piątek, 24 lutego 2017

Od Aryi

Desert Eagles. To właśnie do tego klanu postanowiłam dołączyć. Ich zasady i wartości przemawiały do mnie, a poza tym, tak jak inne klany, walczyli z tymi istotami nazywanymi potocznie „ludźmi”. Nienawidziłam ich, dlatego chciałam, by jak najszybciej zostali zniszczeni.
Przywódczyni bez problemu przyjęła mnie do swojej grupy. Byłam po raz pierwszy w tym mieście, więc miałam trochę czasu na zapoznanie się z nim i ogarnięcie się. Dopiero potem miały czekać na mnie obowiązki. Moim pierwszym celem był sklep spożywczy, w którym zamierzałam sobie kupić coś do jedzenia. Ten sklep, który wybrałam, znajdował się na pograniczu miasta, niedaleko niewielkiego wzgórza, na którym rósł świerkowy las.
Sklep, tak jak miałam nadzieję, był pozbawiony klientów. Sprzedawczyni na oko miała z 55 lat, jej szare włosy kontrastowały z pogardliwym błękitem jej oczu. Przyglądała mi się czujnie, a mój najmniejszy ruch wydawał się dla niej ważny. W rogu pomieszczenia tuż obok kamery monitorującej cały sklep znajdował się telewizor. Leciał w nim jakiś program propagandowy, nawołujący do walki z nadistotami. Moja ręka automatycznie sięgnęła do kieszeni spodni, gdzie znajdował się mój pistolet. Chęć zniszczenia tego urządzenia mówiącego bzdury była ogromna. Sprzedawczyni zauważyła to, co było dla mnie znakiem, że powinnam przestać.
Nie chciałam przecież zabijać człowieka już pierwszego dnia pobytu tutaj, prawda?
Uśmiechnęłam się na tyle przyjaźnie, o ile potrafiłam. Nie chcąc już dłużej prowokować kasjerki swoim istnieniem, wzięłam z regału bułki mleczne oraz wodę. Na razie tyle powinno wystarczyć. Wtedy program w telewizji się zmienił. Nadal był poświęcony istotom podobnym do mnie, ale tym razem były pokazywane listy gończe; niektóre z nich posiadały także zdjęcie poszukiwanej osoby. Wśród tych listów dostrzegłam siebie. Co prawda, zdjęcie nie należało do najaktualniejszych, ale nawet idiota rozpoznałby mnie.
Niestety, sprzedawczyni także to zauważyła. Schowała się pod ladą i usłyszałam, że zaczynała gdzieś dzwonić. Prawdopodobnie na policję.
Czyli jednak będę musiała dziś kogoś zabić. A może jak się poszczęści, to nawet kilka osób?
Powolnym krokiem podeszłam do lady i położyłam wybrane wcześniej produkty na niej. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z wyższością przyglądałam się sprzedawczyni. Cała drżała. Bała się. Gdyby postanowiła zignorować telewizję, nie musiałaby teraz wzywać policji. Czekałam. Chciałam, by kobiecie udało się wezwać pomoc. Gdy odłożyła telefon, z jednej ze skrytek wyciągnęła broń palną. Niepotrzebnie. Próbowała wstać i prawdopodobnie zacząć się bronić, ale gdy mnie zobaczyła, broń wypadła jej z rąk, zrobiła krok w tył, a w jej oczach pojawiło się przerażenie zmieszane ze łzami.
- Proszę, nie.. – wydukała. Gra na czas? Stanęłam za ladą.
- Ojej, ojej.. – położyłam na ladzie pieniądze, tak, jakbym chciała zapłacić za towary. Odwróciłem się, by być z nią twarzą w twarz. – Pierwszy dzień tutaj i już problemy. Naprawdę nie chciałam dziś nikomu zrobić krzywdy. Ale za to będzie zabawnie. Ile ona mogłaby zapewnić mi radości, godzinkę, dwie, zanim umrze? Chociaż.. nie mam teraz czasu. – w mojej głowie zrodził się dość ciekawy plan. Zbliżyłam się do kobiety. W mojej prawej dłoni znajdował się ostry nóż myśliwski. - Proszę Pani, taka rada na przyszłość..- Zbliżyłam broń do jej twarzy – na przyszłość, która nie nadejdzie. – uśmiechnęłam się szeroko, nóż przesunęłam do jej gardła. – powinna pani mieć trochę wiary w ludzi i nie ufać ślepo telewizji. Bo może to się bardzo źle skończyć. – Zanurzyłam sztylet w piersi kobiety. Jej usta ułożyły się w grymasie bólu, a kolejny oddech był już ostatni.
Zadowolona z siebie, wzięłam moje zakupy z lady i wyszłam ze sklepu. Schowałam je do wielkiej torby, którą miałam na plecach, gdzie znajdowały się moje wszystkie rzeczy, jak ciuchy i bronie. Nie było tego dużo, ale mi wystarczyło. Moim planem było teraz spalenie tego miejsca, na szczęście cały sklep był drewniany. Dotknęłam świerkowych drzwi dłonią. Pod moim dotykiem się zapaliły. Potem wykonałam jeszcze jeden ruch ręką, by z częścią ściany stało się to samo. Stałam jeszcze przez chwilę przed płonącą budowlą, podziwiając to, z jaką prędkością ogień powoli zjada kolejne części sklepu. W okolicy nie znajdował się ani jeden budynek wyglądający na zamieszkały, więc nikt nie mógł wezwać straży pożarnej, by zapobiec katastrofie. Gdy usłyszałam syreny policyjne dobiegające z daleka, udałam się w stronę lasu, by w nim się schować. Już wcześniej udało mi się zauważyć miejsce na wzgórzu, które idealnie nadawałoby się do obserwowania całej sytuacji z daleka.
Na moje miejsce docelowe udało mi się dotrzeć, zanim policjanci dotarli do sklepu. Widok był niesamowity. Płonąca budowla, reszta domów pozostawiona w ciszy i uśpieniu, nie zdawała sobie sprawy ze zbliżającego się niebezpieczeństwa. A wszystko to otoczone przez malownicze wzniesienia i las. Usiadłam na jednym ze ściętych drzew, a mój pojemny plecak postawiłam obok. Wyjęłam pistolet, odbezpieczyłam go. Magazynek był pełny. Chciałam zacząć obserwować poczynania policjantów, ale coś, a może ktoś, rozproszyło moją uwagę. Szybko wstałam. Ktoś mnie obserwował. Kolejna ofiara, człowiek czy policjant? Ktoś taki jak ja? Cichy szelest. Odwróciłam się w jego stronę i wycelowałam. Palec cały czas miałam na spuście gotowy, by w każdej chwili posłać śmiercionośny pocisk. Między drzewami, w ich cieniu, znajdowała się czyjaś sylwetka.
- Pokaż się. Kim jesteś? – Wypowiedziałam bez żadnych emocji, czekając na ruch nowego towarzysza.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic