sobota, 11 listopada 2017

Od Corrinne cd Kevin

– No chyba coś cię po**bało. – fuknęłam, wysuwając się na przód z przygotowaną bronią.
W oczekiwaniu machnęłam parę razy ogonem. Mój wzrok dyskretnie śledził każdy najmniejszy ruch kompanów i wrogów.
Pierwszy strzał od naszych i rozpętała się bitwa.
Na początku walczyłam w centrum, później odsunęłam się na bok, widząc jakieś dwie, prawie niedostrzegalne jednostki. Kucnęłam w zaroślach parę metrów za nimi.
Nie widzieli mnie, dopóki nie wyskoczyłam w  stronę  odwróconych mężczyzn. Jeden z nich miał niebieskie włosy i szalik opleciony wokół szyi. Odwrócił się jako drugi, kiedy już byłam ma równych nogach metr od nich, z wyciągniętymi rękoma, celując w nich.
Spojrzałam na jego twarz. Błękitne oczy. Przypomina mi...
Drobny ruch rąk w dół i rozszerzone powieki.
Shawn? Nic mu nie jest!
Ściągnęłam palce ze spustu. Oni wciąż byli gotowi do strzału, jednak ten dobiegł z innej strony. Miał mnie rozkojarzyć, co skutecznie mu się udało. Zrobiłam krok w tył, co odebrali jako wycofanie się.
Drugi strzał. Tym razem od tego, który towarzyszył bratu.
Mroczki przed oczami, niemalże wywróciłam się do tyłu. Jednak znalazłam równowagę i... Uciekłam.
   Nie mogę ich zabić. Nie teraz, gdy nie mam na nich wyraźnego polecenia.
Wbiegłam w jakiś zaułek i zmienilam postać. Poprawiłam niebieskie włosy, starając zakryć nimi ranne ramię. Postanowiłam w tej formie wrócić na pole walki, ale po drugiej stronie.
Tak więc trafiłam na drzewo, które miało jeszcze liście. Stamtąd strzelałam.
Bitwa zakończyła się dopiero, gdy jedna ze stron wycofała się dyskretnie.
Zsunęłam się po korze, poprawiając kaptur.
– Xer, nic ci nie jest? – mruknęłam, idąc powoli za szefem.
– Nie. – zwolnił kroku i dorównał mi. Szybko wróciłam do tamtej odległości.
– Na pewno? Oprócz policzka nic?
– Taak.
Kiwnęłam głową, starając się nie ruszać ramieniem. Na mojej bluzie powstawała już ciemniejsza plama na jego wysokości.
Grupa powoli rozpraszała się na różne strony, a że nie miałam już z kim gadać, skręciłam w inną uliczkę.
– Nie idziesz do domu?
– Idę. – mruknęłam – Ale do innego.
Dalej go zignorowałam, po prostu idąc. Kierowałam się... Do parku. Nie będę się narzucać Xerxesowi.
Panowały ciemności, zakłócane jedynie przez latarnie, których i tak było mało.
Wtem dostrzegłam ciotkę. Poznałam ją z daleka po białych włosach. Rzuciłam się do biegu. Złapałam ją za ramię. Na początku chciała mnie uderzyć, jednak zdołałam odbić atak. 
– Spokojnie! – mruknęłam. – Chcę cię tylko o coś poprosić. 
– Hmf? 
– Nie mów Shawnowi... O tym, że żyje. Co się ze mną stało.


< Kevin, Vane? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic