- Stul pysk! - warknąłem w jego stronę, praktycznie w tym samym czasie co towarzysząca mi dziewczyna. Na moment wbiliśmy w siebie swoje pytające spojrzenia. Mimo wszystko po następnej chwili zostały one przeniesione w zupełnie inne miejsce, a w moim wypadku - w twarz Corrinne. Wydawała się nie spać, lecz i tak miałem świadomość, że nie za wiele w tej chwili rejestruje. Dobrze pamiętam to uczucie...
- Pośpiesz się tępy psie - warknąłem w jego stronę, gdy dostrzegłem jak mozolnie udziera się z kierownicą i dwoma pedałami.
- Spookojnie, może do tego czasu się nie przekręci... - prychnął pod nosem, jakby nigdy nic cicho się śmiejąc. Podczas gdy od białowłosej otrzymał jedynie kuksańca w bok, osobiście miałem chęć rozczłonkować go na części. Rzuciłem na niego mordercze spojrzenie.
- Chcesz zdechnąć? - wypaliłem w jego stronę. Odpowiedział mi złośliwy uśmieszek i towarzyszący mu drwiący śmiech. Chce oberwać...
***Przenosimy się trochę w czasie***
Nie mam zielonego pojęcia co działo się zeszłej nocy... Padłem przy łóżku na którym leżała Corrinne, z lekka wycieńczony. Po drodze na ogon weszli nam ścigający, przez co musiałem ponownie wysilić się i przebudzić w sobie tą moc, bla, bla, bla, takie tam. Chyba psychodropy, które podawali mi przez połowę życia przestały działać. No cóż, mogłem się tego spodziewać. W końcu nie władają oni jakąś niesamowitą ilością leków. Idioci. Debile. Upośledzone...
Ach, mógłbym znaleźć wiele przymiotników na określenie ich zachowania, lecz w tej samej chwili do moich uszu dotarł głośny krzyk:
- Ty cholerny pedofilu! - zaraz później oberwałem poduszką.
- Za co? - wymruczałem pod nosem, powoli podnosząc się do pionu.
- Zobaczyć twoją twarz zaraz po przebudzeniu koło swojej, to trauma większa niż te laboratorium - fuknęła, złośliwie się szczerząc.
Moje pełne obojętności spojrzenie, dokładnie przeskanowało jej nową postać, która pod osłoną zeszłej nocy była mało widoczna. Nawet ładne i słodkie z niej furry zrobili... O Boże, Xerxes, ty zjebie... Jebany masochisto... Przeżyłem tyle na tym świecie, a wciąż zachowuję się jak sprośny nastolatek. Z resztą, chyba nie kłamię, co nie?
- Szczerze mówiąc... - zgiąłem się w pasie, w taki sposób, aby być zaledwie kilka centymetrów od pyszczka dziewczyny. - Wyglądasz uroczo pod tą postacią - wyszczerzyłem się złośliwie w jej stronę.
W odpowiedzi zmarszczyła słodko nosek, kręcąc przy tym ogonem. Takie malutkie, puchate, gadające zwierzątko. Mnie się podoba...
- Jeszcze jedno słowo... - warknęła, ukazując przy tym rządek kłów.
Ponownie się zaśmiałem, dosłownie nasycając się jej irytacją. Uwielbiam denerwować ludzi, co w szczególności tyczy się płci pięknej. Hobby.
- Może jakieś dziękuję za uratowanie? - zmieniłem momentalnie temat.
- Chyba. Śnisz - ostanie słowo praktycznie przeliterowała, zapewne po to, żebym lepiej zrozumiał. Doprawdy, uważa mnie za aż takiego idiotę?
Prychnąłem pod nosem, prostując się do równej postaci. Wykonałem kilka kroków w kierunku swojej szafy, przy której leżała dobrze znana mi zakamuflowana broń. Dorwałem ją do swoich rąk, żeby po chwili ponownie zwrócić się w stronę nastoletniej wilczycy. Czułem na sobie jej uważne spojrzenie przez cały czas. Od kiedy to takie ciekawskie...
- Mówiłeś, że dbasz tylko o siebie - wypaliła w końcu, wychodząc spod kołdry. Zapewne nie byłoby w tej czynności nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna nie miała na sobie żadnego ubrania. Zauważyła to chyba za późno, gdyż mój wzrok zdążył już od góry do dołu przeskanować jej postać. Podczas gdy ona spalona ze wstydu okryła się pierwszym, lepszym kocem leżącym na ziemi - ja dostałem padaczki śmiechu. Widocznie speszona, odwróciła wzrok oddychając ciężko.
- Łap, dziecko - prychnąłem, rzucając w jej stronę jedną z i tak za małych na mnie bluz, która od jakiegoś czasu spoczywała na krześle, czekając na wyrzucenie, czy wjebanie do piwnicy. - Chociaż, jak chcesz, to możesz zostać bez niej. I tak już dużo widziałem... - wyszczerzyłem się niczym jakiś pedofil, poprawiając swa białą grzywkę.
- Zamknij ryj! - warknęła, szybko wciskając się w dotychczas należący do mnie przedmiot. - I nie gap się w ten sposób, jebany fetyszysto! - dodała, piorunując mnie swym rozzłoszczonym wzrokiem.
Zapanowała kilkuminutowa cisza pomiędzy nami, podczas której ja zająłem się poprawianiem włosów towarzyszącej mi laleczki. Z tego co dostrzegłem wyraźnie zamyślona Corrinne wpatrywała się w jeden punkt, jakby pogrążona we własnym świecie. Nie przeszkadzało mi to. Nawet mogę powiedzieć, że ta cisza była czymś zrozumiałym. W końcu ta mała osóbka mogła posegregować wszystko w swojej główce.
- Mimo tego jaka dla ciebie byłam, wróciłeś... - gdy tylko doszedł do mnie jej szept, momentalnie się ożywiłem unosząc na nią wzrok.
- Nie przeceniaj się - prychnąłem, przysiadając na niewielkim stole. - Dla ciebie? Mylisz się. Jestem człowiekiem, który żyje tylko dla siebie. Uratowałem cię, bo cenię sobie swoje życie... - wzruszyłem ramionami. - Gdyby coś ci się poważnego stało... Zostałbym zabity przez dobrze znaną ci osobę - powiedziałem, widocznie poważniejszym głosem. - A jeśli już o niej mowa... Chyba chciałaby się z tobą zobaczyć, pogadać, czy coś tam... Czyż nie, Emily? - spojrzałem kątem oka na towarzyszącą mi laleczkę.
- Ale Corrinne chyba nie chce z nią rozmawiać!
- No tak... W końcu zostawiła ją na pastwę losu parę lat temu... To przecież oczywiste, że nie będzie miała ochoty na pogaduszki.
- Przecież ta białowłosa, która jest całkiem podobna do ciebie straciła pamięć!
- Emily, ciii... Nie tak głośno, bo Corrinne nie jest wtajemniczona... - mój wzrok ukradkiem został przeniesiony na dziewczynę. - Co tam u ciebie? - wypaliłem jakby nigdy nic.
<Corr?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz