wtorek, 31 października 2017

Od Vane

Przeglądałam kolejne segregatory zawierające rejestry i opisy bitew, do których kiedykolwiek doszło... Sama nie wiem, czy robię to z nudów, czy rzeczywiście szukam czegoś szczególnego. Gdybym znała odpowiedź na jakiekolwiek pytanie... Zapewne o wiele prościej byłoby mi utożsamić się z obecną sytuacją klanów i wrogich nam ścigających. Chyba nie wspomniałam, lecz jak to miałam w zwyczaju - siedziałam na podłodze. Pomijając zupełnie fakt, że obok stało bardzo wygodne krzesełko i wpasowany kolorystycznie fotel... Niektórzy marzyliby o takim kompleksie, lecz mądra ja, woli siedzieć na zimnych panelach. Czasami naprawdę szczerze zastanawiam się nad przechadzką do gabinetu psychiatry, psychologa, czy kogokolwiek zajmującego się psychiką zdesperowanych, młodych kobiet. Przerzucałam kolejne zafoliowane kartki, co chwilę biorąc mały łyczek ciepłej cieczy leżącej w kubku tuż obok mnie. Kawa o godzinie 22, dla niektórych nie przespana noc, dla mnie nic nowego. W końcu tak, czy siak bym nie zmrużyła oka. Za bardzo fascynuję się tymi wszystkimi teczkami, zabawą w hakera oraz przepytywaniem osób postronnych. Krążą plotki, że z moją głową jest coś nie tak do potęgi entej, lecz osobiście w swym zachowaniu nie widzę niczego dziwnego... Chociaż...
- Vane... - w pewnym momencie, doszedł do mnie głos z okolic, gdzie znajdowała się futryna drzwi. Odsunęłam się gwałtownie, o mały włos nie dowalając głową w parapet.
- Zamknij się, przerywasz mi moje niesamowicie ważne rozmyślenia życiowe i w dodatku wchodzisz do mojego biura bez pukania! Kto cię nauczył kultury?! - wypaliłam niczym poparzona w stronę szopa, który jak znikąd pojawił się w wejściu. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - dodałam, cicho prychając pod nosem.
- Nie chcesz, żebym zaczął się drzeć... - mruknął pod nosem, przybierając wrogi wyraz twarz i krzyżując łapy. - Dobrze wiesz...
- Grozisz mi? - zmierzyłam go podobnym, zabójczym wzrokiem.
- Nie biję dziewczyn, ani dzieci bez kasku...
- Czy ty sugerujesz, że... - w tym momencie mój umysł na moment się zatrzymał, aby dokładnie przemyśleć wypaloną przez niego ripostę. Tak, jestem niemalże przekonana, że w ten sposób chciał mi ponownie wmówić niepełnoletność... - Gdzieś miałam tą jebaną golarkę...
- Może nie tak agresywnie! - prychnął, a w jego oku pojawił się charakterystyczny błysk. Oj, wiem czego ta kreatura ode mnie chce...
- Długo się kurzyła... - powiedziałam pod nosem, a w mojej dłoni jak na zawołanie pojawiła się broń, którą skonstruował dla mnie Rocket.
- Trzeba sprawdzić, czy działa...  Czyż nie? Z resztą, moja również trochę leżała w spoczynku...
- Jak za starych czasów... Uroczo...

Naprzeciw mnie, oraz towarzyszących mojej osobie żołnierzy stała dosyć pokaźna grupa członków klanu Desert Eagles. Każdy był zaopatrzony w podstawową broń, de facto tylko niektórzy posiadali uzbrojenie. Wyraźnie wkurwiona Tsume przyglądała się mi zabójczym wzrokiem...  Z resztą, na mojej twarzy również pojawił się wyraźny grymas. Lecz w porównaniu do niej, ma spokojna - przynajmniej jak na tą chwilę - natura pozawalała dodawać do całości delikatny uśmieszek i ciche chichoty.
- Czekaj, co my w ogóle zrobiliśmy? - skierowałam pytanie w stronę stojącego obok futrzaka, który z przeładowaną bronią, jedynie czekał na moje pozwolenie do oddania strzału.
- Nasza potyczka zaczęła się dosyć niewinnie, ale po jakimś czasie przenieśliśmy się tuż pod główną bazę klanu Tsu i... Trochę, bardzo nie potrzebnie użyłem tej atomówki, a raczej zapomniałem jej zabezpieczyć... ALE znajdźmy pozytywy! W końcu możemy sobie postrzelać, tak jak w najprawdziwszym symulatorze najnowszej generacji! - wyjaśnił w nieco skróconej wersji, jak zwykle pod koniec rzucając jakiś żart. Westchnęłam głośno, już mając coś powiedzieć... - Może wszystko potoczyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, że najwidoczniej obie jesteście przed okresem i jesteście niesamowicie wkurwione na świat... - kontynuował jakby nigdy nic, szczerząc się szeroko.
- Ja ci kurwa zaraz dam... - warknęłam, odbezpieczając broń.
- Naszą bitwę dokończymy kiedy indziej, teraz się skup... Bo skończysz tak jak ostatnio... - dokończył zdecydowanie ciszej, już nawet nie czekając na rozkazy z mojej strony.

...Można powiedzieć, że szał walki pochłonął praktycznie wszystkich obecnych tuż obok nieco podniszczonej bazy jednego z klanów. Ogólnie rzecz biorąc, członkowie Desert Eagles nie mieli zbyt dużego wyboru, ponieważ ich nad wyraz oburzona liderka pod wpływem negatywnych emocji zerwała wszystkich, którzy tylko byli w pobliżu. Z resztą, podobnie było u prowokatorów sytuacji, lecz w ich przypadku cała ta potyczka była tylko głupim żartem. Im dłużej bronie były uniesione, tym więcej strat odnosiły poszczególne jednostki. Nie ma to jak dwie, wkurwione na siebie kobiety... Kurwa, najlepszy narrator na świecie xD

Strzał za strzałem, kolejne przeładowywania. Nic ciekawego. Robię to praktycznie od początku życia. Czy może w końcu stać się coś ciekawego? Jestem pewna, że kiedyś... Życie miało dla mnie zdecydowanie większy sens, cholera. Za dużo myślę, znowu się zagapiłam. O mały włos nie dostałam prosto w brzuch. Dlaczego jestem taka nie ostrożna? Znowu się odwracam, przy tym jak na zawołanie unosząc broń i celując prosto w głowę wyższej postaci. Zdziwieniem jest dla mnie podobny ruch, lecz w wykonaniu jak się okazało po krótkim czasie okazało - czekoladowookiego mężczyzny. Wymalowane zdziwienie wpływa na moją twarz. D-Dlaczego kogoś mi przypominasz? - pytam samą siebie, robiąc mały krok do tyłu.

<Yuriś? :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic