czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Moje aktualne zlecenie nie przypadło mi do gustu, gdyż nie dość, że musiałem jechać daleko, to jeszcze musiałem zawieźć zwłoki na tył kawiarni, w której często odbierałem zlecenia.
- Bierz to ode mnie... - mruknąłem rzucając martwego faceta pod nogi znajomego blondasa.
Spojrzałem na swoje zakrwawione ubrania i mało co nie dostałem białej gorączki.
- Hmm... - chłopak spojrzał na trupa i uśmiechnął się pod nosem, wracając mi kopertę z moją wypłatą. - Szefuńcio dorzucił ci jakiś bonusik...
- Jak miło... - uśmiechnąłem się sztucznie i schowałem kopertę. - Pozdrów go ode mnie.
- Jasne, jasne...

~~*~~

Wreszcie zaparkowałem pod domem i odetchnąłem cicho, rozkładając się leniwie w fotelu.
- Muszę jutro posprzątać bagażnik... - skrzywiłem się, czując nawet teraz ten odór krwi i rozkładających się zwłok...
Gdybym wiedział wcześniej, że będę musiał przewieźć tego truposza, to bym jakoś zabezpieczył bagażnik, przed tym syfem. Ugh... Utrapieństwo... Samochód śmierdzi... Ja śmierdzę... Litości...
Wysiadłem wreszcie z czarnego auta, zastanawiając się czy kłopotać się z praniem ubrań, czy od razu je spalić... W sumie... Nie taki głupi pomysł.
- Wróciłem! - oznajmiłem, wchodząc do domu i rzucając ujebane błotem buty w kąt.
Ściągnąłem płaszcz i odrzuciłem go na bok, gdyż nadawał się już tylko na szmatę do mycia podłogi, zresztą, jak cała reszta moich ciuchów.
Przeszedłem spokojnie do salonu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Vane leżąca na zimnych panelach.
- Czy ty w ogóle myślisz? - westchnąłem ciężko, podchodząc do niej szybko. - Przecież możesz się przeziębić!
Złapałem ją pod pachami i podniosłem ją do góry, aby następnie postawić ją na ziemi, jak na człowieka przystało. Zmarszczyłem delikatnie brwi, mierząc ją uważnym wzrokiem, naprawdę kiedyś przez nią zamartwię się na śmierć.
Nagle usłyszałem ciche prychnięcie, dobiegające z kanapy.
- To samo jej mówiłem... Nie chciała słuchać... - mruknął szop, którego dopiero teraz zauważyłem.
Uniosłem jedną brew, patrząc to na Vane to na Rocket'a. Dziewczyna przytuliła się delikatnie do mnie, a ja powoli nie ogarniałem tego wszystkiego.
- Szczęścia życzę! - rzucił jeszcze w naszą stronę szop i wrócił chyba do naprawiania telefonu.
- Zaraz... Co...? - zapytałem zdumiony i utkwiłem wzrok w Vane.
- Rocket wie o wszystkim... - wyszeptała, wtulając się we mnie jeszcze bardziej, a ja odetchnąłem cicho.
Poczułem lekką ulgę, sam nie wiem czemu. Pogłaskałem dziewczynę po głowie, a ona gwałtownie odsunęła się ode mnie.
- Śmierdzisz... - fuknęła i ze zmrużonymi oczami, spojrzała na moje brudne ciuchy. - I jesteś cały ufajdany we krwi...
Odsunęła się ode mnie, jak od jakiegoś robaka. Mruknąłem cicho pod nosem, jakieś niezrozumiałe słówko i poszedłem na górę, aby się przebrać. Kiedy się już ogarnąłem i wziąłem nawet szybki prysznic, zebrałem wszystkie brudne ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Obszedłem dom dookoła i przystanąłem przy miejscu, gdzie zazwyczaj rozpalałem ognisko. Wrzuciłem stertę ciuchów do niewielkiego dołka i poszedłem do garażu po benzynę. Czy było mi szkoda mojego kochanego odzienia? Niezbyt... W szafie mam kilka takich sam ubrań, właśnie na takie wypadki...
Wylałem płyn do dołka i wyciągnąłem zapałki z kieszeni spodni. Zrobiłem jeden sprawny ruch i rzuciłem płonącą zapałkę przed siebie. Po chwili buchnął ogień, który przez chwilę, przerażał swoją wielkością lecz z czasem powoli malał.
- Co robisz? - usłyszałem za plecami czyjś głos.
Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na Vane.
- Ognisko... - wyszczerzyłem się do niej i objąłem ją ramieniem, przyciągając ją do siebie.
- Słabe te twoje ognisko...
- Nic na to nie poradzę... - pocałowałem ją w czubek głowy i obserwowałem, jak płomień maleje.

< Vane? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic