czwartek, 23 lutego 2017

Od Shanny

- Mnie się czepiasz o sierść, a sam wrzucasz swoje włosy z nóg do jedzenia - zirytowany głos doszedł do mojej głowy z dosyć długim opóźnieniem. - Jest zbyt długi jak na nogę jednak... Snow! Nie mów, że to łoniaki! - krzyknął inny głos.
- Black!
- O nie, ja tego nie jem. Daj mi coś innego - bolało mnie całe ciało i nawet nie mogłam się ruszać.
- Bawią cwheię jego włosy łonowe? - usłyszałam zgryźliwą uwagę.
- Black! To nie z tego miejsca!
- Czyli z twoich czterech liter?!
Nagle rozmowa się urwała. Starałam się podnieść, ale wydawało mi się, że jakiś potworny ciężar przygniata mnie do czegoś... miękkiego. Tak, to dobre słowo, które opisywało coś, na czym leżałam. Problemem był nie tylko ból, ale także to, że nie mogłam się poruszyć. Otwieranie oczu także sprawiało mi niewielką trudność. Na samym początku nie licząc dziwnych głosów, widziałam białą mgłę porośniętą z góry i dołu czarnymi lianami, którymi to były moje rzęsy. Następnie ta dziwna blada powłoka zamieniła się w jaskrawe światło, zamieniające się w szaro biały sufit z dziwną żarówką na środku. O dziwo blask mnie nie poraził w oczy. Odwróciłam głowę w bok z małym wysiłkiem. Ciężar, który dalej mnie trzymał w łóżku, utrudniał także oddychanie.
- Ty, łoniak, obudziła się - usłyszałam nieco bardziej wyraźny głos. Widziałam mały szary pokoik z jedną szafą i małym biurkiem z jednym krzesłem. W progu bez drzwi pojawił się jakiś wysoki mężczyzna, ubrany w gruby czarny kożuch, z lekkim zarostem na twarzy oraz nieco wyłysiały. Między jego nogami przemknęłam coś czarnego i długiego, to coś po chwili wskoczyło na łóżko.
- Black, złaź z niej - powiedział niski donośny głos. Spojrzałam w niebieskie oczy kota, który uważnie mi się przyglądał i wąchał. - I tak jest cała połamana.
- To jej już nie mam co łamać - wybroniło się zwierze. Jakie było moje zdziwienie, gdy się okazało, ze ten czarny kot gadał. No ale jeśli są ludzie-sowy, to czemu koty mają nie gadać? Tak w ogóle, gdzie ja się znajduje? Starałam się podnieść, ale ten dziwny ciężar dalej utrzymywał mnie w bezruchu.
- Gdzie jestem? - wyszeptałam te słowa, jakby mój głos gdzieś zaniknął. Może tak było i nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mężczyzna usiadł na tym jednym krześle przy stoliku, a czarny kot, który z tego co zauważyłam nazywał się Black, zeskoczył z łóżka i pognał na kolana zapewne swego pana.
- U łowców - odpowiedział kot, który nagle wskoczył na mnie i wbił pazury w głowę.
To nie był mój czarny kocur.
~~~
- Ej, młody - poczułam jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłam oczy i zobaczyłam starszego mężczyznę w czarnych garniturze. - Jesteśmy na miejscu - powiedział. Skinęłam głową i wstałam, w tym momencie zapominając o dziwnym śnie. Wzięłam swoją torbę i zarzuciłem je na ramię, po czym wyszłam z samochodu, który był moja podwózką do domu. Zapłaciłam mężczyźnie należytą mu pensję za przywiezienie mnie do tej dzielnicy. Sprawdziłam zawartość torby - książka dalej tam się znajdowała. Zamknęłam torbę i ruszyłam przed siebie, aby znaleźć się w domu, za nim zapadnie mrok.
Droga miała mi przebiec spokojnie, tego chciałam, ale coś dziwnego przykuło moją uwagę. Był to bowiem jakiś mężczyzna. Ale nie on mnie zdziwił, tylko to, co robił. Schylał się i wyciągał trawę, która znajdowała się miedzy chodnikiem. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę wzrok. To było dziwne, bardzo, jak i podejrzane.
- Co ty robisz? - zapytałam obojętnie, chociaż w duszy chciało mi się śmiać.
- Zbieram trawę, nie widać?


<Hige?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic