~*~ Magicznie przenosimy się do czasów kiedy już trwa wojna ~*~
Przyglądałem się Resney siedzącej na kanapie. Skrzywiłem się na ten widok. Jeszcze przedwczoraj była taka pełna życia i energii. A teraz? Siedzi jakby przybita życiem i wszystkim wokół. Podszedłem i usiadłem obok niej.
- Trzymasz się jakoś? - chciałem jakoś zacząć rozmowę. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jakoś.
Przytuliła poduszkę podkulając nogi. Westchnąłem.
- Przecież to nie twoja wina, że Tsume wypowiedziała wojnę.
- Ale byłam tam, mogłam coś zrobić! - rzuciła poduszkę na bok i schowała twarz w dłoniach.
- Niektórych ludzi nie da się zrozumieć ani zmienić, Resney. Mają swoje poglądy i tak kurczowo się ich trzymają, że mają za wroga każdego kto nie poprze ich strony.
- Ale Nimitsuu taka nie jest... Kiedyś taka nie była. Coś się z nią stało.
- Huh... Może coś straciła? Wiesz jak jest z ludźmi, którzy nagle coś tracą. Czasami odchodzą wtedy od zmysłów.
Pokręciła głową.
- Nie wydaje mi się. Jej jedyna rodzina to Kiba a on mieszka z Vane.
- Może masz rację. A przyjaciele? Może ktoś umarł?
Ponownie dziewczyna pokręciła głową. Objąłem ją ręką i pogładziłem po ramieniu. Za bardzo się obwinia o rzeczy, na które nie ma wpływu. Nagle wzdrygnęła się.
- Wiesz co... Chyba jednak był ktoś taki!
Uniosłem brew patrząc na nią pytająco.
- No nie gap się tak i chodź! Trzeba poszukać tego kretyna.
Wstała i zaczęła biegać po całym domu ubierając się do wyjścia. Westchnąłem.
Nigdy nie zrozumiem kobiet.
<Resney? Chodziło o Josha jakby co xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz