Kiwnęłam głową, zgadzając się. Nie miałam siły na wszelkie kłótnie czy sprzeczki.
Kevin wstał, a potem podał mi rękę. Podniosłam się.
***
Zatrzymałam się w bezruchu na progu. Boję się jej reakcji. A jeżeli...
Moje rozmyślania przerwał głośny pisk i ktoś rzucił się w moją stronę.
– Corri!
Pod wpływem nagłego skoku, przewróciłam się wraz z Flurry. Ona jakby się nie przejęła, jedynie się przytulając i... Płacząc. Cicho się zaśmiałam i także ją objęłam.
– Cześć, młoda. – wyszeptałam.
– Martwiłam się! Tęskniłam! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś! – chciała coś jeszcze powiedzieć, ale załamał jej się głos.
– Słodkie jak ciasteczka. – usłyszałam pomruk Xerxesa.
Prychnęłam.
– Ty musisz zawsze niszczyć chwilę. – warknęłam przez zęby, jednak z radością w głosie.
* Nie chce mi się, ok?*
W myślach odliczałam sekundy. Zaraz budynek wybuchnie, wraz z magicznym istotami siedzącymi w środku.
– Nie masz wyrzutów sumienia? Czujesz się dobrze z tym, co robisz? – szepnął ktoś koło mojego ucha. Spojrzałam kątem oka na szarego kotołaka.
–O co ci chodzi? – odmruknęłam. Czułam na sobie nerwowy wzrok Xerxesa, siedzącego paręnaście metrów dalej.
– Przecież dobrze wiesz. – odparł równie cicho.
Czemu to cholerstwo nie wybucha?
Zmarszczyłam nos.
– Nie. Oświeć mnie, bo zielonego pojęcia nie mam, o co ci może chodzić.
< Kevin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz