Głośno wypuściłam powietrze, patrząc na reakcję dziewczyny. Rose, spokojnie.
Wciąż trzymając rękę w kieszeni, machnęłam dłonią. Uwielbiam kopiowanie mocy... Szkoda, że ich używanie jest ograniczone...
— Dobra, koleś nic nie pamięta a monitoring magicznym cudem przestał działać i pospadał ze ścian. — Co z tego, że facet zaraz popełni samobójstwo? Taki mały efekt uboczny... Tą umiejętność replikowałam chyba od jakiegoś debila...
— Trzy... Dwa...
Równo z jedynką rozległ się strzał. Zastrzygłam uszami. Ludzie zlecieli się w stronę sklepu. Inni uciekali. Pff...
Wśród tłumu dostrzegłam znajomą czuprynę.
— Nom, to ja cię tu zostawiam. Nie zabijaj nikogo, L a u r o, bo tylko pogorszysz sytuację. Wojna i tak już wszystkim daje w kość. — błyskawicznie znałam się przy znajomym z klanu, z którym toczyliśmy wojnę.
Stanęłam za chłopakiem.
— Cześć. — trzepnęłam go w głowę.
— Rosalie! — warknął, dając przejść policji.
— Ja. — zachichotałam.
— To ty mu pomogłaś, prawda? — wetchnął.
— Może? I tak miał zrytą psychikę. — wzruszyłam ramionami.
< Lauro? Tia, Rutger już się pojawia w fabule... A formu nadal nie wysłałam... Wg, nie wiem ile słów wyszło, bo mi licznik nawala. Więc nie bić, jak za mało. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz