czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

- Tak... - szepnęłam, nawet na moment nie odrywając wzroku od szkrabów biegających po plaży. - Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie ten wypadek,  to teraz... Opiekowałabym się teraz małą N... - dodałam jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Nie dasz rady cofnąć czasu... - również zciszył ton. - Nie myśl o tym - przytulił mnie bardziej do siebie.
Czułam jak znowu robi mi się w chuj smutno. Westchnęłam cicho, podkurczając swoje nogi jeszcze bardziej. Zimny wiatr wciąż dawał we znaki.
- Staram się... - mruknęłam.
Niepowdziewanie w okolicy lewej kostki poczułam delikatne mrowienie. Spojrzałam w tamtą stronę... Pszczoła. O mały włos nie dostałam zawału, gdy dostrzegłam jej charakterystyczne żółto-czarne paski. Wyrwałam się z objęć chłopaka niemalże od razu, po czym rozpoczęłam dosyć gwałtowne "usuwanie" robaka z powierzchni swojego ciała. Mówiąc gwałtowne, miałam na myśli krzyczenie i strzepywanie owada jakimkolwiek przedmiotem.
- Weź to!!! - wydarłam się, nawet nie mając odwagi uderzyć pszczoły.
Wykrzyczałam to, non stop skacząc w miejscu. Gilbert tylko przyglądał mi się z widocznym uśmieszkiem na twarzy.
- Jeżeli nie będziesz reagować, to nic ci nie zrobi - powiedział, wciąż siedząc na kocu.
- Uciekaj!!! - pisnęłam, zanurzając stopę w morzu.
Pszczoła w momencie osunęła się ponad powierzchnię wody. Odskoczyłam z powrotem na brzeg.
- Biedna, mała Vane... - Gilbert, który aktualnie stał za mną, tylko delikatnie poczochrał mnie po głowie.

- Mam uczulenie na te małe, paskowate stwory! Wracajmy już do domu - odwróciłam się w jego stronę, z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.
- Na pewno nie chcesz jeszcze zostać? Pogoda jest naprawdę piękna... - owinął sobie jeden z moich kosmyków włosów wokół palca.
Wymowny uśmieszek nawet na moment nie schodził mu z ust. Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się z dołu. "Dlaczego wszyscy faceci są tacy wysocy?" - mruknęłam w myślach, w ciszy przyglądając się jego złotym oczom. Znowu to samo bzyczenie w okolicy uszu. Odruchowo odskoczyłam do przodu, przez co wpadłam prosto na tors chłopaka. Wtuliłam się w niego jak najbardziej.
- Bierz ją!!! - wydarłam się, jeszcze bardziej starając się zanurzyć w ciele chłopaka.
Przez moje paniczne zachowanie tylko wpakowałam się w dosyć krępującą sytuację. TSA... Teraz, pod względem miary dzieliły nas mikrometry.
- Strasznie się do mnie kleisz - charakterystyczny dla każdego lenny face pojawił się na jego twarzy.
Cała czerwona w momencie oderwałam się od niego. Nie minęło dziesięć sekund, a ja już siedziałam przy kocu, wybierając swoje ubrania z plażowej torby. W ciągu kolejnych dwudziestu byłam już w przebieralni.
***
Wróciliśmy do domu. Osobiście byłam padnięta, lecz z tego co dostrzegłam w towarzyszącym mi mężczyźnie wciąż było dużo energii. Obrzuciłam swoje graty na bok, po czym niemalże od razu wparowałam na górne piętro.
- Idę się umyć! - krzyknęłam do Gilbercika, który był na dole.
Wparowałam do łazienki. Na wstępie związałam włosy gumką, po czym zrzuciłam z siebie ubrania. Wzięłam szybki prysznic, głównie po to, żeby zmyć z siebie słoną wodę i piasek. Nie lubiłam, a wręcz nienawidziłam tych małych ziarenek wrzynających się w skórę. Wracając.
Rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek ręcznika. Przeklęłam pod nosem, nie dostrzegając żadnego przedmiotu tego typu w pobliżu.
- Gilbert! - krzyknęłam, biorąc do rąk koszulę.
Nieznacznie przysłoniłam się nią, żeby następnie podejść bliżej drzwi.
- Tak? Coś się stało? - odezwał się praktycznie od razu.
- Czy mógłbyś mi podać jakiś ręcznik? - zapytałam nieco ciszej, wyraźnie zawstydzonym tonem.
Ciszę uznałam za "tak". Wciąż bez ubrań czekałam na reakcję zza drzwi... Gdy wyczułam, że gwałtownie się one otwierają, w momencie odskoczyłam w niewidoczne dla wchodzącego do pomieszczenia mężczyzny miejsce.
- Pojebało cię!? - krzyknęłam, przyciskając się jak najbardziej do ściany.
- Twój ręcznik... - zaśmiał się, kładąc go na podłogę.
- Tsa... Dzięki... -  ni to mruknęłam, ni powiedziałam.
***
Przyglądałam się zegarkowi. Każda miniona sekunda, coraz bardziej przybliżała mnie do momentu, gdy będę zmuszona pożegnać się z Gilbertem. Szczerze -  nie chciałam wracać do domu. Głównie zostało to spowodowane faktem, iż przez kilka najbliższych miesięcy będę musiała ukrywać się z ciążą. W towarzystwie mężczyzny nie musiałam niczego udawać... Sprawa przybierała zupełnie inny bieg, po dotarciu do domu.
Siedziałam po turecku na ziemi w kuchni, wlepiając wzrok w elektryczny zegarek. Czekałam na Gilberta, który na górze brał prysznic.
- Znowu się pakujesz w podwójne życie... - westchnęłam, kładąc się na podłodze.
Nie ma nic lepszego niż pakowanie się na płytki w gorący dzień. Po prostu ulga i ukojenie... Przymknęłam na chwilę oczy... Tak - ta "chwila" okazała się kwadransem spędzonym na podłodze. Od tego nie da się oderwać...
- Vane!? Coś się stało?! - krzyknął ze schodów Gilbert.
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym delikatnie uchyliłam powieki. Stał nade mną.
- Śpię... - mruknęłam, przyglądając mu się. - Zaraz będę musiała się zbierać... - dodałam już o wiele ciszej.
- Wstawaj z tej zimnej ziemi, bo jeszcze się przeziębisz! - podniósł mnie na ręce jak jakieś małe dziecko.
Chciałam się wyrwać, lecz jakoś... Nie mam pojęcia, czy mój bezruch został wywołany przez niechęć do najmniejszego kiwnięcia palcem, czy może... Podobało mi się to? "Nieee...  Vane, błagam... Ogarnij się". 
- Chcę na ziemię! - pisnęłam, czując jak nie robi nawet kroku.
- Nie puszczę cię - wyszczerzył się głupawo, robiąc tą samą minę co wcześniej.
- Na całe szczęście posiadam magiczne zdolności... - odwzajemniłam gest.
Nawet nie wykonując najmniejszego ruchu, przedostałam się na wolną przestrzeń tuż obok chłopaka. Stałam w miejscu, przyglądając się jak mierzy mnie swoim dziwnie znajomym wzrokiem. Chyba domyślił się...
- No taak... Oni pewnie będą już czekać - westchnął, jedynie drapiąc się po karku.
Ledwo kilka sekund temu się od niego odkleiłam, a teraz znowu dzieliła nas mała przestrzeń. Przyglądaliśmy się sobie prosto w oczy, przy tym jakby porozumiewając się bez słów. Koniec, końców... Muszę wrócić do codzienności.
- Dziękuję za wszystko... - wypaliłam, delikatnie się czerwieniąc. - Do zobaczenia - stanęłam na palcach, po czym złożyłam krótki pocałunek na jego policzku.
Gilbert wyraźnie się zarumienił, a na jego usta wpłynął jeszcze szerszy uśmiech. Podniosłam z kanapy obok swoją torebkę, po czym bez dłuższych przeciągań podeszłam w stronę drzwi. Ubrałam buty, wciąż delikatnie się uśmiechając. Rzuciłam na mężczyznę przelotne spojrzenie.
- Jeszcze kiedyś cię odwiedzę... - dodałam na koniec, ruszając w stronę samochodu.
<Gilbercik? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic