niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Słysząc krzyk Vane, niemalże natychmiast otworzyłem oczy, czego od razu pożałowałem, gdyż przez moją czaszkę przedarł się tak dobrze znany ból.
- O panie... Miej miłosierdzie... - wyszeptałem, łapiąc się za głowę i ukradkiem zerkając na dziewczynę. - A ty czemu ranisz me uszy?
Widząc, że zakrywa się kołdrą, a jej policzki są zaczerwienione, od razu zrozumiałem co się stało. Szczerze? Nic nie pamiętam od kiedy wczoraj wypiłem kilka kolejeczek...
- Czemu musimy robić TO, kiedy akurat ja jestem pijany? - jęknąłem przeciągle, zakrywając dłońmi oczy. - Nic nie pamiętam....
Nawet nie chciało mi się podnieść... Poczułem jak materac obok mnie się ugina i niechętnie uchyliłem powieki i spojrzałem na białowłosą, która szybko wsuwała na siebie bieliznę.
- Czemu ze mną jeszcze nie poleżysz...? - wymruczałem, przewracając się na bok i śledząc uważnie każdy jej ruch.
- Wstawaj stary pedofilu... - mruknęła i nadal uroczo zarumieniona, założyła na siebie czyste ubrania.
- Wstanę, jak dostanę buziaka i tabletki przeciwbólowe... - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie dostaniesz ani tego, ani tego... - wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę łazienki.
- Jak to? - mruknąłem i sięgnąłem do szafki w poszukiwaniu moich tabletek.
O dziwo w szufladzie nie było ich, co było niemożliwe, gdyż zawsze je tam odkładałem, żeby mieć je pod ręką... Czyżby się skończyły? O nie... Zabijcie mnie...
Zawyłem z bólu w poduszkę, dobrze wiedząc, że muszę się ogarnąć, inaczej wyjdę na jakąś ciotę.
- Weź się w garść... - burknąłem sam do siebie i z trudem wstałem z łóżka.
Doczłapałem się jakoś do szafy i ubrałem na siebie coś co było czyste. Akurat kiedy zapinałem pasek, z łazienki wyszła Vane i spojrzała na mnie kątem oka.
- Czyżby skończyły ci się tabletki? - uśmiechnęła się do mnie złośliwie i podeszła do mnie, co wykorzystałem szybko i złapałem ją w talii, przyciągając dziewczynę do siebie.
- Coś myślę, że maczałaś w tym palce... - przegryzłem wargę, obserwując ją z iskierkami rozbawienia w moich oczach.
- Ja nic nie wiem.... - uwiesiła się na mojej szyi i musnęła delikatnie moje usta, na co zamruczałem cicho, zadowolony z czułości, jaką mnie obdarowała.
- Może zdradzisz mi jak przebiegał wczorajszy wieczór? - zagadnąłem kiedy Vane odsunęła się ode mnie.
- Hmm.... Szczerze? - wzięła głęboki wdech i spojrzała mi w oczy. - Nawaliłeś się w cztery dupy... Potem kłóciłeś się z kwiatkami... A jeszcze później, prawie rzuciłeś się na jakiegoś gościa, a resztę to już chyba się domyślasz... - zarumieniła się delikatnie.
Podrapałem się po karku zażenowany tym co wczoraj odstawiłem w tym klubie. Cholera, chyba troszkę przesadziłem z alkoholem... Taa... Troszkę...
- Boże... - westchnąłem cicho i przybiłem piątkę z twarzą. - Wiedziałem, że to zły pomysł iść na tą imprezę, ale nie wiedziałem, że aż tak się upiję...
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i złapała mnie za rękę.
- Było minęło... A teraz chodźmy coś zjeść. - pociągnęła mnie w stronę drzwi, które otworzyła z impetem i cały czas trzymając mnie za dłoń, zbiegła szybko po schodach.
- Nie biegaj tak! - zganiłem ją, ale ona olała to i zaśmiała się głośno.
Burknąłem coś pod nosem i pozwoliłem jej, zaciągnąć się do kuchni, gdzie urzędował już szop.
- Niezły koncert w nocy daliście. - skomentował z uśmieszkiem na ustach, gdy tylko nas zauważył.
Vane przystanęła i zdezorientowana spojrzała na Rocket'a. Dobrze wiedziałem o co futrzakowi chodzi, ale dziewczyna najwyraźniej nie ogarniała tego....
- Vane... - zacząłem spokojnie i położyłem dłoń na jej ramieniu. - Wiesz o co mu chodzi...?
Pokręciła przecząco głową, a ja z cichym westchnięciem nachyliłem się nad jej uchem i wyszeptałem:
- Ściany w tym domu są strasznie cienkie...
Jak na zawołanie jej twarz pokryła się czerwonym kolorem, a wargi zaczęły drżeć. Raczej zrozumiała o co chodzi...
- Nie ma czego się wstydzić... - poklepałem ją po głowie, uśmiechając się pod nosem.
Tak, jak myślałem... Oberwałem w brzuch po zaledwie kilku sekundach...
- Milcz staruchu! - pisnęła speszona tym wszystkim, a szop do tego wybuchł głośnym śmiechem.

~~*~~



Minęło już kilka miesięcy i brzuch Vane znacznie się powiększył. Byliśmy też kilka razy u lekarza i okazało się już niedługo na świat przyjdzie nasz synek. Tak... Synek. Chłopiec! Powinienem to jak najszybciej opić, jednak po tym ostatnim odpale wolałem nie ryzykować...
- Mówię ci dziewczyno, że Ryszard brzmi zajebiście! - krzyknął Rocket, który od dobrej godziny kłócił się z Vane o imię dla dziecka.
- Nie! Nie podoba mi się! - fuknęła i skrzyżowała ramiona, w geście protestu.
- Mam to w dupie! Mi się podoba!
- To twoje dziecko, czy moje?! - spojrzała na niego już nieźle wkurzona, więc szop uciszył się w końcu i zrezygnowany usiadł na drugim końcu kanapy.
Ja spokojnie siedziałem w fotelu i obserwowałem zaciekawiony przebieg tej bitwy, który zakończyła się jak na razie rozejmem.
- To może Sebastian? - zapytał cicho futrzak i oberwał po chwili poduszką, którą dziewczyna rzuciła w niego. - Były z niego fajny Sebcio...
- Sam sobie kurwa bądź Sebciem....! - warknęła na niego i zmarszczyła brwi.
No i rozejm coś trafiło... Na nowo zaczęli się kłócić, a ja westchnąłem cicho nie ogarniając już imion przez nich wymienianych.
- To może Kazuo? - wtrąciłem się nagle, na co oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- NIE! - krzyknęli równocześnie, a ja na chwilę zatkałem sobie uszy.
- Niby czemu "nie"? - uniosłem brew.
- Zbyt pedalskie... - mruknął szop, a Vane przytaknęła mu skinięciem głowy.
Wywróciłem oczami i zamyśliłem się na chwilę.
- No to... Może Yuri? - uśmiechnąłem się do nich lekko.
- Yuri... - powtórzyła Vane i na chwilę zamilkła. - Ładne.
- Wciąż myślę, że Ryszard... - zaczął szop, ale został zgromiony wzrokiem dziewczyny i od razu się przymknął.

~~*~~~

Po południu jeszcze tego samego dnia, zostałem wyciągnięty na miasto w celu kupienia odpowiednich rzeczy i ubranek, dla naszego synka. Vane właśnie przeglądała jakieś malutkie ciuszki, podniecając się przy tym.
- A co jeśli będą za małe? - zagadnąłem obserwując, jak z zawrotną prędkością, pakuje ubranka, do koszyka, który akurat trzymałem.
- Nie odzywaj się.... - trzepnęła mnie w ramię i po chwili pokazała mi jakąś koszulkę z małymi pudelkami.
Muszę przyznać, że wyglądał uroczo... Vane, jak i ta koszulka wyglądała uroczo, że aż na chwilę zapomniałem języka w gębie.
- A! Tak! Bardzo ładna... - uśmiechnąłem się i sam zacząłem się rozglądać za czymś dla syna.
Po jakimś czasie, kiedy białowłosa była we własnym świecie, ja znalazłem bardzo uroczą maskotkę przedstawiającą wilka.
Wpakowałem ją oczywiście do koszyka i obserwowałem dalej, jak przyszła matka wybiera koszulki i i inne tego typu rzeczy dla naszego dziecka.

< Vane? :3 >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic