niedziela, 21 maja 2017

Od Laury CD Rosalie

Skoro jesteśmy przy zmarłych...
Z jednej strony nienawidziłam przychodzić w to miejsce, a z drugiej... Mogłam przesiadywać tutaj godzinami, wpatrują się w brązowy X zrobiony z drewna. Niegdyś był on krzyżem, lecz sama przerobiłam go w jedną z liter alfabetu. Tak... Dla zachowania prawowitego pochodzenia ojca i części jego życia, bycia wojownikiem. Szkoda, że broniąc mnie i innych mutantów musiał zginąć... Na moich oczach...
- Zawsze zastanawiałem się do kogo może należeć ten grób - niespodziewanie kilka metrów ode mnie pojawił się zielonowłosy mężczyzna. Na oko, dałabym mu dwadzieścia pięć lat. - Kto tu spoczywa? - zapytał, a z jego ramienia zeskoczyła szara kotka o czerwonych oczach. 
Przyglądałam mu się podejrzliwie. Jakiś obcy mężczyzna, w środku lasu, przy nagrobku do którego tylko ja znam drogę.. Coś mi tu śmierdziało.
- Kim jesteś, że pytasz mnie o takie rzeczy? - odpowiedziałam jak na razie spokojnym tonem.
Kotka, która stąpała po ziemi zbliżyła się do mnie i zaczęła obwąchiwać. Po kilku sekundach wysunęła pazury i przejechała nimi po mej kostce, tworząc niedużą ranę. Odskoczyłam od niej.
- Charles Web, a to mój pupilek... Melody - wskazał wzrokiem na kota. - Powiedz mi... Do jakiego klanu należysz dziewczynko? - uśmiechnął się delikatnie.
- Desert Eagles - odpowiedziałam krótko, przybierając postawę do ataku. - A ty?
- Guardians of the Galaxy... Huh, pewnie dlatego Melody tak źle zareagowała na twoją osobę. Między naszymi klanami toczy się wojna - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wojna? - zapytałam bardziej siebie niż niego. - Nikt o tym nie wspominał - mruknęłam pod nosem, czując jak pazury wysuwają się z okolic mych kostek u dłoni. 
- Ejejej! Spokojnie! - krzyknął, gdy stałam od niego zaledwie metr. Cofnął się o kilka kroków do tyłu. - Nie bije kobiet, ani dzieci! - powiedział szybko, wyciągając obie ręce do przodu.
Zatrzymałam się w miejscu. Ukradkiem z kieszonki wyciągnęłam mini-nadajnik GPS, który umożliwi klanowi namierzenie go. Obróciłam go w palcach, szykując się do zaczepienia go na dowolnej części ciała lub ubrania.
- Chyba twój kot uciekł - wskazałam dłonią na krzaki w które przed chwilą wskoczył nieduży sierściuch.
Gdy ten tylko spuścił mnie z pola widzenia, w jednym momencie rzuciłam prosto na jego plecy nieduże urządzenie. Zadowolona, szybko zamieniłam się we swą ptasią postać. Póki mogłam, wzniosłam się w powietrze. Czułam, że za chwilę może zacząć padać deszcz...
***
Wylądowałam na kolejnym cmentarzu. Nie dość, że cuchnę jak ludzie z GotG, to na dodatek chmur zrobiło się coraz więcej. Z rękoma w kieszeniach, przechadzałam się wzdłuż szarych nagrobków. Dlaczego akurat w tym momencie trafiłam na dział dziecięcy? Nie wiem, po prostu coś mnie tam ciągnęło. Nagle, pojawił się przede mną wysoki chart węgierski. Widocznie wk*rwiony chart węgierski... Przyglądał mi się przed chwilę warcząc, lecz po przeskanowaniu mnie wzrokiem zaprzestał. Pies w kilka sekund zmienił się w tą samą, fioletowłosą dziewczynę. 
- Co tu robisz i dlaczego śmierdzisz jak Ci z Guardians? - zapytała głosem, który łączył w sobie gniew jak i znużenie.
- Szukam grobu przyjaciela mego ojca - wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę. Jego ciało i tak było pogrzebane w zupełnie innym miejscu. -  A ty?
- Nie powinno Cię to interesować - mruknęła, mierząc mnie podejrzliwym spojrzeniem. - A odpowiedź na drugie pytanie?
- Wczepiłam nadajnik jednemu z członków wrogiego klanu. Jego kot się do mnie przymilał - odpowiedziałam tym razem zgodnie z prawdą. - Odpowiedziałam na oba twoje pytania, więc dlaczego ty nie możesz odpowiedzieć na jedno moje?
- Bo nie ch... 
- Rosalie, co ty tam robisz? - z jednej z ławek podniósł się chłopak, którego wcześniej nie zauważyłam. Ruszył w stronę dziewczyny, żeby po chwili zatrzymać się obok. 
<Ros? Bracus Wenus Totalus RIP RIP [*]>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic