- Chciałabyś, żeby było jak dawniej? - powtórzył pytanie, patrząc na mnie wyczekująco.
Mój wzrok wciąż był utkwiony w palce pomiędzy którymi przeplatałam kosmyki włosów. Westchnęłam cicho.
- Chciałabym, ale nie jestem przekonana czy inni tego chcą - uniosłam nieco głowę w jego stronę.
- Zrobiliby to dla własnego dobra - stwierdził, wciąż mówiąc pełnym nadziei głosem. - Gdybyście połączyli armię...
- Kiba, zrobiliśmy to kilka miesięcy temu! - spojrzałam prosto na niego. - I wszystko szlag trafił. Straciliśmy najlepszych wojowników... Szkolonych magów... Rozumiesz? To nie ma sensu - zdecydowanie zaprzeczyłam głową.
- To pora się wziąść w garść - podniósł się z kanapy. - Wiesz dlaczego warto sięgać dna? - zapytał, stojąc nade mną.
- Dlaczego? - uniosłam wyżej brwi.
- Bo można się od niego odbić! - powiedział, biorąc mój telefon ze stołu.
Jak mogłam się spodziewać, napotkał pewne problemy przy uruchomieniu sprzętu. Kilku cyfrowy kod, który znam tylko ja. Uśmiechnęłam się delikatnie odbierając mu urządzenie.
- Wiesz, że ponad połowa ludzi z telefonem zaszyfrowanym na PIN ma wpisaną kombinację:1-2-3-4? - zadałam retoryczne pytanie, wpisując swoje osobiste hasło.
- Dobra, oddaj - zabrał mi urządzenie.
- Ej, mam Ci przypominać, że to jest mój telefon? - zmrużyłam oczy, patrząc jak przeszukuje moją listę kontaktów.
- Proszę bardzo - uśmiechnął się triumfalnie podając mi urządzenie.
Spojrzałam na mały ekranik z aktywnym połączeniem. Wyświetlał się na nim dobrze mi znany numer Resney. Przerażona spojrzałam na Kibę, który wciąż szczerzył się w moją stronę.
- H-Halo? - zapytałam niepewnie.
- No cześć - po raz pierwszy od kilku tygodni usłyszałam jej charakterystyczną barwę głosu.
- No... Jest sprawa. Organizuję wraz ze swoim... - zawahałam się. - Ze swoim znajomym spotkanie liderów.
- No dobra, a gdzie? - kamień spadł mi z serca gdy usłyszałam pozytywną reakcję dziewczyny.
- W... - spojrzałam na Kibę szukając pomocy.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i pokazał dłońmi na głowę, a później na mnie. "Łatwo Ci mówić" - mruknęłam rozpoznając gest. "
- Obok starej bazy - wydusiłam z siebie.
- No dobra, będę tam czekać - rozłączyła się.
Odetchnęłam z ulgą wkładając telefon z powrotem do kieszeni. Oparłam się o stolik.
- Umiesz prowadzić samochód? - skierowałam pytanie w stronę chłopaka stojącego obok.
- Taak, a co? - uśmiechnął się, zapewne już wiedząc o co mi chodzi.
- Kluczyki są obok wieszaka, poczekaj na mnie w samochodzie - stanęłam tuż przy schodach.
Nie zwracając uwagi na dalsze słowa Kiby, usiadłam na schody. Wybrałam numer współlokatora, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo, Rocket? Gdzie ty się szlajasz? - zapytałam zaskoczona, że w ogóle udało mu się odebrać telefon.
- Na... - zawahał się, mówiąc wyraźnie zaspałym głosem. - Stacji paliw w Brooklyn.
- Wiesz ile tam jest stacji? - strzeliłam facepalm'a. - W każdym razie, zalecam Ci wrócić do domu. Jadę na spotkanie biznesowe - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Taa... - ziewnął. - A ja pójdę na zabawę z Lamorożcami...
- Rocket. Wróć do domu w lodówce masz jedzenie - wytłumaczyłam szybko. - A teraz, muszę już lecieć. Pa.
Odłożyłam przedmiot do kieszeni. Ubrałam buty oraz kurtkę, a następnie wzięłam do rąk torebkę. Po drodze dorwałam klucze od domu. Wyszłam za próg, gdzie już czekał na mnie Kiba w samochodzie. Usiadłam na miejscu drugiego pasażera, po czym zapiełam pasy.
- Tooo... Gdzie się znajduje tą baza? - zapytał wyjeżdżając spod podjazdu domu.
Wybrałam dany punkt na mapie i wcisnęłam żółty napis "Jedź".
- Za tym.
***
Udało mi się dodzwonić do reszty liderów. Zdecydowanie najtrudniej rozmawiało mi się o tym z Tsume, zważając na tak dużą odmienność pomiędzy naszymi planami działań. Na szczęście jakoś udało mi się nią namówić na spotkanie przy wszystkich...
- Cel, znajduje się po twojej prawej stronie - usłyszałam kończący podróż głos.
Wyszłam z samochodu, wciąż trzymając komórkę w dłoni. Rozejrzałam się dookoła. Nasza - była - baza znajdowała się po środku dosyć dużego pustkowia. Połowa budynku została zniszczona przez wrogów, podczas poprzedniej bitwy. Na szczęście, sala konferencyjna wciąż była zdatna do użytku. Przed wejściem, dostrzegłam trzy dobrze mi znane osoby. Chu, Tsume i Resney. Podeszłam do nich wraz z Kibą.
- Na pewno palnę coś źle i wszystko się posypie... - szepnęłam, delikatnie spuszczając głowę.
- Witam! - przywitał się Kiba z uśmiechem na ustach.
- Cześć - powiedziałam, dotrzymując mu kroku.
- Już myślałam, że nigdy nie dojedziesz - Tsume wywróciła oczami wchodząc do środka.
Wszyscy ruszyli za nią, prosto w stronę dużej sali z jedną, wielką ławą i kilkoma krzesłami. Kobieta, uchyliła lekko zardzewiałe drzwi ukazując przed nami pomieszczenie. "Ta... Właśnie tutaj 'wyrażaliśmy swoje poglądy'" - przeszłam telepatycznie wiadomość w stronę Kiby. Spojrzał on na mnie że skwaszoną miną, po czym ponownie wrócił do oglądania.
- Więc... Po co się tutaj zebraliśmy? - Chu, jak i reszta spojrzeli prosto na mnie.
- Musimy przestać zachowywać się jak dzieci - nie patyczkowałam się z wypowiedzeniem tych słów. - Pora się wreszcie ogarnąć i stworzyć coś, co pomoże ocalić nasz gatunek. Nie możemy bezczynnie patrzeć jak ludzie zabijają naszych na ulicy lub zostają porwani przez policję - zatrzymałam się na chwilę nabierając tchu. - Pora zapomnieć o tym co nas podzieliło i... Wreszcie zacząć współpracować, bo osobno... Nic nie zdziałamy - spojrzałam na wszystkich po kolei. - Nie możemy pozwolić na to, aby przez nasze konflikty cierpieli inni.
<Kiba? Tsume?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz