- Mam sprawę.
- Mianowicie? - otworzyła bardziej drzwi, a ja weszłam do jej domu.
- Cześć sierściuch.
- Kogo nazywasz sierściuchem?! - szop warknął, spoglądając na mnie.
- Tylko ty masz sierść i ogon, pragnę zauważyć - usiadłam, otwierając laptopa, który szybko się uruchamiał.
- Osz ty ma-
- Co tam masz? - podeszła do mnie, a ja otworzyłam jeden z plików.
- Pewnie jakieś wielkie gó... Czy to jest Varsen 21?! Skąd ty masz te plany?! - szop spojrzał mi przez ramię.
- Znalazłam te dane. Jeden z moich szpiegów mi je wysłał. Ta broń może dać nam przewagę. Może akurat nie w wojnie, ale na pewno będziemy mieli coś, w razie obrony.
- Właśnie... - Vane oparła się o ścianę - w sprawie tej wojny... Nie chciałam, byś razem z Tsu się pokłóciła... To nie było specjalnie. Też chce sojuszu pomiędzy nami, ale...
- Vane - przerwałam jej, odwracając się w jej stronę - nie wiem czemu wtedy uciekłaś od narady i chyba nie chce wiedzieć. Ale musisz zrozumieć, że wojnę trzeba wygrać, by był sojusz. Albo doprowadzić do rozejmu. Co jak się domyślasz, jest mało wykonalne... Musiałby się cud zdarzyć, ale chyba o to zadbałam - zamknęłam laptopa.
- Coś zrobiła? - Vane uniosła brew.
- A to i owo... a teraz wybacz, ale muszę iść z kimś pogadać - wstałam, biorąc laptopa.
Mam nadzieję, że Chu nie jest na mnie wrogo nastawiony...
*****
Stanęłam przed drzwiami do domu Chu. Zapukałam do drzwi, lekko poprawiając włosy. Chu otworzył drzwi i spojrzał na mnie.
- Już myślałem, że mnie znienawidzisz za ten sojusz z Tsu.
- Po pierwsze. To Desert Eagles ma wojnę z Guardians of the Galaxy, nie Traveling Stars z Spirit of Shining Star. Po drugie. Musimy zakończyć tą wojnę. Inaczej możemy mieć problemy... Nie tylko my, ale możemy narządzić wiele szkód... Musimy coś wymyślić, by zaprzestać temu szaleństwu.
- Wiem, wiem. Ale nie mam pomysłów. A teraz Tsu jeszcze mi nałożyła dodatkowe rzeczy. Nie wiem czy...
- Tutaj Tsume do Chu. Chu jesteś tam? - usłyszałam komunikator. Skrzyżowałam ręce, a ten odebrał.
- Tutaj Chu. O co chodzi?
- Widziałeś gdzieś Resney? Od tygodnia się nie ujawniła. - wywróciłam oczami i pokazałam mu gestem, by robił co chce.
- Pewnie się zaszyła w swojej kwaterze. Jak zawsze. Słuchaj, jestem zajęty.
- Mhm... jak ją zobaczysz to mi powiedz. Muszę z nią pogadać. Bez odbioru - rozłączyła się, a ja szybko weszłam do jego domu.
- Mam złe przeczucia...
- Nie tylko ty. Słuchaj, mamy jakiś pomysł? Bo ja średnio. Mogę generalnie spróbować Tsu trochę uspokoić, ale nie sądzę, by to dało efekty.
- Kiedyś była inna... - usiadłam na kanapie, lekko się garbiąc.
- Resney...
- Nie było mnie, gdy mnie potrzebowała... ja... muszę coś zrobić. Nie może nikomu stać krzywda. A ja mam przeczucie, że coś się stanie - odwróciłam głowę.
- nie możesz być pewna.
- KIEDY NAPADNIĘTO NA TWÓJ KLAN TO CO?! NIE MIAŁAM RACJI!?
- To był przypa-
- Albo moment, gdy ci mówiłam, że coś się stanie Tsume?! Wciąż uważasz, że nie mogę być pewna? - warknęłam, a ten zamilkł. Wiedział, że mam rację. Wzięłam głęboki wdech, wstając. Chciałabym się mylić... ale wiem, że nigdy się nie mylę...
- Resney, musisz się uspokoić - położył rękę na moim ramieniu - wiem, że teraz i ty masz sporo na głowie... ukrywać swój klan, zajmować się nim, pisać różne kody dla Vane...
- Przestań udawać, że mi współczujesz - spojrzałam na niego.
- Nie udaje!
- Przez tą maskę widzę twój uśmiech!
- To nie uśmiech, tylko wycięte miejsce na usta w formie uśmiechu!
- Na jedno wychodzi! - warknęłam. Wzięłam laptopa i wyszłam.
- nie możesz być pewna.
- KIEDY NAPADNIĘTO NA TWÓJ KLAN TO CO?! NIE MIAŁAM RACJI!?
- To był przypa-
- Albo moment, gdy ci mówiłam, że coś się stanie Tsume?! Wciąż uważasz, że nie mogę być pewna? - warknęłam, a ten zamilkł. Wiedział, że mam rację. Wzięłam głęboki wdech, wstając. Chciałabym się mylić... ale wiem, że nigdy się nie mylę...
- Resney, musisz się uspokoić - położył rękę na moim ramieniu - wiem, że teraz i ty masz sporo na głowie... ukrywać swój klan, zajmować się nim, pisać różne kody dla Vane...
- Przestań udawać, że mi współczujesz - spojrzałam na niego.
- Nie udaje!
- Przez tą maskę widzę twój uśmiech!
- To nie uśmiech, tylko wycięte miejsce na usta w formie uśmiechu!
- Na jedno wychodzi! - warknęłam. Wzięłam laptopa i wyszłam.
*****
Szłam przez ulicę, lekko mrucząc pod nosem. To wszystko nie wygląda najlepiej... Ta wojna, próba sojuszu... Ech... nic z tego nie wyszło. A co gorsza mam złe przeczucia. Co ja mam teraz zrobić? Mam nadzieję, że ON się dobrze spisuje. Po chwili zadzwonił telefon. Po chwili odebrałam.
- Co jest Vane?
- Tutaj Kiba.
- Oh... jak ty masz jej telefon, to mam się martwić - mruknęłam - co tym razem? Zniknęła? Uciekła? Straciła przytomność? A może was zaatakowali?
- Śpi - szybko odpowiedział, a ja lekko uniosłam brew.
- O tej godzinie?
- Nie powiedziała ci, huh? - lekko parsknął śmiechem. Zatrzymałam się.
- CZEGO mi nie powiedziała?
- Może niech ona sama ci po- - w tym momencie jedynie co usłyszałam to sprzeczkę.
- IDIOTO CZEMU W OGÓLE O TYM WSPOMINAŁEŚ!
- Myślałem, że jej po--
- Myślałem, że jej po--
- Ugh! DAJ MI TO! - szybko usłyszałam jej zrezygnowany wdech - Resney...?
- Zdajesz sobie sprawę, że teraz ci nie odpuszczę? - uniosłam brew.
- Tak, wiem... słuchaj.. bo... ja... no...
- No mów rzesz!
- Jestem w ciąży - gdy to powiedziała, mnie aż zamurowało. Ledwo co trzymałam telefon w ręce.
- Z KIM?
- Z Kibą...
- KTO jeszcze o tym wie?
- Oprócz ciebie? Nikt.
- KIEDY to sie stało?
- Czy to ważne?
- JAK to sie stało?
- No normalnie! Wiesz jak facet z kobietą się kochają to...
- SKOŃCZ - gwałtownie jej przerwałam. Przetarłam twarz ręką i wzięłam głęboki wdech - idę do ciebie - rozłączyłam się i poszłam w stronę domu Vane.
Ona nie ma pojęcia jak teraz jestem wkurwiona!
C.D.N Vane możesz napisać, co ona robiła w tym czasie, ale nie licz na ten idealny odpis od twojego odpisu, bo ja chce się rozpisać jeszcze xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz