niedziela, 24 września 2017

Od Rick'a CD Alessi

Suche gałązki pod moimi butami łamią się, wydając głośne trzaski. Nie przejmuję się nimi zbytnio... Właściwie to nie przejmuję się nimi wcale. Kto miałby napaść mnie w środku nocy, na jakimś zadupiu w lesie? Marszczę brwi... A co ja robię w środku nocy na jakimś leśnym zadupiu? "Spaceruję żeby pooddychać". Taaaak. Doskonale wiem, że nie potrafię być ze sobą szczery nawet we własnych myślach. Prawdziwa wersja historii jest taka, że zwyczajnie nie mogłem spać i postanowiłem pobiegać, mając nadzieję, że w ten sposób łatwiej zasnę. Niestety moja kondycja okazała się na tyle beznadziejna, że po niecałym kilometrze musiałem się zatrzymać. Naprawdę nie rozumiem jak to działa. Jeśli przejdę do mojej zwierzęcej formy, potrafię pędzić przez naprawdę długi czas, nie czując żadnego obezwładniającego zmęczenia. Natomiast jako człowiek do niczego się nie nadaję. Jeśli chodzi oczywiście o sport. Ogólnie to jestem rzecz jasna zajebisty.
Teoretycznie, zważywszy na to, że kilka dni temu dołączyłem do jednego z "klanów", nie powinienem błąkać się sam po lesie. W końcu mówili coś o... Zwiększonym ryzyku?
Ostatecznie tak czy tak... Zawsze jest opcja, że na takim spacerze ktoś mnie zabije, zje, albo sam się zabiję. I wszystkie moje troski, nieśmieszne kawały o blondynkach i problemy ze snem, przestaną mieć jakiekolwiek znacze...
Potykam się o jakiś korzeń, obijając duży palec.
-Kurwa- przeklinam, czując, że tracę równowagę. Przy okazji udaje mi się spłoszyć jakieś wróble czy inne latające ścierwa.
Zatrzymuję się, z nienawiścią zerkając przez ramię na mały, ukryty wśród jakiegoś zielska korzeń. Mruczę z niezadowoleniem i ruszam dalej przed siebie, wpadając prosto w pajęczynę.
-Nosz cholera jasna! -syczę w nicość, próbując pozbyć się z twarzy lepkich nitek. Dlaczego natura nie może być dla mnie bardziej uprzejma?
Wyciągam palec wskazujący i sprawiam, żeby na jego czubku pojawił się mały płomień. Teraz przynajmniej "coś" widzę.
Gdybym nareszcie zdecydował się na zmianę w lwa afrykańskiego, nie potrzebowałbym tego mizernego światełka. Ale postawiłem sobie za cel honoru, że odbędę tą wycieczkę jako zupełnie normalny, niczym nie wyróżniający się z tłumu człowiek.
Patrzę na mój płonący palec. No... Prawie normalny.
Ruszam dalej z poczuciem, że jakiekolwiek wytwory natury nie stanowią już dla mnie zagrożenia.
Po dłuższej chwili raczej bezmyślnej wędrówki udaje mi się wyjść na szerszą ścieżkę. Nie ma na niej drzew, a przede mną rozciąga się duża tarcza księżyca. Widok pewnie zaparłby mi dech w piersiach, gdybym był typem osoby, którą... Zachwycają takie widoki. Gaszę przyświecający mi płomyczek i zatrzymuję się, z lekkim znudzeniem patrząc w księżyc.
Ładny.
Świeci.
Nie świeci.
Odbija światło.
Tak czy tak całkiem ładny.
Ja też jestem ładny.
Całkiem miło jest wiedzieć, że ma się coś wspólnego z księżycem.
Moje rozważania na temat księżyca i naszego wspólnego piękna, przerywa jakiś pyłek, który zdecydował się wpaść do mojego nosa, wywołując reakcję powszechnie nazywaną "psiknięciem". Pociągam nosem i znowu patrzę na księżyc. Okazuje się jednak, że teraz księżyc spadł na dalszy plan.
Coś co wcześniej miałem za kamień, chyba kamieniem nie było, bo teraz widzę to (a właściwie zarys tego), stojące na dwóch zupełnie ludzkich nogach.
Mój mózg nieśpiesznie zaczyna wyjaśniać mi zaistniałą sytuację.
To coś może być niebezpieczne.
Wciąż żyję, więc to coś nie siedzi tu z zamiarem zabicia mnie.
To coś już chyba mnie zauważyło.
Chyba warto by zareagować w jakikolwiek sposób.
Ku mojemu własnemu zdziwieniu, powoli ruszam w stronę postaci.
To chyba kobieta...Kobieta z ogonem...
Lekko zwalniam, próbując zaakceptować nowe informacje. Cóż. Normalny człowiek pewnie by spierdolił. A ja miałem w końcu odbyć spacer normalnego człowieka. Drapię się po głowie nadal idąc, widząc, że kobieta przede mną, robi dziwnie niespokojny ruch, jakby zastanawiała się w którą stronę uciekać.
Zmieniam zdanie. Nie jestem normalnym człowiekiem i chcę zobaczyć kobietę z ogonem.
- Spokojnie - mówię jednym z najbardziej przyjacielskich tonów głosu na jakie mnie stać.
Kobiety chyba to nie przekonuje, bo nadal wygląda tak, jakby zaraz miała dać nogę.
Ja jednak jestem już na tyle blisko, że mogę dostrzec białą różę i krew, spływającą po jej dłoni.
Unoszę lekko brew, zatrzymując się. Kobieta przypomina mi jakieś przestraszone leśne zwierzątko. Z doświadczenia wiem, że leśne zwierzątka są strasznie szybkie i raczej nie stoją sobie spokojnie, widząc podchodzącego zbyt blisko nich człowieka. A akurat to leśne zwierzątko mnie zainteresowało i nie chcę go przestraszyć.
-Chyba się skaleczyłaś - wyciągam rękę w stronę skaleczonej dłoni dziewczyny.
<Alessia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic