sobota, 4 marca 2017

Od Vane CD Gilbert

Dlaczego muszę cały czas myśleć o rodzicach, gdy patrzę w gwiazdy. Może oni też tam gdzieś są i patrzą na mnie z góry? Zapewne nie dowiem się tego, jeszcze przez kilka następnych lat.
Jakby nigdy nic, szłam dalej do czasu gdy spostrzegłam, że mężczyzny nie ma obok mnie.
- Znowu spiepszył? - mruknęłam pod nosem, odwracając się.
Leżał na ziemi nieprzytomny. Otworzyłam szerzej oczy i przerażona podbiegłam do niego.
- Halo? - zapytałam szturchając go. - Zbudź się - wciąż nie dałam za wygraną.
Przyklęknęłam na ziemi i sprawdziłam puls. Oddychał, żył, ale nie otwierał oczu.
- Kolejne dziecko... - westchnęłam, teleportując nas do mojego domu.
Teraz, leżał on na ziemi w mojej sypialni. Można by było uznać to za nieco komiczny widok, lecz ja powstrzymałam się od śmiechu. Spojrzałam na łóżko. Rocket'a nie ma. "Mam nadzieję, że jest na dole" - przeminęło mi przez myśl.
- I jak Cię przenieść na łóżko... - mruknęłam pod nosem, trzymając się za podbródek. - Pewnie ważysz tonę, więc nie będę próbowała robić tego ręcznie...
Uniosłam go do góry siłą woli i opuściłam na łóżko.
- No nie!!!! - wykrzyczałam. - Moja świeżo wyprana pościel... - zawiedziona ruszyłam na dół po apteczkę.
Przewróciłam do góry nogami cały dom w poszukiwaniu jednego, małego pudełeczka z bandażami i gazikami. Gdy w końcu je znalazłam, ruszyłam z kopyta na górę i rzuciłam ją na łóżko. Podeszłam do chłopaka i delikatnie ściągnęłam z niego bluzę, kurtkę czy cokolwiek innego zakrwawionego to było. " Dobrze, że Ci debile już nie żyją..." - pomyślałam, widząc dosyć głęboką ranę wykonaną nożem.
Oczyściłam i zabandażowałam ramię. Zakrwawioną chustkę i chyba bluzę wrzuciłam do pralki, po czym dolałam sporą ilość płynu.
***
Nie wiem dlaczego, ale mój umysł podpowiadał mi, że Gilberta trzeba pilnować. Ach właśnie, skąd znam jego imię? Portfel, który miał w kieszeni został przeze mnie tymczasowo skonfiskowany, aż do odwołania.
"Chyba się obudził" - pomyślałam, widząc go przez dziurkę od klucza.
- Nie mówicie że... - nie udało mu się dokończyć, bo wjechałam z buta do środka.
Zbliżałam się do łóżka.
- Wygrałam - odparłam triumfalnie.
- Co wygrałaś? - uniósł pytająco brwi, przyglądając się mojej reakcji.
- Zakład - oznajmiłam krótko.
- Jaki zakład? - odwrócił ode mnie wzrok.
- Nie pal głupa!
- Dobra, dobra - westchnął. - Wygrałaś...
Od razu na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech, a z mojego gardła wydobył się szyderczy śmiech.
- Wygrałam... - powtórzyłam z satysfakcją.
Gilbert prychnął pod nosem przecierając dłonią oczy.
- Ach właśnie! Panie GILBERCIE czy chce pan coś zjeść? - wypowiedziałam jego imię najwyraźniej jak umiałam.
- M... Skąd znasz moje imię!? - skrzywił się, patrząc na mnie wściekłym wzorkiem.
- Imię? Skąd, że... - wyciągnęłam zza pleców portfel. - To wcale nie dzięki niemu - szepnęłam z uśmiechem wskazując na przedmiot.
- Oddawaj! - zamachnął się.
- Oj nie - pogroziłam wskazującym palcem. - Mały Gilbercik musi być grzeczny, żeby odzyskać zabawkę  - zrobiłam słodką minę, chowiąc portfel do kieszeni.
- Nie będziesz mnie tu więzić siłą... - mruknął oburzony, podnosząc się z łóżka.
- Nie będę! Możesz iść, ale portfel zostaje u mnie! Łącznie z kartą identyfikacyjną, kartą kredytową i innymi dokumentami - wyszczerzyłam się, robiąc krok do tyłu. - Jeżeli Gilbercik chce odzyskać zabawkę, to musi zjeść śniadanko - pokiwałam głową, wskazując dłonią na drzwi.
Mężczyzna wywrócił oczami i włożył ręce do kieszeni, po czym posłusznie wyszedł na korytarz. Ruszyłam w krok za nim, a już po chwili byliśmy przy stole.
- Mały Gilbercik zje, czy Vane ma go nakarmić? - zapytałam, wskazując na jedzenie, które stało leżało na blacie.
- Przestań mnie tak nazywać - mruknął pod nosem, zajmując miejsce przy stole.
- Skoro ja jestem dziewczynką, to ty jesteś małym Gilbercikiem - powiedziałam bardziej poważnie. - A teraz jedz.
<Mały Gilbercik? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic