czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Smaczny sen... Boże, jak ja kocham tą otaczającą mnie ciemność. Moje ciało się regeneruje, a ja spokojnie mogę oddać się czarnej otchłani. Co prawda w moim przypadku graniczy to z cudem, lecz ostatnio jakoś daję radę przytrzymać się przy śnie...
Tak, daję radę. Dopóki nie wytrąca mnie z tego wszystkiego delikatne łaskotanie na policzku. Przetarłam oczy ręką, po czym powoli podniosłam się do równego pionu. Uniosłam swoje pytające spojrzenie na mężczyznę, który jedynie cicho zachichotał. Skrzywiłam się, nie rozumiejąc za bardzo o co mu chodzi.
- Vane, czy pamiętasz, że... - zaczął, lecz w momencie jego wypowiedź została przerwana przez moją nagłą reakcję. Oberwał poduszką prosto w swoją dotychczas rozbawioną twarz. Korzystając z okazji w momencie rzuciłam się na podłogę, skąd droga do ubrań była bardzo prosta. Wbiłam się w koszulę Gilberta, która była najbliżej mnie. Z wrednym uśmieszkiem wychyliłam się zza łóżka.
- Zbereźnik! - fuknęłam, wciąż mając banana na twarzy.
- Czy muszę przypominać kto wczoraj zaczął...? - wyszczerzył się, przybierając na swoją twarz minę pedofila. - Poza tym, chyba nie masz się czego wstydzić, gdy jesteśmy sami - dodał, cicho się śmiejąc.
- Gdyby nie fakt, że nie mieszkamy tu sami... Ta kwestia byłaby przeze mnie przemyślana... - prychnęłam, wspinając się z powrotem na łóżko.
Przysiadłam na kolanach, tuż naprzeciw wpatrującego się we mnie mężczyzny.
- Dlaczego mnie budzisz? - przechyliłam pytająco głowę. - Miejmy nadzieję, że posiadasz jakiś dobry powód, bo w przeciwnym razie... Nie ręczę za siebie - przybrałam wyraźnie poważniejszy ton. Wstawanie z łóżka... Jedna z najgorszych kar z samego rana.
- Przygotowałem dla ciebie śniadanie - uśmiechnął się, delikatnie unosząc mój podbródek do góry. Spojrzał mi prosto w oczy. - Chyba, że masz ochotę na co innego... - mruknął, szczerząc się pod nosem.
- Jeżeli sobie zasłużysz - prychnęłam, przysuwając swoją głowę jeszcze bliżej. - Albo przekonasz mnie w odpowiedni sposób - uzupełniłam, po czym jak na zawołanie wzięłam się za przygotowany posiłek.
Nie ukrywam, że bardzo mi on smakował. Gofry idealnie komponowały się z tymi kwaśnymi, jak i słodkimi owocami. Do tego wszystkiego herbata z mlekiem, wprost idealnie.
- Powiedz A - uśmiechnęłam się delikatnie, na widelczyku mając niedużą truskawkę.
- Huh? - skrzywił się delikatnie.
- Powiedz A - powtórzyłam, przybliżając czerwony owoc do jego ust.
Przyglądał mi się dziwnie. Ostatecznie jednak rozchylił delikatnie swoje wargi, a ja wsunęłam truskawkę prosto do  jego buzi. Z uśmiechem na ustach, drugą ręką pogłaskałam go po głowie.
- Grzeczny Gilbercik - zaśmiałam się pod nosem.
Ten ewidentnie chciał już coś powiedzieć, lecz w momencie w jego ustach wylądował kolejny owoc. Co chwilę z moich ust wydobywał się śmiech.
- Jaki piesek... - dodałam pod nosem, tym razem sama konsumując banana. - Chyba lubisz otrzymywać nagrody? - zapytałam, szczerząc się.
- A kto nie lubi? - prychnął, kończąc jeść ostatniego gofra.
Gdy przełknął ostatni kęs, delikatnie nachyliłam się w jego stronę. Z uśmiechem pocałowałam go w usta, po czym wzięłam do rąk tacę.
- Było naprawdę pyszne! - oceniłam, podnosząc się z łóżka.
***
Po południu wybraliśmy się wraz z Yurim na zakupy. Na celowniku tym razem był sklep zoologiczny. Akurat tak się złożyło, że kilkadziesiąt kilometrów od domu znajduje się dosyć obszerny "supermarket dla zwierząt". Chyba należał on do tych górujących na listach Rekordów Guinessa, jeśli chodzi o sklepy zoologiczne. Podobno można w nim kupić praktycznie wszystko. 
Gdy byliśmy już na miejscu, zajęłam się synkiem, podczas gdy Gilbert rozpoczął poszukiwania koszyka na zakupy. W kilka minut udało się jakoś wszystko ogarnąć i wejść przez ruchome drzwi. Na samym wstępie przywitała nas masa kolorowych reklam produktów takich jak jedzenie dla psów, czy płyny do usuwania pcheł. Wysokie na trzy metry półki oddalone były od siebie o jakieś kolejne dziesięć. Nie mam pojęcia ile metrów kwadratowych ma ten sklep, ale z pewnością swą wielkością dorównywał obszernemu parkingowi dla aut.
- Więc zacznijmy od podstaw - stwierdziłam, spoglądając na półki z jedzeniem. 
Wtedy w mojej głowie odbyło się mnóstwo obliczeń. Chciałam kupić jak najlepszą karmę przeznaczoną dla młodych psów w dobrej cenie. 
- Chyba za duży wybór... - mruknął Gilbert, skanując wzrokiem opakowania.
- Myślę, że... - uniosłam rękę do góry, żeby po chwili wskazać nią odpowiedni produkt. - Tą! - stwierdziłam, odstając trochę od wózka. 
Yuri również śledził wzrokiem otaczające go rzeczy. No tak, w końcu jesteśmy w nowym miejscu... Całe szczęście, że nie zaczął płakać. Wtedy z zakupów wyszłyby nici.
- I kto to będzie targał do samochodu!? - mężczyzna zrobił "obrażoną" minę, wpatrując się w dosyć duży przedmiot. - Stary jestem! Moje plecy w każdym momencie mogą odmówić posłuszeństwa - prychnął, krzyżując ręce.
- Wierzę w ciebie, KOTKU - wyszczerzyłam się szeroko.

<Gil? Heheh c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic