sobota, 28 października 2017

Od Kevina CD Corrinne

Rozmasowałem bolące mnie miejsce otwartą dłonią... Krzepę w ręce, to ona ma, nie można zaprzeczać. Z mojego gardła wydobył się cichy śmiech. Dlaczego? Sam nie wiem. Podparłem się wolną ręką o ścianę, śledząc wzrokiem otaczający mnie pokój. Nie było jej już tu. Wyszła, zapewne kilka dobrych sekund temu. Westchnąłem cicho, zaprzestając śmiechu. Więc gdzie teraz ta panna się wybiera?
Wyciągnąłem z kieszeni telefon, który dotychczas przetrzymywany w kieszeni, wciąż ukazywał dobrze znaną mi aplikację. Jak się później okazało, mały punkcik nie dość, że się poruszał, to jeszcze był oddalony ode mnie o dobre kilkadziesiąt metrów. Otrząsnąłem się z uśmiechem na ustach, po czym w ślad ruszyłem za nią. Nie mogę jej dać znowu zniknąć na kilka lat, albo na całe swoje denne życie.
~
Zatrzymała się. Byłam na sto procent pewien, że właśnie na torach. Czy ta akcja napędziła jej myśli samobójcze? Nieuniknione. W końcu, jak miałaby spojrzeć w oczy osobie, która jest jej szefem i widzi ją praktycznie codziennie? Zgrywa silną, jak większość ludzi na tym chorym świecie. Czyżby taka wola ludzka?
Nie zatłaczając sobie głowy tymi myślami, przeszedłem dalej za nią, aż w końcu ujrzałem rzędy stalowych i drewnianych belek, równo poukładanych na skalnym podłożu. Na środku jednej z nich siedziała ona. Podkulając nogi pod brodę, wpatrzona w dal, zapewne szukając tych dwóch znaczących światełek. Nie skradałem się, powolnym krokiem zbliżyłem się, po czym przysiadłem tuż obok.
- Czego? - warknęła, nawet nie odwracając wzroku w moją stronę.
Westchnąłem cicho, zastanawiając się, jak dobrze dobrać słowa. W tym momencie musiałem chyba po raz pierwszy w życiu zachować szczerą powagę. Będzie ciężko, lecz... Ught, cholera, czy to stres?
- Pamiętasz jak kilka lat temu, największym priorytetem była dla ciebie ochrona Flurry? - powiedziałem wystarczająco głośno, aby to do niej dotarło i wystarczająco cicho, żeby zachować tajemniczy ton. - Już wtedy wiedziałem, że w końcu coś dla niej poświęcisz... A w tym wypadku była to twoja wolność... - mój śmiech w tym momencie, zamienił się w cichy wdech. - Byłaś wierna swemu postanowieniu, lecz jak później się okazało... Przez to, osoba, którą kochasz straciła swoją najlepszą przyjaciółkę. Cały czas w jej oczach widzę wyraźny ból, jestem pewien, że nie było jednego dnia, w którym nie myślała o tobie... Wieczoru, podczas którego błagała Boga o twój powrót... - dodałem, spuszczając wzrok na jej drobną postać. Potrafiłem wyczuć jej szybsze bicie serca... - Z resztą... Tak samo jak ja... - wyznałem w końcu, nieco odwracając wzrok w bok. - Brakowało mi ciebie... - wyszeptałem, już praktycznie niesłyszalnie, gdy w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały. Dostrzegłem pierwsze łzy.
Światła pociągu. Można powiedzieć, że je zignorowałem. Przytuliłem dziewczynę do siebie, tak czule, jak na tą chwilę było mnie stać. Nie skłamałem. Po raz... Trzeci? Nie ważne. Potok jej łez w krótkim czasie odbił się na mojej koszuli, delikatnie się uśmiechnąłem.
Pociąg był coraz bliżej. Zatracona w tej chwili Corr, najwidoczniej już zupełnie nie kontaktowała z otaczającym ją światem. Praktycznie w ostatnim momencie pozwoliłem naszych ciałom przeturlać się kilka metrów dalej, do bezpiecznego miejsca. Dziewczyna w tym momencie była pode mną.
- Wróćmy do domu, dobrze? - szepnąłem, kąciki ust mając dalej uniesione.

<Corri?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic