widzę niczego dziwnego... Chociaż...
- Vane... - w pewnym momencie, doszedł do mnie głos z okolic, gdzie znajdowała się futryna drzwi. Odsunęłam się gwałtownie, o mały włos nie dowalając głową w parapet.
- Zamknij się, przerywasz mi moje niesamowicie ważne rozmyślenia życiowe i w dodatku wchodzisz do mojego biura bez pukania! Kto cię nauczył kultury?! - wypaliłam niczym poparzona w stronę szopa, który jak znikąd pojawił się w wejściu. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - dodałam, cicho prychając pod nosem.
- Nie chcesz, żebym zaczął się drzeć... - mruknął pod nosem, przybierając wrogi wyraz twarz i krzyżując łapy. - Dobrze wiesz...
- Grozisz mi? - zmierzyłam go podobnym, zabójczym wzrokiem.
- Nie biję dziewczyn, ani dzieci bez kasku...
- Czy ty sugerujesz, że... - w tym momencie mój umysł na moment się zatrzymał, aby dokładnie przemyśleć wypaloną przez niego ripostę. Tak, jestem niemalże przekonana, że w ten sposób chciał mi ponownie wmówić niepełnoletność... - Gdzieś miałam tą jebaną golarkę...
- Może nie tak agresywnie! - prychnął, a w jego oku pojawił się charakterystyczny błysk. Oj, wiem czego ta kreatura ode mnie chce...
- Długo się kurzyła... - powiedziałam pod nosem, a w mojej dłoni jak na zawołanie pojawiła się broń, którą skonstruował dla mnie Rocket.
- Trzeba sprawdzić, czy działa...  Czyż nie? Z resztą, moja również trochę leżała w spoczynku...
- Jak za starych czasów... Uroczo...

Naprzeciw mnie, oraz towarzyszących mojej osobie żołnierzy stała dosyć pokaźna grupa członków klanu Desert Eagles. Każdy był zaopatrzony w podstawową broń, de facto tylko niektórzy posiadali uzbrojenie. Wyraźnie wkurwiona Tsume przyglądała się mi zabójczym wzrokiem...  Z resztą, na mojej twarzy również pojawił się wyraźny grymas. Lecz w porównaniu do niej, ma spokojna - przynajmniej jak na tą chwilę - natura pozawalała dodawać do całości delikatny uśmieszek i ciche chichoty.
- Czekaj, co my w ogóle zrobiliśmy? - skierowałam pytanie w stronę stojącego obok futrzaka, który z przeładowaną bronią, jedynie czekał na moje pozwolenie do oddania strzału.
- Nasza potyczka zaczęła się dosyć niewinnie, ale po jakimś czasie przenieśliśmy się tuż pod główną bazę klanu Tsu i... Trochę, bardzo nie potrzebnie użyłem tej atomówki, a raczej zapomniałem jej zabezpieczyć... ALE znajdźmy pozytywy! W końcu możemy sobie postrzelać, tak jak w najprawdziwszym symulatorze najnowszej generacji! - wyjaśnił w nieco skróconej wersji, jak zwykle pod koniec rzucając jakiś żart. Westchnęłam głośno, już mając coś powiedzieć... - Może wszystko potoczyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, że najwidoczniej obie jesteście przed okresem i jesteście niesamowicie wkurwione na świat... - kontynuował jakby nigdy nic, szczerząc się szeroko.
- Ja ci kurwa zaraz dam... - warknęłam, odbezpieczając broń.
- Naszą bitwę dokończymy kiedy indziej, teraz się skup... Bo skończysz tak jak ostatnio... - dokończył zdecydowanie ciszej, już nawet nie czekając na rozkazy z mojej strony.

...Można powiedzieć, że szał walki pochłonął praktycznie wszystkich obecnych tuż obok nieco podniszczonej bazy jednego z klanów. Ogólnie rzecz biorąc, członkowie Desert Eagles nie mieli zbyt dużego wyboru, ponieważ ich nad wyraz oburzona liderka pod wpływem negatywnych emocji zerwała wszystkich, którzy tylko byli w pobliżu. Z resztą, podobnie było u prowokatorów sytuacji, lecz w ich przypadku cała ta potyczka była tylko głupim żartem. Im dłużej bronie były uniesione, tym więcej strat odnosiły poszczególne jednostki. Nie ma to jak dwie, wkurwione na siebie kobiety... Kurwa, najlepszy narrator na świecie xD

Strzał za strzałem, kolejne przeładowywania. Nic ciekawego. Robię to praktycznie od początku życia. Czy może w końcu stać się coś ciekawego? Jestem pewna, że kiedyś... Życie miało dla mnie zdecydowanie większy sens, cholera. Za dużo myślę, znowu się zagapiłam. O mały włos nie dostałam prosto w brzuch. Dlaczego jestem taka nie ostrożna? Znowu się odwracam, przy tym jak na zawołanie unosząc broń i celując prosto w głowę wyższej postaci. Zdziwieniem jest dla mnie podobny ruch, lecz w wykonaniu jak się okazało po krótkim czasie okazało - czekoladowookiego mężczyzny. Wymalowane zdziwienie wpływa na moją twarz. D-Dlaczego kogoś mi przypominasz? - pytam samą siebie, robiąc mały krok do tyłu.

<Yuriś? :D >

Od Yuri'ego CD VIktor

Nie wiem kiedy dokładnie się obudziłem, ale gdy tylko uchyliłem powieki, mogłem stwierdzić, że jest mi strasznie zimno... Mimo, że leżałem pod grubą kołdrą, to brakowało mi tego tajemniczego ciepła drugiej osoby. Do tego pierwszy raz czułem, że choć trochę się wyspałem. No, ale nie mogłem cały dzień leżeć w czyimś łóżku, więc bardzo powoli podniosłem się z łoża i odetchnąłem cicho widząc nie tak późną godzinę na zegarku, stojącym na szafce nocnej. Rozejrzałem się niepewnie po pokoju, po czym wyszedłem z niego. W całym domu było cicho, tak jak w nocy, co też dało mi do zrozumienia, że Viktor najwyraźniej wyszedł. Podreptałem sobie do kuchni, gdzie na podłodze leżał zadowolony pudel. Uśmiechnąłem się na jego widok lekko, kucając przy nim i posmyrałem go po brzuszku, na co zamerdał wesoło ogonem.
- Gdzie poszedł twój pan? - zapytałem cicho, dobrze wiedząc, że i tak mi nie odpowie. - Eh... Może coś przynajmniej zostało do jedzenia...
Wyprostowałem się i nagle w moje oczy rzuciła się niewielka karteczka, pozostawiona na stole z pieniędzmi. Zaciekawiony zbliżyłem się do drewnianego mebla i chwyciłem kartkę w palce. Przebiegłem szybko wzrokiem po treści liściku i odłożyłem go po chwili na jego miejsce. Spojrzałem na zostawione pieniądze i skrzywiłem się delikatnie. Nie chciałem brać od niego pieniędzy... Aż taki biedny nie jestem... Pokręciłem nerwowo głową i podszedłem do lodówki, z której wyciągnąłem resztki jedzenia z wczoraj. Sprawnie je odgrzałem i usadowiłem się przy stole, po czym zacząłem spokojnie jeść.
Bardzo chciałem żeby Viktor już wrócił...

~~*~~

Słysząc znajomy głos i wymówione przez niego swoje imię, zerwałem się z kanapy i poszedłem do korytarza, gdzie Viktor ściągał buty, uśmiechając się przy tym pogodnie. Od razu w oczy rzuciła mi się nieduża torba, trzymana przez mężczyznę. Zmrużyłem oczy, przypatrując się mu w zamyśleniu, godnym filozofa.
- Hej... - przywitałem się z nim cicho, a on posłał w moją stronę promienny uśmiech, po czym odwiesił swój płaszcz na wieszak i podszedł do mnie.
- Jak się spało? Zjadłeś coś? - objął mnie ramieniem, aby następnie zaprowadzić mnie do salonu, gdzie usadowił się ze mną na kanapie. Westchnąłem cicho, patrząc to na niego, to na tajemniczą torbę.
- Em... Dobrze mi się spało... I tak, zjadłem śniadanie... - obserwowałem zainteresowany, jak otwiera torbę i sięga po coś ręką.
Nagle moim oczom ukazały się cudowne łyżwy, jakby dopiero co kupione. Zaskoczony otworzyłem szeroko oczy i niemalże wyrwałem mu je z rąk, oglądając je uważnie z każdej strony. Miałem ochotę żeby piszczeć i skakać po całym pokoju lecz w porę się opamiętałem i wzruszyłem się widząc, już prawie zapomniany przeze mnie przedmiot.
- To są... - słowa ugrzęzły mi w gardle, a do oczu naszły łzy, kiedy przejechałem dłonią po dobrze znanym mi sprzęcie, może i wyglądał inaczej, ale dobrze wiedziałem, że to ten sam co używałem go w przeszłości.
- Tak... - pogłaskał mnie czule po głowie i otarł łzy, które spływały strużkami po moich policzkach. - To twoje łyżwy Yuri...
W jednej chwili przytuliłem się mocno do Viktora, na co ten zaskoczony moim ruchem dość niepewnie mnie objął.
- Dziękuję... - wyszeptałem łamiącym się głosem i wtuliłem twarz w jego koszulkę. - Naprawdę dziękuję... Za wszystko...
Poczułem jak gładzi mnie po plecach, przez co automatycznie zacząłem się uspokajać. W sumie to nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale w końcu odsunąłem się od niego i spojrzałem na plamę, na jego koszulce. Tak... Pozostałość po moich łzach i smarkach... Zarumieniłem się lekko i odwróciłem wzrok, zażenowany tym co zrobiłem.
- Wybacz... Potraktowałem twoją koszulkę, jak chusteczkę... - mruknąłem i podrapałem się nerwowo po karku.
Viktor zaśmiał się cicho i ku mojemu zdumieniu ściągnął z siebie brudne ubranie, które do tego odrzucił na bok. Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony i w jednej chwili wstałem z kanapy, mając ochotę wybiec z tego pomieszczania.
- Yuri? - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja przegryzłem wargę. - Coś nie tak?
- Wszystko jest w porządku! - prychnąłem i chwyciłem gwałtownie chwyciłem swoje łyżwy. - Sądzę, że wypadałoby je wypróbować...

<Viktor? :3 >

Od Kevina CD Corrinne

Uważnie przyglądałem się owej dwójce, a szczególnie osobie płci żeńskiej, która aktywnie udzielała się w konwersacji. Co ja poradzę na to, że od tamtej sytuacji na torach nie mam zamiaru nawet na minutę spuścić jej z oka? Zawsze mam dziwne przeczucie, że znowu mi gdzieś umknie i rozstaniemy się na kolejne kilka lat. Czy to nie zamienia się w coś, czego zawsze chciałem unikać? Przywiązanie? Cholera jasna...
- Dlaczego to nie wybucha? - warknąłem w stronę stojącego obok pirotechnika, który z zamyśloną miną przyglądał się guzikowi.
Wciąż kątem oka przyglądałem się Corrinne. Trochę podniosła ton, huh, chyba się zdenerwowała. A, co mi tam...
- Hej wy tam! Gołąbeczki! - wypaliłem w stronę dwójki, z widoczną ironią i zdenerwowaniem w głosie. Jak wyrwani z transu spojrzeli na moją nad wyraz rozbawioną twarz.
- Ja ci kurwa dam gołąbeczki... - wymruczała pod nosem Corri, już podrywając się do podejścia i zapewne przywalenia mi w policzek.
W tym momencie przerwał nam huk strzału. Pewnie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wystrzelona kulka dosłownie zetknęła się z moim policzkiem. Niczym przysporzony o zawał, chwyciłem się za nieco szczypiącą część ciała.
- Kevin?! - zanim się obejrzałem, Corrinne już doszła do mnie.
Od jakiegoś czasu praktycznie cały zespół przyglądał się naszej dwójce z wyraźnym lenny face'em na pyskach. Jakby coś to... Boże. Cholera. Jasna. No. Nie. Czy oni wszyscy...
- Za dużo romansów się naoglądali - warknąłem pod nosem sam do siebie, ignorując widocznie zatroskaną dziewczynę stojącą obok. Wypatrywałem osoby, lub stworzenia celującego w naszą stronę. W końcu latające pociski nie biorą się znikąd. Nie minęło kolejne pięć sekund a zza jednego z budynków wyszła spora grupka... Ta, zbuntowani. Mogłem się spodziewać. Dwie, dosyć charakterystyczne postacie, jak dla osoby mojej rangi. Doprawdy? Żeby aż dwa klany się rzucały? Wyszedłem owemu "zagrożeniu" na przeciw, mimo wszystko na pysku mając delikatny uśmiech. Nawet nie było mowy o jakimkolwiek strachu...
- Mogłybyście chociaż raz dać sobie spokój - prychnąłem widocznie rozbawiony zaistniałą sytuacją. - Z tego co widzę, lubicie pakować się w ostre kłopoty... - dodałem nieco ciszej, przeładowując towarzyszącą mi broń. - Lecz skoro już tu przybyliście... - westchnąłem, dając znak jednemu z przełożonych, aby przysłał posiłki. - Zabawmy się...
Spojrzałem kątem oka na Corrinne, która z tego co wywnioskowałem cały czas słuchała wszystkiego co mówię. Posłałem jej uśmiech.
- Lepiej trzymaj się blisko mnie, księżniczko... - wypaliłem, po krótkiej chwili milczenia, na twarzy mając lenny face'a.

<Corri?>

niedziela, 29 października 2017

Od Corrinne cd Kevin

Kiwnęłam głową, zgadzając się. Nie miałam siły na wszelkie kłótnie czy sprzeczki.
Kevin wstał, a potem podał mi rękę. Podniosłam się.
***
Zatrzymałam się w bezruchu na progu. Boję się jej reakcji. A jeżeli...
Moje rozmyślania przerwał głośny pisk i ktoś rzucił się w moją stronę.
– Corri!
Pod wpływem nagłego skoku, przewróciłam się wraz z Flurry. Ona jakby się nie przejęła, jedynie się przytulając i... Płacząc. Cicho się zaśmiałam i także ją objęłam.
– Cześć, młoda. – wyszeptałam.
– Martwiłam się! Tęskniłam! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś! – chciała coś jeszcze powiedzieć, ale załamał jej się głos.
– Słodkie jak ciasteczka. – usłyszałam pomruk Xerxesa.
Prychnęłam.
– Ty musisz zawsze niszczyć chwilę. – warknęłam przez zęby, jednak z radością w głosie.
* Nie chce mi się, ok?*
W myślach odliczałam sekundy. Zaraz budynek wybuchnie, wraz z magicznym istotami siedzącymi w środku.
– Nie masz wyrzutów sumienia? Czujesz się dobrze z tym, co robisz? – szepnął ktoś koło mojego ucha. Spojrzałam kątem oka na szarego kotołaka.
–O co ci chodzi? – odmruknęłam. Czułam na sobie nerwowy wzrok Xerxesa, siedzącego paręnaście metrów dalej.
– Przecież dobrze wiesz. – odparł równie cicho.
Czemu to cholerstwo nie wybucha?
Zmarszczyłam nos.
– Nie. Oświeć mnie, bo zielonego pojęcia nie mam, o co ci może chodzić.

< Kevin? >

Mia Land of Grafic