poniedziałek, 18 września 2017

Od Kevina CD Flurry

Strzał. No i kolejna istota ze zdolnościami nadprzyrodzonymi z głowy. I to dosłownie. Szukałem tego gościa przez kilka dni, a ten, praktycznie cały czas siedział pod moim nosem. To na serio potrafi nieźle wkur*ić człowieka. Jego skromniutka przyczepka znajdowała się kilometr od głównego budynku ścigających... A pomyśleć, że szukałem tego delikwenta poza granicami miasta. Syzyfowa praca...
Otarłem swoją nieco mokrą grzywkę łapą. Oczywiście, zanim udało mi się go dobić, byłem zmuszony szlajać się po ciemnych uliczkach osiedla. Z resztą, sam się rzuciłem na wykonanie tego zadania. Równie dobrze mogłem je zlecić jakiemuś świeżakowi w ramach testu, lecz wolałem...  Bardziej pewne rozwiązania. Wcisnąłem niewielki pistolecik do jednej, specjalnie doszytej kieszeni. Broni mam co nie miara, lecz tą lubiłem najbardziej - malutka, poręczna i skuteczna w każdym przypadku. Wydostałem się z tego zapomnianego przez Boga zakątka, po czym jakby nigdy nic - oczywiście w towarzystwie przerażonych spojrzeń ludzi - wybyłem na główną ulicę. Z łapami w kieszeniach bluzy przeszedłem najbliższe kilka metrów. Nie mam pojęcia dlaczego, w oczy rzuciła mi się maleńka postać. Stała wlepiając swój wzrok w kolorowe wystawy cukierni... Pewnie nie miała styczności z czymś takim na co dzień. Była z domu dziecka. Coś po prostu mi to mówiło... Huh... ZARAZ! Cukiernia! To jest to! Uwielbiam słodycze... W mgnieniu oka znalazłem się w środku. Wybrałem swoje ulubione słodkości, zapłaciłem, po czym wyszedłem na zewnątrz. "Przynajmniej będzie co jeść w domu" - powiedziałem do siebie w myślach, skanując wzrokiem zawartość papierowej torebki.
Czułem coś... Hyhm... Cukierki. Ale takie odrobinkę... Zgniłe. Cholera, chyba mam za dobry węch... Skierowałem swoje spojrzenie w stronę wcześniej już widzianej dziewczynki. Stała przy jakimś facecie, który w swej torebce zapewne skrywał kilka cukierków. Huh. Stary pedofil... Pociągnął bezwładne dziecko za sobą. Mimo wszystko, jakoś nie spodobał mi się ten widok. Ruszyłem w ślad za dwójką, która przez kręte uliczki szła dobre kilkanaście sekund. Ta, trochę krótko, ponieważ w pewnym momencie niedoszły przestępca oberwał w łeb. Hah... Bohaterem można być na różne sposoby. Niestety, grawitacja zadziałała, a ciało kolejnego niegrzecznego chłopca przewaliło się na dziewczynkę. Widocznie przerażona, po kilku sekundach zaczęła uciekać.
- Przestraszyła się - stwierdziła spoczywająca na moim ramieniu laleczka.
- Jesteś bardzo bystra - prychnąłem, w tym samym czasie podpierając się o laskę i śledząc małą postać wzrokiem.
- Idziesz za nią? - wtrąciła ponownie, delikatnie poruszając swoją małą główką.
Nie odpowiedziałem. Jedynie przybrałem swą podstawową postać, po czym z miejsca ruszyłem za nią.
***
Tak jak się spodziewałem, zatrzymała się przy sierocińcu. Właśnie w tym momencie wymieniała z niebieskowłosą dziewczyną kilka zdań. Po chwili ruszyły w stronę wejścia praktycznie przyklejone do siebie. Słodkie. Niczym ciastka, które skitrałem w plecaku. Właśnie... Ciastka! Sięgnąłem po nie w jednym momencie, z uśmieszkiem wpatrując się w przepyszne słodkości.
- Życie bez rodziców w tym chorym kraju jest na porządku dziennym... - westchnąłem, jednym ruchem ręki zmieniając swoją postać. Poprawiłem białą grzywkę, która przysłaniała moją dosłowną dziurę w oku, po czym z delikatnym uśmiechem ruszyłem w ślad za dwójką. Kto powiedział, że nie mogę chociaż na chwilę pobawić się w bohatera, tylko od drugiej strony? Co chwila podpierając się o towarzyszącą mi laskę, przeszedłem przez stalową bramę. Słabe warunki. Nawet czteroletnim dzieckiem się nie potrafią zająć...
Może moje dzieciństwo w torturach nie było takie złe? Pomijając zupełnie fakt, że do tego jebanego labolatorium trafiłem całkowicie przypadkowo... Otchłań. Ach, jakże wspaniałe miejsce... Mogli mnie wyjebać do jakiegokolwiek z istniejących wymiarów, lecz trafiłem akurat tutaj. No trudno. Trzeba żyć dalej.
- A pan do kogo? - w moje czysto filozoficzne rozmyślanie, wtrąciła się jakaś stara babka ubrana nad zwyczaj schludnie jak na takie miejsce.
- Jedynie przybyłem pooglądać dziewczynki - skinąłem delikatnie głową, przy tym kłaniając się elegancko. - W sensie... Do adopcji oczywiście... - uniosłem swoje wyblakłe oczy do góry, nieco się uśmiechając.
- Ugh... No dobrze - poprawiła swój nieco przyduży dekolt, po czym z miejsca ruszyła prosto w stronę wejścia.
Bez słowa, grzecznie poszedłem za nią, żeby po chwili dorównać jej kroku. Otworzyła przede mną drewniane drzwi, za którymi ukazał się ogromny pokój. Jak mogłem się spodziewać, na samym środku stała dwójka, wcześniej widzianych przeze mnie dziewczynek.
- Co wy tu robicie?! Od piętnastu minut panuje cisza poobiednia i stanowczy zakaz wychodzenia z pokoi! - podniosła wyraźnie ton, śledząc mordującym wzrokiem dwie, drobne postacie.
- Przepraszam, że się wtrącę, lecz to właśnie o te dziewczynki mi chodzi... - uśmiechnąłem się delikatnie, robiąc krok w ich stronę.
- Doprawdy? - skrzyżowała ręce pod piersią, w tym momencie śledząc całą naszą trójkę swoim zabójczym spojrzeniem.
- Nie śmiałbym się okłamywać takiej pięknej kobiety, jak pani... - przymrużyłem powieki, z wypisanym "lizus" nad głową. - Z resztą... Prosiłbym jedynie o pięć minut rozmowy z tymi panienkami... - oparłem się obiema dłońmi o spoczywający przy mnie, wyglądający niewinnie przedmiot.
- Ach tak? - zmrużyła oczy, patrząc na mnie jak na jakiegoś pdeofila
- No wiesz... - stanąłem za nią, przy tym delikatnie przybliżając swoje usta do jej ucha. - Jeżeli bardzo chcesz stracić pracę w tym domu... Gdy tylko moi znajomi z rządu dowiedzą się o nagannym wypuszczaniu dzieci poniżej dziesięciu lat, bez jakiejkolwiek opieki... - wyszeptałem w taki sposób, aby mój oddech dosłownie stykał się z jej narządem do odbierania fal płynących z otoczenia. - Chyba domyślasz się, kim jestem... - ukradkiem z mojego rękawa wyłoniła się malutka legitymacja.
Kobiecie przyśpieszył oddech. Czułem, jak serce podchodzi jej do gardła, na myśl o straceniu dobrze płatnej pracy. Odsunęła się od nas.
- Pięć minut - powiedziała krótko, a zaraz później zniknęła za kolejnymi drzwiami w tym jakże okazałym budynku.
Uśmiechnąłem się dumnie, po czym ponownie stanąłem zaledwie metr od dziewczynek. Zniżyłem się do ich poziomu, wciąż będąc podparty o laskę.
- Chyba je lubisz - wyciągnąłem zza pleców papierową torebeczkę z logiem popularnej cukierni. - Nie zapominaj, że nie powinnaś brać słodyczy od facetów z ulicy...
- Jakbyś sam w tym momencie nim nie był - zaśmiała się cicho laleczka, która wciąż spoczywała na moim ramieniu.
Obie widocznie zbladły. Chyba nie były przyzwyczajone do takich widoków na co dzień... Huh, no cóż. Może przynajmniej mnie uda się wyciągnąć je z tego bagna.
- Racja, jeszcze się nie przedstawiłem! Xerxes Break, a ta mała to Emily!
<Flurry?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic