Spojrzałam na niego kątem oka. Ta sytuacja poniekąd przypomniała mi tą, sprzed kilku lat...
- Kiedyś też tak szalałam... - wyszeptałam pod nosem, podwijając kolana pod brodę.
- Huh? - wbił we mnie swoje pytające spojrzenie.
- Spytaj Rocketa ile razy musiał się przyglądać mojej osobie, przybywającej do domu pijanej... Najprawdopodobniej po imprezie, z podartymi ciuchami - westchnęłam ciężko. - Tak się kończyło branie drinków od obcych. Budziłam się w łóżku z jakimś facetem... - moja głowa mimowolnie osunęła się na jego ramię. - Uwierzysz, że nigdy nie przespałam się z kimś na trzeźwo? - zaśmiałam się cicho.
Odpowiedziała mi głucha cisza, a mówiąc dokładniej - zapewne przetwarzanie wszystkiego w głowie mężczyzny. Gdy spostrzegłam w jakiej pozycji się znajdowaliśmy, niemalże w sekundzie poderwałam się do pionu. Lekko zaczerwieniona, przysłoniłam swoją twarz włosami.
- Czyli jednak lubisz takie zabawy...? - wyszczerzył się, mówiąc pół-mrukiem.
- C-Co?! NIE! - krzyknęłam, dla pewności odsuwając się od niego o jakiś metr.
Zaśmiał się, odwracając wzrok w stronę telewizora. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym oderwał od niego spojrzenie - widocznie przerażony.
- Co to za chore... - nie dokończył, ponieważ na jego twarzy wylądowała jedna z poduszek, która wcześniej służyła do ozdoby kanapy. Teraz, było to narzędzie zbrodni. - Znowu chcesz się bić?
- Nie. Po prosty nie chciałam, żebyś wypowiadał tego słowa - uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, krzyżując ręce.
- Czyli chcesz się bić - podsumował, odrzucając w moją stronę przedmiot.
- Hej! Przestań! - krzyknęłam, podnosząc się na równe nogi.
W odpowiedzi ponownie się wyszczerzył. Spiorunowałam go tym samym wzrokiem co wcześniej.
- Lubisz mi dokuczać? - mruknęłam, mrużąc oczy.
- A żebyś wiedziała - przytaknął głową, również podnosząc się.
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się ryk mojego dzwonka w telefonie. W ułamku sekundy znalazłam się przy swoim sprzęcie...
- Cholera. Rocket dzwoni... - westchnęłam, przyciskając na szklanym ekranie zieloną słuchawkę.
Włączyłam system głośnomówiący.
- Halo? - powiedziałam spokojnie, przybliżając telefon do ust.
- GDZIE TY DO JASNEJ CHOLERY TRZYMASZ TEN TELEFON, ŻE NIE MOŻNA SIĘ DO CIEBIE NORMALNIE DODZWONIĆ?! - wydarł się jak nigdy dotąd. Słysząc pierwszy podniesiony ton, telefon prawie wypadł mi z rąk, lecz jakimś cudem udało mi się go złapać. Przyglądałam się zawiadomieniu o połączeniu, które dalej trwało.
- No i po co krzyczysz... - prychnęłam jakby nigdy nic się nie stało.
- DOBRA, A TERAZ WYTŁUMACZ MI, GDZIE SIĘ SZLAJAŁAŚ! - powiedział odrobinkę ciszej, lecz i tak jego głos chyba się rozniósł na pół domu.
- No... To troche skomplikowane... - spojrzałam kątem oka na Gilberta, który wciąż wlepiał we mnie swój wzrok. Musiałam coś szybko wymyślić... Przeczesałam włosy dłonią, po czym zaczęłam:
- Zasłabłam w samochodzie - wypaliłam, uśmiechając się pod nosem. - I wtedy znalazł mnie Gilbert. Pamiętasz tego idiotę? - uniosłam wyżej swoje kąciki ust, patrząc na siedzącego obok z wyraźną satysfakcją.
- A telefon?!
- Zostawiłam w samochodzie, więc nie miałam pojęcia, że dzwoniliście - wyjaśniłam szybko. - Powiedz Kibie, że wszystko ze mną dobrze. Za wszelką cenę nie mów mu gdzie jestem. Jeżeli zacznie cię torturować... To... Poprawię mu drugi policzek - po wypowiedzeniu ostatniego słowa, nie czekałam na reakcję szopa. Rozłączyłam połączenie.
Odrzuciłam telefon na stół, nawet nie zwracając uwagi na to, czy może się rozbić. Westchnęłam głośno, ponownie przysiadając na kanapie.
- Nie umiem żyć w kłamstwie... - powiedziałam z lekka załamanym głosem, siadając w podobnej pozycji co poprzednio. Włosy same oklapły mi na twarz... Z tego wszystkiego zaczął mnie strasznie boleć brzuch. Przeklęłam pod nosem, biorąc do rąk i tak już zimną herbatę.
- Masz jakieś tabletki? Apteczkę, czy coś?
<Gilbercik?> ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz