piątek, 11 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

- Pedofil... - warknęłam pod nosem, patrząc na zamykające się drzwi.
Poprawiłam swoją koszulo-koszulkę, która nie posiadała rękawów... To samo zrobiłam z nieco wygiętym kołnierzykiem i krawatem.
- Co wyście... - syknął szop, który zbiegł za mną na dół.
Nie miałam zamiaru go gonić. Po cholerę tracić nerwy, czy jakiekolwiek zasoby energii na zachowującego się w ten sposób "dorosłego mężczyznę". Pod nosem wymruczałam kilka przekleństw w jego kierunku.
- Halo? Ogłuchłaś? Pytam się o coś - warknął, krzyżując łapy.
- Jestem pełnoletnia, więc nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - odwróciłam się w jego stronę.
Staliśmy naprzeciw siebie. On wlepiał we mnie podejrzliwe spojrzenie, podczas gdy moje oczy były przepełnione gniewem.
- Ale zachowujesz się jak nastolatka! - podniósł głos.
- Nie pier*ol. Dziecięce zachowanie jakoś mi umknęło, gdy musiałam przyglądać się śmierci ojca! - dosłownie wku*wiona odwróciłam się na pięcie.
Przeszłam przez pierwsze lepsze drzwi... Przede mną ukazał się drewniany taras z widokiem na - jak można było się spodziewać - las. Platforma na której stałam znajdowała się metr lub trochę ponad nad ziemią. Wykorzystałam ten fakt i przysiadłam na krańcu, opuszczając swoje nogi w dół, poza powierzchnię tarasu. Westchnęłam cicho, kładąc się... Wpatrywanie się w niebo należało do zajęć, które lubiłam wykonywać w wolnym czasie.
- Może puszczę z dymem jego chatę? - uśmiechnęłam się pod nosem, tworząc mały płomyk w dłoni.
Wystarczyłoby jedno zetknięcie się żywiołu z łatwopalnym budulcem... Wszystko stanęłoby w płomieniach. Chciałabym po tym zobaczyć reakcję Gilberta...
***
Nie miałam ochoty ruszać się z tamtego miejsca... Akurat w odgłosy dzikiej natury mogłam się przysłuchiwać godzinami. TAK, godzinami, dopóki ktoś mi w tym nie przeszkodzi. Można by było stwierdzić, że jego kroki porównywalne są do skradania.
- No hej... - przelotnie spojrzałam na jego uśmiech na twarzy.
Podniosłam się do pionu. Pozostałam w pozycji odwróconej do niego plecami. 
- Cześć... - mruknęłam tylko na powiatanie. - Gdzie byłeś? - dodałam, delikatnie odwracając swoją głowę w jego stronę.
- Huh, dlaczego pytasz? - jego wredny uśmieszek poszerzył się.
- Ciekawość... - powiedziałam, lecz na myśli miałam kilka zupełnie innych określeń zbliżonych do tego słowa.
- Dziewczynko, to ja powinienem się ciebie wypytywać o miniony dzień w szkole! - zaśmiał się.
- Nie jestem dzieckiem - zmrużyłam oczy, nawet na moment nie odrywając wzroku od jego wyraźnie zadowolonego z siebie spojrzenia. Skrzyżowałam ręce.
- Więc ile masz lat? - pochylił się nade mną, odrobinę przybliżając swoją głowę.
- Dwadzieścia jeden! - tym razem to ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Hym... Lecz dla mnie i tak zawsze będziesz gówniarzem... - westchnął, tworząc minę w stylu "bardzo mi przykro".
- Nie masz znajomych w swoim wieku, którym mógłbyś dokuczać? - prychnęłam, szczerząc się. - Jesteś prawie dziesięć lat starszy, a jeszcze żony się nie dorobiłeś - zrobiłam to samo co on przed kilkoma sekundami. - Nie wliczając oczywiście telefonu...
- Mój urok osobisty potrafi omotać każdą pannę, a w niektórych przypadkach również mężatki! - zaprotestował. - Ale z tego co słyszałem, coraz młodsze dziewczyny nie potrafią mi się oprzeć... - znowu pojawił się na jego twarzy lenny face.
- Co!? - przybrałam wyśmiewczy ton. - Nie pochlebiaj sobie... - wyminęłam go w sekundzie, odchodząc w głąb domu. 
Wszyscy faceci na tym pojebanym świecie, mają coś nie tak z głową.
***Teraźniejszość?***
Siedziałam przy swoim biurku, na którym stał służbowy komputer. Przeskanowałam wzrokiem rząd e-maili, które otrzymałam w ostatnim czasie, Wzięłam łyk kawy... Kolejne zlecenia. Idealne, aby przetestować osoby, które dopiero co dołączyły... Ryk dzwonka telefonu całkowicie wytrącił mnie z równowagi, przez co ochlapałam materiał owijający moje nadgarstki, ciepłym napojem. Zaczęło strasznie piec. Głownie to co "kryło się" pod szarym elementem ubrania. Dorwałam mokre chusteczki z szafki, po czym ruchem palca odebrałam telefon.
- Vane, ktoś do ciebie - rozbrzmiał w słuchawce dobrze znany mi głos Kiby. - Masz teraz czas? Chyba chodzi o rekrutację.
- Czas i OCHOTĘ na pogadanki będę miała dopiero wtedy, gdy uda ci się cofnąć czas, ewentualnie usunąć mi pamięć - mruknęłam pod nosem, zsuwając z ręki poplamiony materiał.
Widok pod nim co prawda nie był zbyt ciekawy... "Tak się właśnie kończy, gdy gówniarz z depresją dobiera się do żyletek" - przypomniało mi się przezwisko, którego nie miałam okazji usłyszeć od kilku miesięcy.
- Vane...
- Hah, to był żarcik! - zaśmiałam się sztucznie. - Jestem u siebie, niech wchodzi... - dodałam, chowając rękę i kilka innych przedmiotów pod stół.
Nie długo po tym doszedł do mnie odgłos pukania drzwi. Z chęcią skierowałabym kilka złośliwych tekstów w stronę osoby, która miała wejść, gdyby nie fakt, że moja pozycja mi na to nie pozwalała. "Etyczne" zachowanie, "Nienaganne słownictwo"... Prychnęłam.
- Proszę! - powiedziałam tylko.
<Gilnercik? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic