sobota, 17 czerwca 2017

Od Laury CD Felix

Od razu zwróciłam uwagę na jego dziwny sposób mowy. Charakterystyczna, francuska wymowa.
- Mam niespełna dziesięć lat, a telefon posiadam od kilku miesięcy - powiedziałam krótko, chowając przedmiot do kieszeni. - W jakim świecie ty żyjesz?
(Przepraszam, ale wolę pisać to w normalnym języku. Po francusku pisać nie umiem ;c)
- Tym samym co ty - odpowiedział, wzruszając delikatnie ramionami.
- Znam całkiem dobre miejsce, w którym za dnia nas nie odnajdą - wpadło mi do głowy to zdanie, a w ułamku sekundy zostało ono wypowiedziane na głos.
- Więc prowadź - skinął głową, teatralnie kłaniając się przede mną.
- Dobrze, że ująłeś to w takim, a nie innym słowie - uśmiechnęłam się delikatnie, podchodząc do auta stojącego od nas o kilka metrów.
Szybko wybiłam w nim szybę, a wyjący alarm uciszyłam kilkoma sprawnymi demontażami elektroniki zawartej w środku samochodu. Z plecaka wyciągnęłam wsuwkę, którą umieściłam w stacyjce. Pojazd od razu odpalił, a wraz z tym otworzyłam drzwi pierwszego pasażera.
- Wsiadaj - skierowałam polecenie w stronę starszego chłopaka, stojącego z szeroko otwartymi oczami.
Gdy przez kilka sekund nie ruszył nawet palcem, przelustrowałam go zabójczym wzrokiem.
- Co Ci? Nigdy samochodu nie widziałeś? - zmarszczyłam brwi.
- Nie, nie... Już wsiadam - wszedł do środka, zasiadając na miejscu drugiego pasażera.
***
Jazda samochodem nie sprawiała mi zbyt dużych trudności. Robiłam to na co dzień. Podobnie było z kradzieżami i zabójstwami innych ludzi... Na razie nikt nie potrafił mnie zidentyfikować. Podróż zapewne przeminęłaby w ciszy, gdyby nie nagłe pytanie chłopaka:
- Skąd jesteś? - zwrócił delikatnie głowę w moją stronę.
- Nie znam Cię - oddałam mu w odpowiedzi. - Błędem było podawanie moich podstawowych danych, a co dopiero...
<Felix?>

Od Felixa CD Laura

- Jestem Felix... - przedstawiłem się. - Felix Wolvi - rzekłem niczym James Bond.
- Laura Kinney - dziewczyna nadal patrzyła na mnie z podejrzliwością.
- Ejejej... Jestem spoko gośiu (gościu) - rzekłem z uśmiechem. Przeczesałem palcami swe śnieżnobiałe włosy. Jej mina mówiła sama za siebie, "ta... napewno". Rozumiałem, że nasze klany nie za bardzo za sobą przepadały, ale żeby aż tak ograniczać się?
- Zacznijmy od tego, żebymi poszli... Jak najdalej od miasta, bo prhędej czy później jasno będzie - dodałem z uśmiechem. Szczerzyłem się jak głupi do sera.
- Jest dopiero... - tu Laura spojrzała w ekran telefonu - północ...
- Ej! Ile Ty masz lat, ży masz telyfon? - spytałem z lekkim oburzeniem.
Laura spojrzała na mnie z powątpieniem.
- Ja mam 14, a mam tilko zegharek - dodałem.
<Lauraf? Początki me trudne>

Od Laury

Sama dziwiłam się sobie... Z tego co mi wiadomo - jestem dzieckiem, lecz moje zachowanie w żadnym stopniu tego nie odzwierciedla. Co prawda: kocham konie tak jak większość dziewczynek w moim wieku, lubię różowe ubrania z tęczą i jestem uzależniona od rysowania. Mimo tych cech, które najczęściej występują u dziewięciolatek - rzadko się uśmiecham. W sumie, to sama nie wiem jakim cudem miałabym to robić, skoro nie wychowano mnie jak dziecko. Miałam być bronią do zabijania. Bezlitosnym, nie posiadającym uczuć dzieckiem, a w późniejszym czasie dorosłym człowiekiem. Może ucieczka z tamtego laboratorium była błędem?
***
Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Jednym z przycisków uruchomiłam go, po czym wzrokiem przelustrowałam godzinę. 23:48 - powiedziałam w myślach, chowając telefon z powrotem w to samo miejsce. Poprawiłam dwa ramiączka plecaka, który wisiał na mych plecach, a następnie ruszyłam dalej przed siebie. W słuchawkach dousznych właśnie rozbrzmiała jedna z moich ulubionych piosenek ( link do niej - klik ). Przymknęłam oczy, zanurzając się w rozluźniających nutach piosenki. Świat w jednym momencie stał się całkowicie inny... Wszystko przybrało ciemniejsze barwy, a nawet najjaśniejsza latarnia nie zdołała ukazać czegokolwiek pod swym światłem. Nie było niczego... Aż nagle wpadła na mnie pewna osoba. Słuchawki mimowolnie wypadły mi z uszu. Przyjrzałam się nastoletniemu chłopakowi spode łba. W końcu przerwał mi tak wspaniały moment, na który czekałam od dawna - chwila spokoju.
- Uważaj jak chodzisz - mruknęłam, dokładnie lustrując go wzrokiem.
Jego heterochromia oraz czarny tatuaż pod okiem od razu przykuły moją uwagę. Zza kaptura, który miał na głowie wystawała para białych uszu. Włosy jak i ubranie miał w tym samym kolorze.
- Sorki - powiedział krótko, poprawiając swoje włosy na głowie. - Jest--
- Nie jesteś normalnym człowiekiem? - przerwałam mu, zadając szybkie pytanie.
Jedyne co zrobił, to uśmiechnął się tajemniczo. Wciąż wpatrywałam się w niego pytającym spojrzeniem, lecz i tak znałam już odpowiedź na swoje zdanie.
- Jak widać, nie - dopiero w tym momencie dostrzegłam, że zza jego pleców wystaje biały jak śnieg ogon. 
Gdyby nie fakt, że nikogo nie ma na ulicy - już dawno zostałby zauważony. Równoznaczne jest to z paniką ludzi, a w późniejszym czasie przechwyceniem przez policję. Byłoby to dosyć ryzykowne, zwracając uwagę na to, że każda wiadomość jest ważna dla rządu, a co dopiero sam przedstawiciel naszego gatunku. Taka akcja nie skończyłaby się za dobrze...
- Do jakiego klanu należysz? - tym razem, to on zadał pytanie.
- Desert Eagles, a ty? - podałam krótką nazwę.
- Guardians of the Galaxy - słysząc tą nazwę, od razu w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka. 
Bez uprzedzenia przycisnęłam chłopaka do ściany. Do jego skroni przyłożyłam dwa ostrza, wystające z mej pięści. Ten najwyraźniej zdziwiony, przyglądał mi się jak wariatce. 
- Ejejej?! Co jest!? - krzyknął, starając się wyrwać.
- Nasze klany toczą ze sobą wojnę - warknęłam pod nosem. - Chronologicznie, powinnam Cię teraz zabić...
- Nie mieszajmy spraw dorosłych w nasze życie! - jego oddech wyraźnie przyśpieszył, a język zaczął się plątać.
Ostatecznie - odsunęłam się o krok, lecz mimo to wciąż byłam gotowa do ataku. Ponownie przelustrowałam go wzrokiem.
- Jestem Felix... - przedstawił się, spokojniejszym tonem. - Felix Wolvi.
- Laura Kinney.
<Felix?>

piątek, 16 czerwca 2017

Felix Wolvi




Imię i nazwisko: Felix Wolvi (czyt. Feliks łolłej)
Płeć: Chłopiec, nie widać?
Wiek: 15 lat
Rasa: Wilk
Klan: Guardians of the Galaxy
Stanowisko: Nie ma… Ale myśli już czy nie chce zostać pirotechnikiem…
Żywioł: Ogień i transmutacja
Moce: 
~ jak ma czkawkę, to przy okazji zionie małą ilością błękitnego ognia.
~Transmutacja, inaczej… Potrafi zmienić wygląd, pod postacią zwierzaka, jak i pod postacią ludzką, oprócz oczu i głosu, ale nad tym pracuje. Pod postacią ludzką nadal ma uszy i ogon, ale jak mówiono, pracuje nad tym!
Umiejętności: 
~ Duża wyobraźnia, co pomaga w tworzeniu taktyk.
~ Tworzenie robotów, które zachowują się jak żywe.
~Ucieczki, właśnie. Świetnie ucieka i odwraca czyjąś uwagę.
~Walki. Najlepiej idą mu w stylu karate, judo, ale mistrzem to jakimś nie jest.
~ Dość dobrze strzela z pistoletów, ale też jakimś mistrzem nie jest.
Charakter: Cóż… Felix to taki matołek, który zawsze jest opóźniony i jak opowiesz kawał, to zaczyna się śmiać po jakimś czasie, ale zawsze kończy to się tak, albo śmieje się parę sekund, a po paru chwilach mówi „nie łapię”, „nie kumam” itp., lub śmieje się jak skończony idiota, który zresztą jest. Prócz tego, jest bardzo pomysłowy, więc jeśli brakuje Ci pomysłu, nie bój się go pytać. Poczekasz maksymalnie 2 dni i już przybiegnie z milionami pomysłów. Nie potrafi kłamać, jak tylko spróbuje, widać, że łże. Łyka wszystko jak pelikan, nie trudno go okłamać. Wbrew pierwszym pozorom, jest bardzo mądry i dobrze zapamiętuje wszystko, dlatego zna wiele języków, nawet jeśli to pojedyncze słówka. Nigdy się nie poddaje i zawsze idzie do celu. Jak coś obieca, to zawsze wypełni obietnicę, choćby nie wiadomo co. Można powiedzieć, że jest młodym geniuszem, który z pozoru wygląda na matołka.
Cechy charakterystyczne: 
~ Niski wzrost, zaledwie 145 cm.
~Heterochromia, jedno oko jadowicie zielone, a drugie w kolorze stalowym.
~Jego francuski akcent, na pewno go nie pominiecie
Ciekawostki:
~ … Popcorn na zawsze …
~ Jest sierotą
Głos: link
Właściciel: Conor – HW, felixwolvi@gmail.com – gmail

czwartek, 15 czerwca 2017

Od Vane CD Resney

Westchnęłam cicho, przyglądając się Resney wychodzącej za drzwi. Nic się nie zmieniła... Chociaż... Za czasów przyjaźni pomiędzy czwórką przywódców, wydała się być bardziej otwarta. Może w małym stopniu, lecz i tak dostrzegam różnicę...
- Gdzie mam to schować? - zapytał Rocket, podnosząc gotową broń z ziemi.
- Zostaw, to jest ciężkie. Taki mały osobnik jak ty, nie uniesie tego - szybko przykucnęłam przy nim, starając się wyrwać z jego łap Versen'a 21. Szop w jednym momencie odskoczył na bok.
- Vane, jesteś w ciąży i nie powinnaś się niepotrzebnie przemęczać. Mogłoby to zaszkodzić tobie lub dziecku - powiedział jednoznacznie. - Nie żeby mnie to obchodziło, czy coś...
- Hah! Szkoda, że tego nie nagrałam - uśmiechnęłam się delikatnie. - Puszczałabym Ci to przez cały dzień i całą noc... - rozmarzyłam się, przy tym wciąż myśląc o tym, co by było gdyby... - Mój mały Rocky ma uczucia - wyszczerzyłam się.
- Wypsnęło mi się - burknął, krzyżując obie łapy.
- Przeczytałeś książkę o macierzyństwie, czy jak? - wciąż nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. - Dziękuję, że się o mnie troszczysz - poczochrałam jego sierść w okolicy głowy.
Chyba tylko mnie pozwalał się głaskać. Z jednej strony był przydużym szopkiem, lecz w jednej z łap wciąż trzymał swój blaster. Dla mnie i tak jest najsłodszy na świecie... Chociaż... Gdy Kiba tworzy swoją minę zbitego pieska, wydaje się dorównywać Rocketowi.
- No dobrze... Możesz ją wziąć - powiedziałam, teatralnie tworząc smutną minę. - Lecz będzie mi jej tak brakować...
Chyba przez tą ciążę zaczyna mi solidnie (za przeproszeniem) odpier*alać. Zrezygnowany towarzysz ruszył na dół. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym bezwładnie rzuciłam się na kanapę. Poczułam przy tym nieprzyjemny ból w okolicach podbrzusza. Ile razy mam jeszcze wspominać, że nie chcę tego dziecka...?
***
Przyjrzałam się dokładnie Rensey i Hige przebranym w galowe stroje. Staliśmy właśnie pod moim domem, gdzie w samochodzie czekał ich kierowca. 
- Wyglądacie słodko razem - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na obojga.
Spojrzeli po sobie. Widocznie niezręczne było dla nich zachowywanie się "jak para". No cóż... Muszą robić to zawodowo... Resney, co prawda chciała mnie zamordować wzrokiem, lecz zbyłam jej spojrzenie.
- Już jestem! - nawet nie zauważyłam jak pojawił się przy nas Rocket ze swym "sprzętem". - Zmodyfikowałem te cudeńka w taki sposób, żeby nasz sygnał nie mógł być przechwycony. Dodatkowo wtapiają się one w kolor skóry, dzięki czemu nie powinny zostać zauważone - wyciągnął w ich stronę torbę pełną "drobiazgów". - I nie, nie robię tego z własnej woli, ona mi kazała - wskazał na mnie jedną ze swoich łap. - Pom - zakasłał kilka razy. - ocy - ponownie zrobił to samo co wcześniej. 
"Parka" delikatnie się uśmiechnęła, natomiast ja dokładnie przeskanowałam go wzrokiem. 
- Nie dostaniesz dzisiaj jedzenia - zażartowałam.
- Ona więzi mnie w bunkrze pod domem! - teatralnie "wyszeptał" w ich stronę. - I tak nic nie jadłem od tygodnia! - zasłonił usta łapą, wciąż kontynuując swoje błaganie o pomoc. 
- Powodzenia - uśmiechnęłam się delikatnie w stronę członka i przywódcy klanu, z którym posiadaliśmy sojusz. - Będziemy w kontakcie - przybliżyłam się o krok w stronę Resney, po czym wyszeptałam jej do ucha: 
- Świetna sukienka... Nie wierzę, że mu się w niej nie podobasz... PS. To tylko przypuszczenia!
<Resney? c: >

Od Shadow cd Petera

Otworzyłam kolejne drzwi. Wychyliłam zza nich na chwilę głowę i spojrzałam na duży prostokąt z... moim wspomnieniem.
Za każdym wejściem było to samo, tyle, że z inną myślą.
Same bramy były identyczne; białe, drewniane z srebrnymi klamkami. Po otwarciu ukazywał się pięciokątny  pokój o ścianach koloru szarego; od między innymi mysiego, przez gołębi, po platynowy . I choć nie miał świateł ani okien, było w nim jasno.
Każde wspomnienie było kolorowe, niektóre jednak wyblakłe; te, które zatarły się już w mej pamięci. Dodatkowo, były to i tak te wybrane; które wywarły na mnie kiedyś wrażenie.
Były tam na przykład znalezienie trupa, pogrzeb ojca i matki, porwanie... I ten głupi sztantaż. Potem znalazłam pierwsze kreski, no i bliższe w czasie wydarzenia.
        Całkiem  zabłądziłam w tych pokojach. Zrezygnowana upadłam na kolana po środku korytarza, by potem całkowicie położyć się na plecach na chłodnej podłodze.
Co ja robię ze swoim życiem?  — zadałam sobie najważniejsze pytanie.
Głośno westchnęłam i skuliłam się w mały kłębek. Z moich ust wyleciał obłoczek pary, powstały z mego oddechu.
Zamknęłam oczy.
Tak bardzo chciało mi się spać... Byłam zmęczona...
   Tak bardzo zmęczona...
Ziewnęłam cicho, dłonią zasłaniając usta i ponownie wpatrywałam się w pusty, spokojny, a jednocześnie chaotyczny mrok.
~*~
Nie patrząc pod nogi,przemykałam przez las. Czułam na karku oddech wilka. Był więcej niż metrowym olbrzymem. Swą posturą przypominał mieszankę psa z wilkiem.
    Ukradkiem otarłam łzy i przeskoczyłam kamień. Wylądowałam na korzeniu i... Przewróciłam się.
Zaczęłam lecieć w dół, dół, dół...
< Peter? >

OD Resney CD Vane

Zrezygnowana, dokończyłam picie herbaty. Miło, że w jakimś stopniu się o mnie martwi...
- Co było, minęło. Nie zmienimy przeszłości - podniosłam się - chodź, pomożemy temu szopowi.
- Kogo nazywasz szopem?! - Rocket niechętnie na mnie spojrzał. Zrezygnowana wstałam, pomagając mu ogarniać rzeczy.
- Ten pistolet jest na...?
- Obrotach elektryczno-mechanicznych - odpowiedział - wciąż dziwnie mi strzela.
- Wiesz czemu? - rozmontowałam część.
- EJ uważaj, to drogi sprzęt! - jak zawsze powiedział, bez ufności.
- Masz źle skalibrowane kody... Masz błąd 201a... Poczekaj - wyjęłam panel i zaczęłam pisać to od nowa.
- Zabieraj łapska od mo--
- Zrobione - podniosłam pistolet i strzeliłam w kukłę. Ten spojrzał na mnie, opuszczając uszy zaskoczony.
- Eee i tak bym na to sam wpadł.
- Zwykłe "Dziękuje" - obróciłam pistoletem i mu podałam. Ten wyrwał go z mojej ręki, cicho mamrocząc pod nosem. Zaśmiałam się. Spojrzałam na Vane i odwróciłam głowę. Po chwili jednak się podniosłam i dotknęłam jej skroni.
- Czemu nie chcesz tego dziecka? - miałam zamknięte oczy - szukanie w internecie jest niebezpieczne, bez jakichkolwiek zabezpieczeń... Ciekawe co by powiedział Kiba, gdyby się dowiedział...
- Nie grzeb mi w głowie! - odepchnęła mnie.
- Twój umysł mi na to pozwolił - pstryknęłam palcami - może mam tylko jedną moc, ale opanowaną  prawię do perfekcji.
- Jakoś nie wyczułaś zauroczenia u Hige...
- Nie siedzę mu-- Czekaj, co? - spojrzałam na nią wściekła. Ta się zaśmiała.
- Resney, wiem, co myślisz o miłości, ale powinnaś mu d--
- Posłuchaj mnie, Vane. Wiesz, dlaczego nienawidzę miłości. Wiesz, jak bardzo jej nie chce. Hige jest moim przełożonym i przyjacielem. Ale nic więcej. Pomaga mi w misjach, fakt. Ale on pewnie kogoś innego ma na oku, a ja nie mam zamiaru się na niego rzucać, bo jest TYLKO przyjacielem. Jasne?
- Mhm... - odpowiedziała i wróciła ze mną do sprzątania - Resney... Nie mów Kibie...
- Spoko, to nie moja sprawa, ale ci nie pomogę.
- Czemu?
- Bo mnie zabije jako pierwszego, bo ci w tym pomagałam.
- On taki nie jest!
- TYLKO DLA CIEBIE - podniosłam głos. Ta od razu zamilkła. Wzięłam głęboki wdech i miałam właśnie wyjść.
- Resney, tutaj Hige.
- Tutaj Resnej, co jest? - włączyłam komunikator, który zawsze mam założony.
- Zgadnij.
- Nie wiem.
- Będzie bal. Idealna okazja, by zdobyć informację o naszych przeciwnikach. Ale jest problem... Można tam wejść tylko z partnerem lub partnerką. Homosiowe pary nie wpuszczą.
- Gh... Będzie trzeba sobie tą akcję odpuścić.
- Resney taka okazja może się nie powtórzyć!
- Ty nie masz z kim iść, ja nie mam z kim iść, a-- - wtedy mi coś wpadło do głowy, ale od razu zaprzeczyłam tym pomysłem. Vane tam nie pośle... nie w tym stanie - a i tak nas poznają...
- Resney, to jest BAL MASKOWY. Maski założymy, trochę włosy przefarbujemy i można iść!
-
I z kim ty niby chcesz pójść, mądralo?
- Z tobą. - Stanęłam na środku drogi. Ze mną?
- Hige, ja tańczyć nie potrafię, a z resztą... Nawet jakbyśmy poszli, to CO? No nic nie zrobimy.
- To pan prowadzi taniec.
- Podepcze cię.
- Dopilnuje, żeby nie.
- Nienawidzę chodzić w sukienkach.
- To pod sukienkę ubierzesz spodnie i koszulkę.
NIE I KONIEC - rozłączyłam się. Weszłam do siebie, a ten stał przed drzwiami.
- No Resney! To tylko służbowo, może się czegoś dowiemy! - spojrzałam na niego kątem oka. Wzięłam głęboki wdech.
- DOBRA JEZU! Ale morda w kubeł, nikt nie może wiedzieć - wskazałam na niego. Ten dał swój palec na mój nos.
- Boop.

<Vane? XDD>

środa, 14 czerwca 2017

Od Petera CD Shadow

Zniknęła pod swoją inną formą za drzewami... Przekląłem pod nosem. W końcu - przez chwilę wierzyłem, że "wszystko może być dobrze". Nie k*rwa, nic nie będzie dobrze. Dziewczyna, na której znowu zaczęło mi zależeć tak samo jak te dwa lata temu, wciąż chce się ode mnie jak najdalej odsunąć. Mógłbym oddać wszystko, żeby zrozumieć jej pogląd na świat. Żeby dowiedzieć się - dlaczego wtedy zniknęła...
***Ileś tam, czegoś tam, później***
Znowu żyję na utrzymaniu Vane. Pożyczyłem od niej kasę na wynajem nowego mieszkania. Powiem szczerze - nie była zadowolona, że musiała znowu na mnie wydawać. Nie zdążyłem jej oddać wszystkiego z 70 000 $, a co dopiero... Japie*dole, nienawidzę tego świata.
- Kolejny nudny dzień - mruknąłem, spoglądając za okno swego przepięknego mieszkania.
Sąsiedzi obok znowu się kłócili, co było równoznaczne z nieprzespaną nocą. Za jakie grzechy ten świat tak się na mnie wyżywa? Co prawda - mogłem zgłosić sprawę wysadzenia mojego domu, lecz niestety.. Prędzej umrę, niż ta sprawa zostanie rozwiązana. Podniosłem się leniwie z łóżka, po czym wszedłem do łazienki. Nie jestem przyzwyczajony do takiego "komfortu". Zdecydowanie bardziej wolałem swe stare łózko, którego i tak już nie ma. Westchnąłem głośno przemywając twarz wodą. Ubrałem się, po czym wyszedłem z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz. Przedmiot włożyłem do kieszeni i ruszyłem przed siebie w stronę schodów. 
Będąc już na zewnątrz, spojrzałem na zegarek. 2:27. I tak mój harmonogram dnia został drastycznie naruszony jakieś kilkanaście dni temu. ŻYCIE! 
Z dłoniami w kieszeniach szwendałem się po różnych uliczkach, parkach. Nie miało to dla mnie zbyt dużego znaczenia, ponieważ i tak cały czas miałem słuchawki na uszach. Poniesiony przez falę muzyki, dotarłem pod jakiś bar. Przekrzywiłem pytająco głowę... Nic nie dzieje się bez powodu. W ułamku kilku sekund drzwi, gwałtownie się otworzyły. Muzykę było słychać z zewnątrz, lecz w środku... Oni chyba ogłuchną (lub już nie słyszą). Przeskanowałem wzorkiem ludzi znajdujących się w środku. Po chwili wyszła ze środka dobrze znana mi dziewczyna z jakimś chłopakiem u boku. Przeskanowałem dokładnie mężczyznę wzrokiem... Widać, typowy narkoman. Mogłem dać sobie rękę odciąć, że dosypał coś Shadow.
- Co się kampisz? - warknął, przechodząc z dziewczyną kilka metrów ode mnie.
Nie otrzeźwiała na mój widok, w normalnym przypadku chyba by to zrobiła. Zmarszczyłem brwi.
- Shadow, on Cię naćpał - powiedziałem prosto z mostu, krzyżując ręce.
- Pffff!!! Peterek chyba zwariował! - prychnęła, opierając się jedną ręką o ramię faceta. - Dan, to naprawdę wspaniały i miły mężczyzna! - krzyknęła.
- Uhum,.. Ciekawe - uniosłem wyżej brwi. 
- Coś ci nie pasuje? - odsunął od siebie dziewczynę, po czym zbliżył się do mnie.
Jego twarz była kilka centymetrów od mojej. Tsa... Chciał mnie zamordować wzrokiem. Wywróciłem oczami.
- Jedzie ci z pyska - burknąłem.
- Ty mały... - warknął, biorąc zamach.
Zrobiłem szybki odskok w bok. Wszystko wydarzyło się za szybko. Straciłem nad tym kontrolę... Przywaliłem mężczyźnie w brzuch, lecz on to wykorzystał, przez co oberwałem w oko. Zajeb*ście, śliwa na miesiąc... - przemknęło mi przez myśl, z trudem utrzymując równowagę. Przekląłem pod nosem, dobierając się do swej broni. Wykonałem kilka krótkich strzałów, a po chwili mężczyzna leżał na ziemi nieprzytomny. Spojrzałem na dziewczynę, która wszystkiemu przyglądała się z boku.
- Przepraszam, ale muszę to zrobić - powiedziałem, wyciągając z torby strzykawkę z napisem "Użyć w razie potrzeby - Lub dla zabawy"  - przeskanowałem ciąg literek wzrokiem. Wbiłem przedmiot w ramię dziewczyny. Nie minęło kilka sekund, a bezładnie padła mi w ramiona. 
- Dosyć drastyczne, lecz skuteczne - mruknąłem.
<Shadow? Mogę wszystko - jestem Bogiem B)>

Od Shadow cd Petera

Me serce na ułamek sekundy zastygło w bezruchu po czym przyśpieszyło. Peter?
Nie, on nie żyje. Nie miej nadziei.
Drgnęłam, jednak nie uraczyłam go spojrzeniem.
— Reev. — mruknęłam niemrawo, zamykając oczy.
— Czemu tu tak siedzisz? Sama? — zapytał mężczyzna, którego głos przypominał mi o pewnej osobie. 
— Czekam na zbawienie. — fuknęłam.
— A od czego to ma być zbawienie?
— A co cię to interesuje? — gwałtownie wstałam z ławki i ruszyłam między alejki, kopiąc kamienie. — Od życia. — dodałam ciszej na odchodnym.
Słyszałam, iż mężczyzna wstaje. Odłamki wchrzęściły pod jego butami.
Nagle stanął przede mną. I... Objął? What?!
Próbowałam się wyswobodzić, lecz nie udawało mi się to.
— Myślałem, że umarłaś  przy tym wybuchu... — usłyszałam jego szept.
Nie odpowiedziałam– jedynie się uśmiechnęłam, wciąż spięta. Nienawidziłam dotyku. Po paru sekundach po prostu się odsunęłam, spoglądając w górę, w jego oczy.
— Myślałeś o mnie? Powinieneś mnie nienawidzić, bo to przeze mnie twój dom się spalił. —  mruknęłam, powoli robiąc kroki w tył.
—  Ale to nie twoja wina!
—  Moja. Bo gdybym się nie zgodziła... —  zmieniłam się w małą, złocistą kulkę światła i zaczęłam uciekać między drzewa.


< Peter? C: >

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Petera CD Shadow

Zakasłałem kilka razy zanim udało mi się podnieść na równe nogi. Nie wyczuwałem jej w pobliżu... Czy... Nie żyła? Rozglądnąłem się - byłem pewny, że jest bezpieczna. Cholera! Ona musi żyć! Nie mogłem się mylić... Lecz wtedy, stałaby tu. Bezpieczna...
- Meave, nie wiem co w tobie widziałem... - warknąłem pod nosem, upadając na kolana. - Lecz zaklinam Cię na swoje życie, że znajdę Cię i za wszystko zapłacisz... - zacisnąłem mocniej pięści, po czym powoli się podniosłem.
Poprawiłem swój płaszcz... Dom stał w gruzach, Shadow już nie było. Co mi pozostało? Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Wybrałem jeden w dobrze znanych numerów.
- Halo? - w słuchawce rozbrzmiał kobiecy głos.
- Sorki, puściłem twój dom z dymem. Nie, czekaj... Zrobiła to Meave podkładając ogień pod jedne z drzwi - wyjaśniłem krótko, starając się zachować spokojny ton. - Jeżeli ją spotkasz, zezwalam na wszystko - rozłączyłem się i z powrotem schowałem telefon, uprzednio go wyciszając.
Westchnąłem głośno... Co mi pozostało? Torba z jednym podkoszulkiem w środku, walkmanem i zdjęciami. Zrezygnowany ruszyłem prosto przed siebie. Czy sens tyrania się pociągami do domu siostry miał sens? Wątpię.
***Kilka dni później***
Cały dzień szwendałem się po mieście, a noc spędzałem w jednym z tańszych hoteli. Nie kontaktowałem się z nikim znajomym przez ostatni niespełna tydzień. Wciąż o niej myślałem - o tym, co by się stało, gdyby losy potoczyły się zupełnie inaczej. Ona by nie wyjechała... Może za ten czas zbliżylibyśmy się do siebie? Nadal miałem jedno pytanie - Dlaczego tak właściwie wyjechała? Nie zdążyłem wyczytać tego w jej myślach... Zatem, czy kiedykolwiek poznam prawdę?
***
Kolejny dzień. Przyglądałem się tym samym bilbordom i znakom drogowym. Czy to się nie nazywa "rutyna"? Nie wiem dlaczego akurat wtedy skręciłem w stronę parku. Jakaś siła mnie tam ciągnęła... W jednej z ciemniejszych uliczek - jak na jasny dzień - dostrzegłem skuloną kobietę, siedzącą na ławce. Miała założony kaptur na głowie, więc nie mogłem dostrzec jej twarzy... Samo jakoś wyszło, usiadłem kilka metrów od niej na dosyć dużej ławce.
- Co się stało? - zapytałem spokojnym głosem, przyglądając się nie wielkiej posturce ciała.
- Ch*j Cię to interesuje! - warknęła, w dziwnie znajomy mi sposób.
Jeszcze raz się jej przyjrzałem. Te same, jasne włosy... Ta sama tonacja głosu...
- Jak masz na imię? - zapytałem, delikatnie przekrzywiając głowę.
- Spier*dalaj - burknęła, odsuwając się jeszcze dalej ode mnie.
- Jestem Peter - powiedziałem krótko. - Peter Quill - powtórzyłem, dodając do imienia nazwisko.
<Shadow? :3 Rite JESZCZE Cię nie porwie!>

Od Shadow cd Petera

Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa!
W idealnym momencie osłoniłam nas roślinami przed wybuchem. Nas, czyli siebie i psy. Bo Peter został w środku.
Nigdy nie lubiłam ognia. Miałam z nim złe wspomnienia, choć moja moc była związana z jego podżywiołem.
Korzenie wróciły pod ziemię.
— Peter?! — krzyknęłam, patrząc w ruiny czegoś, co przed chwiląbyło domem.
Zabiję tą zdzirę... Będzie zdychać powoli i w męczarniach...
Usiadłam na zwęglonej trawie, nie mogąc ustać na drżących nogach. Ukryłam twarz w dłoniach.
Boże...
— Ashley, szukaj Petera. Proszę. — wyszeptałam cicho.
— Wiesz, że to bez sensu? — usłyszałam w odpowiedzi. Drgnęłam. Jeszcze jego tu brakowało.
— Idź sobie. — warknęłam.
— A  na czym ci zależy, kotku? Twój Peterek już nie żyje. Nikt cię nie ochroni... — wyszeptał tuż obok mojego ucha.
Odsunęłam się. W środku trzęsłam się jak galareta.
— Idź znajdź inną ofiarę...
— Ale ja chcę ciebie.— powiedział głośno, niczym rozkapryszone dziecko.
— Człowieku, kurna! Przyjdź kiedy indziej, ok?!
Widocznie potraktował to jako moją zgodę na porwanie kiedy indziej i odszedł.
Odprowadziłam go wzrokiem.
— Przepraszam, Peter... — wyłkałam przez łzy, których nie mogłam dłużej powstrzymywać — Gdybym wtedy nie dała się zastraszyć... Gdybym nie musiała zniknąć... Gdyby nie groził zabiciem ciebie i Ashley... Może wszystko potoczyłoby się inaczej. Żyłbyś.
    Z trudem dźwignęłam się z ziemi. Zaczęłam biec. Gdziekolwiek. Byle daleko od wspomnień.

< Peter? C: >

Od Petera CD Shadow

Spojrzałem w dół. Za kilka sekund czekała mnie romantyczna randka z betonem... Ciekawe...
- NO DOBRA, OBIECUJĘ! - powiedziałem, ukradkiem krzyżując palce u dłoni.
W ułamku sekundy pojawiła się przy mnie Shadow. Chwyciła mnie za rękę, po czym zniosła nas na ziemię. Gdy staliśmy już pod domem, jej skrzydła rozpłynęły się w powietrzu.
- Człowieku... Ile ty ważysz? - burknęła, biorąc kilka głębokich wdechów.
- To same mięśnie - wyszczerzyłem się głupawo.
- Taa jasne... - mruknęła pod nosem.
Odwróciłem się w stronę domu. W ciągu kilku chwil górne piętro stanęło w płomieniach... Serce mi się zatrzymało - wszystkie pamiątki i cały mój dobytek, za chwilę miał pożreć zabójczy żywioł.
- Nie... - wyszeptałem, odruchowo biegnąc w stronę drzwi.
- Peter, stój! - krzyknęła za mną Shadow.
Wyczułem jak zaczyna za mną biec. Bez zastanowienia wparowałem do środka. Słysząc stłumione piski, spojrzałem na dziewczynę stojącą obok. Zbladła. W jednym momencie rzuciła się na górę za pomocą jednej ze swych mocy. Powinna dać sobie radę... Lekko zrezygnowany zdjąłem z wieszaka torbę. Walkman, dokumenty, jakieś jedzenie...  - wymieniłem w myślach przedmioty, które aktualnie widziałem. Salon, który jak na razie był tylko w połowie podpalony - to był mój cel. Podbiegłem do kominka na którym stało kilka zdjęć w ramkach. Wszystkie wpakowałem do torby, po czym przewiesiłem ją przez ramię. Cholera! - warknąłem, widząc jak płomienie schodzą w stronę piwnicy, gdzie znajdowała się butla gazu. Praktycznie nic nie widziałem, ale udało mi się usłyszeć wybicie okna.
- Przynajmniej jej udało się uciec... - powiedziałem, widząc ogień, który podpalił główne drzwi.
Okno za mną było zablokowane przez szafę. Nie ma drogi ucieczki.
Uderzaj wodą w wodę...
Ogniem w ogień...
Nie bój się...
Wszystko będzie dobrze...
Peter...
W ostatnim momencie stworzyłem wokół siebie tarczę z ognia. To była moja jedyna nadzieja... Nie wiem jakim cudem miała mi ona pomóc, lecz tylko to mi pozostało... Nadzieja... Głośny huk, który na chwilę całkowicie wyłączył mój słuch. Wybuch, musiał roznieść się na odległość kilkuset metrów. Zamknąłem oczy... Czy ja jeszcze żyję?
<Shadow? :3>

Od Shadow cd Petera

— Uwaga, bo się zarumienię. — mruknęłam.
Było ciemno. Ugh... Noc. Nie lubię jej, głównie dlatego, iż wtedy moja moc nie działa, a także przez to, że przypomina mi o moich chorobach.
Zakasłałam, a Peter zaczął się rozglądać.
— Co ta baba znowu zrobiła... — zaczął.
Pomieszczenie wypełnił ciemny dym.  Dzięki bogu, było tu na tyle światła, bym mogła coś widzieć.
— Podpaliła drzwi. — mruknęłam. — Chodź, póki się tu nie dusisz.
Rozwinęłam skrzydła i otworzyłam okno.
— To rycerz powinien ratować księżniczkę, a nie na odwrót. — stwierdził.
— Słaby żart. Trzymaj się, idioto.
— Dlaczego uciekłaś? — znów zaczął temat.
Puściłam go i zawisłam w bezruchu w powietrzu. Zaczął spadać między budynki.
Zanurkowałam w dół.
— Jak obiecasz, że więcej nie zapytasz, to cię złapię. — mruknęłam, lecąc obok.
— I tak to zrobisz. — uśmiechnął się.
Uniosłam brwi w niemym pytaniu. Aż taki pewny?
— Skoro tak uważasz... Widzimy się na twoim pogrzebie.
Przyśpieszyłam i już spokojnie usiadłam na parapecie, zadzierając głowę do góry i patrząc w zbliżający się punkt.
< Peter? Zaczęłam pisać jak lvl 1 ;_; . Ale łeb tak mnie boli, że mózg zmienił się mi w budyń. >

Od Petera CD Shadow

Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem i usłyszałem. Żeby Meave zachowywała się w taki sposób? Nigdy nie widziałem jej w takim nastroju, a co najgorsza - z nożem w ręce. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby Shadow coś się stało, przez kogoś takiego jak ona... Przecież darzę ją takim zaufaniem oraz miłością, jak... No właśnie... Jak Shadow kiedyś... Lepiej przyjedźmy do rzeczy...
Wyszedłem z łazienki w swej ulubionej pidżamie, wciąż ręcznikiem trąc mokre włosy. Nie dużo czasu minęło, zanim Meave nie rozpoczęła naszej "wymiany zdań".
- Po co ją tu przywiozłeś... - mruknęła, odkładając jedną ze swych ulubionych książek na szafkę nocną.
- Jest dla mnie ważna i nie mogłem jej zostawić na ulicy lub w jakimś motelu pełnym żuli - wyjaśniłem z nutką gniewu w głosie. - Z resztą, tak samo było z tobą... - dodałem pod nosem.
- I co, będziesz mi to teraz wypominał?! - krzyknęła, podnosząc się z łóżka.
- Nie kłócimy się! To tylko jedna noc! Poza tym ten pokój od lat stoi pusty - odrzuciłem mokry ręcznik na grzejnik pod oknem.
- Widzę jak ona na Ciebie patrzy. Na sto procent jej się podobasz! - skrzyżowała ręce, podchodząc do mnie o kilka kroków.
- Pff... Czego jeszcze... - wymruczałem pod nosem. - Zupełnie nie znasz tej dziewczyny i nie masz pojęcia co przeżyła - wlepiłem wzrok w podłogę, przypominając sobie sytuację z tym psychopatą... Później tą, jak chciała skoczyć z dachu... Albo...
- Ma ona zniknąć jak najszybciej! - krzyknęła jednoznacznie, zaciskając mocniej pięści.
- Tylko tobie nie pasuje jej obecność! Zostaje tutaj, ponieważ jest MOIM gościem - podkreśliłem. - I nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich opinii na ten temat!
- Myślisz, że jak ja się teraz czuję? Bronisz ją, nie znając prawdy! Po prostu nie chcę Cię stracić! - w jednym momencie całkowicie zmienił się jej ton mowy. Z rozzłoszczonego, na smutny... Przeskanowałem ją dokładnie wzrokiem - od razu zaczęła się do mnie łasić.
- Porozmawiamy jutro jak się uspokoisz - spoważniałem, od razu podchodząc do drzwi.
Nie czekałem na jej reakcję. Wyszedłem z sypialni, przy tym trzaskając drzwiami... Czasami żałuję, że w ogóle tu wracałem... - mruknąłem sam do siebie w myślach, idąc wzdłuż korytarza domu. Zatrzymałem się przed drzwiami do pokoju, w którym aktualnie przebywała Shadow. Delikatnie zapukałem... Czułem jej obecność, widziałem, że nie spała, więc delikatnie uchyliłem drzwi.
- Wiem, że nie śpisz - powiedziałem szeptem, wchodząc do środka.
- Nie da się spać - wzruszyła ramionami, przybierając tajemniczy wyraz twarzy.
- Tak trochę się zdenerwowała - oparłem się plecami o ścianę w pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. - Przejdzie jej - zapewniłem, chociaż myślałem zupełnie inaczej.
- Nie wiem - podniosła się do pionu. - Wiesz... Nie chciałam, żeby tak wyszło - powoli podkuliła swe kolana pod brodę.
- To nie twoja wina! Meave chyba coś nawiedziło... Wtedy, gdy zostawiłem was same...
- Grzebałeś mi w umyśle... - przerwała mi swoim cichym mrukiem. - I nie mów, że nie - zmrużyła oczy.
- Tsaak... - przeczesałem swe wilgotne włosy dłonią. - Przepraszam za nią i chyba przyznaję Ci rację co do stopni, które jej przyznałaś... Lecz po tym incydencie sądzę, że powoli wchodzi ona na poziom szósty - wyznałem, wlepiając wzrok w ziemię.
- Jestem genialna... - wyczułem jej wyraźny uśmiech.
- Nieuniknione - zaśmiałem się. - I wyjątkowa, ładna, mądra... - zacząłem wyliczać na palcach. - Pomysłowa...
<Shadow? Myryry :3>

Od Shadow cd Petera

— Pójdę się... Em... Przebrać. — powiedział szybko Peter.
W myślach zaczęłam go wyzywać. Najlepiej to uciec. Pewnie...
Ty też uciekłaś. Na dwa lata. — odezwało się me sumienie.
Miałam swoje powody.
— On jest mój, rozumiesz?! — syknęła przez zęby Meave. W jej dłoni ni stąd ni zowąd pojawił się nóż.
— Spokojnie... — mruknęłam rozbawiona. — On nic dla mnie nie znaczy, ok? Nie będę ci go zabierać.— uniosłam ręce w geście poddania.
Nie uspokoiły jej me słowa, bowiem nadal nie wypuściła z rąk ostrza.
— A tylko byś spróbowała...
Choć wydawałam się być spokojna, w zaciśniętej dłoni miałam już odruch nerwowy.
Peter, zapewne grzebiesz mi właśnie w myślach. Więc wiedz, że  twoja narzeczona do pojeb stopnia piątego. Na stopniu szóstym to już psychiatryk tylko pomoże.— fuknęłam, gdy wyczułam czyjąś obecność w myślach. — I wypi***alaj!
Znikł. Bałam się, że zdąrzył wyczytać, co się działo od mojej ucieczki wraz  z tym, dlaczego go opuściłam.
W ciągu sekundy Peter wrócił do nas. Czyżby tu był cały czas? A jeżeli słyszał to, co powiedziałam?
Pora strzelić sobie w ten pusty łeb.
— Ashley, chodź tu mordko. — mruknęłam. Suczka przybiegła z prędkością światła i powaliła na ziemię.
Pogładziłam dwa rogi na jej czole.
           Wybiła północ, gdy w końcu odczepiłam się od hybrydy. Jej syn w tym czasie spał.
Ruszyłam do wyznaczonego mi pokoju.
Usiadłam na parapecie i próbowałam ignorować kłótnię. Miałam wyrzuty sumienia. Drą koty przeze mnie...
Wstałam sprzed okna i usiadłam na materacu. Położyłam się i wpatrzyłam się w biały sufit.
Rozległy się kroki w korytarzu, a następnie trzask drzwi.
Aha? Mam mieć wyrzuty sumienia?



< Peter? C: >

niedziela, 11 czerwca 2017

Od Petera CD Shadow

- Myślałem, że Ci idioci dali sobie już spokój! - warknąłem pod nosem.
- Najwidoczniej nie... - odpowiedziała dziewczyna, delikatnie wychylając się zza naszej barykady. - Potrafisz się jeszcze teleportować, czy twoje moce pod wpływem ciągłego przebywania w mieście dawno wysiadły? - zapytała, uśmiechając się złośliwie.
- Zaledwie kilkanaście metrów. Jest nas za dużo - odpowiedziałem, również wychylając głowę ponad stolik. - Gdzie sobie życzysz? - szelmowski uśmieszek zawitał na mej twarzy.
- Gdziekolwiek, byle by nas nie zauważyli - prześledziła wzrokiem dwie hybrydy. 
- Już się robi mademoiselle...- przymknąłem na chwilę oczy, a gdy je ponownie otwarłem znaleźliśmy się w ciemnym zaułku kilka metrów od miejsca wybuchu.
Rozejrzałem się... Wyglądało to na nawet bezpieczne miejsce, gdyby nie fakt, że za ścianą kryła się pewna śmierć. No cóż - przynajmniej zginę o kilka sekund później niż tamci ludzie. 
- Serio? Spod deszczu pod rynnę? - uniosła pytająco brwi, przyglądając mi się ze zdziwieniem,
- Stary już jestem! Co poradzę? - prychnąłem. - Gdzie teraz? Mogę pani zafundować... O! Na liście posiadam pewną umiejętność, która pozwala stać się niewidzialnym - teatralnie wskazałem palcem na niewidzialnej kartce.
- Przyda się - przytaknęła głową. 
- Lecz w gratisie posiadamy noc w ekskluzywnym miejscu zwanym "Mój dom". Dostępne jest to tylko w tych, późnych godzinach - podkreśliłem. - Ponieważ z tego co mi wiadomo baza DE znajduje się na Manhattanie, a to jest bardzo daleko stąd - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie tym razem, mam...
- I tak musisz przyjść po rzeczy hybryd. Mają swoje ulubione zabawki i kocyk, który jest dla nich całym światem! Wielką przykrość sprawimy im tym, że je odbierzesz. Naprawdę... 
- Dobra, zamknij się już - wywróciła oczami. - Gdzie masz samochód?
- Kilka metrów stąd - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Nie ma na co czekać. Ruszajmy, póki nas nie widzą - postanowiła.
Wykorzystałem kolejną ze swych umiejętności. Po chwili rozpłynęliśmy się w powietrzu, a wszelkie ślady po nas w jednej sekundzie zniknęły. 
- Za mną - machnąłem delikatnie ręką.
Ruszyliśmy w stronę mojego samochodu, który był zaparkowany pod jednym z pobliskich wieżowców. W krótkim czasie udało nam się dojść do maszyny, która bezczynnie stała na parkingu. Wsiedliśmy auta, po czym bezzwłocznie je uruchomiłem.
***
Po drodze jak na złość zaczął padać deszcz, przez co moje letnie opony do drifu wprost perfekcyjnie sprawiały się na drodze. Nie przewidziałem, ze będę musiał zasuwać po mieście... Kilka razy wpadliśmy w poślizg, lecz za każdym razem udawało mi się odratować sytuację (jako, że jestem profesjonalnym rajdowcem xD) Z rytmu piosenki, która akurat leciała w radiu wybił mnie mój telefon. Odebrałem go za pomocą urządzenia umieszczonego na uchu.
- Tak skarbie? - zapytałem, od razu dobrze wiedząc z kim rozmawiam.
- Nic Ci nie jest? W telewizji mówią o zamachu, który miał miejsce niedaleko twojego miejsca spaceru. Martwię się o Ciebie - usłyszałem jej cichy głos w słuchawce.
- Przygotuj proszę świeżą pościel. Dzisiaj przenocuje u nas moja stara mi... - zakasłałem teatralnie. Przyjaciółka! - poprawiłem się, zapewne od razu wzbudzając zazdrość w swej narzeczonej.
- No dobrze kotku... Do zobaczenia - rozłączyła się.
Uśmiechnął się pod nosem. Czeka mnie spowiedź, a co najwyżej kłótnia z Meave...
***
Weszliśmy do domu lekko przemoczeni. Odłożyłem swój oraz Shadow płaszcz na wieszak, po czym dorwałem z jednej z półek ręcznik. Podałem go dziewczynie, a ta z widoczną niechęcią się nim okryła. Wyciągnąłem również drugi, którym wytarłem swoje włosy oraz twarz.
- Jestem! - krzyknąłem, a mój głos rozniósł się na cały dom.- Chcesz coś do picia? - skierowałem pytanie w stronę dziewczyny obok.
- Nie dzięki - powiedziała krótko.
W końcu zza rogu wyszła jedna z najważniejszych kobiet w moim życiu Podszedłem do niej, po czym pocałowałem ją w policzek    Nie ma tego XD
- No hej - uśmiechnąłem się delikatnie, wciąż stojąc obok Shadow.
- Witaj - podeszła do dziewczyny, po czym wyciągnęła w jej stronę dłoń w geście powitania. - Jestem Meave
- Shadow - powiedziała krótko, przemierzając ją podejrzliwym wzrokiem.
Zapowiada się nie ciekawie...
<Shadow? :3>

Od Shadow cd Peter

Spojrzałam na niego podejrzliwie.
No tak. On myśli, że zrobiłam to sama z siebie. Gdyby tylko wiedział...
Kiwnęłam głową na znak zgody.
— No to  chodźmy. – uśmiechnęłam się bez cienia radości.
Zerknęłam na młodszą hybrydę. Czyżby... Syn Ashtona?
Przetarłam powieki. Tyle mnie ominęło...
           Usiadłam na białym krześle na przeciw Petera.
— No więc... — zaczął, gdy przed nami pojawiły się filiżanki — kiedy zamierzasz wrócić do klanu?
Spuściłam wzrok na herbatę, która nagle wydała się bardzo interesująca. Przymknęłam oczy.
— Obawiam się, iż nie wrócę do klanu. A przynajmniej nie do klanu Vane. — mruknęłam.
— To... — powiedział powoli, analizując każde me słowo — znaczy, że do jakiego klanu dołączysz?
— Już dołączyłam. Desert E—
— Że co?! — wyrwało mu się. Zaczęłam mordować go wzrokiem.
— Tia... A co u ciebie? Bo dobrze nie jest odpowiedzią. — przybiłam sobie mentalną piątkę. Myślał, że uda się mu coś dowiedzieć? Źle się do tego zabrał.
— Mam narzeczoną... — zaczął, jednak dalej go nie słuchałam.
Nie wiem dlaczego, ale do mojego serca przylgnął kolejny kawałek lodu.
Przecież nic do niego nie czuję...
Jakbyś nic nie czuła — warknęła ma podświadomość w myślach — to nie dałabyś się zaszantażować.
— Gdzie byłaś przez ten czas?
Potrząsnęłam głową.
— W kilku miejscach... — oparłam głowę na zaciśniętej w pięść dłoni. — Taka tam Francja, Nowa Zelandia, Norwegia... Parę wycieczek po wszytkich krajach Europy... Zdążyłam nauczyć się pięciu języków...
— Dlaczego to zrobiłaś?
— To, znaczy co?
— Nie udawaj. Dlaczego mnie zostawiłaś?
Gdy miałam odpowiedzieć, z ulicy rozległy się krzyki. Szyba dzieląca nas od niej rozprysła się.
Wpatrywałam się tępo w odłamki, które leciały w stronę stolików. Przewróciłam stolik i szybko wciągnęłam za blat Petera, po czym przytuliłam do siebie przerażone psy.
— Co jest do cholery?! — powiedziałam bardziej do siebie, niż do towarzysza. 
Z ulicy dobiegły strzały. Czyżby barrett?
Jedyne, co mi się wyświetliło, to to, iż był zamach.
Cudownie...
< Peter? C: >
Mia Land of Grafic