środa, 30 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Przypatrywałam się zamkniętym drzwiom. "Coś na wzór aresztu domowego..." - mruknęłam do siebie w myślach, śledząc wzrokiem kolejne elementy domu. Miałam ochotę się czymś zająć, jakoś udowodnić, że... Boże. Te same wspomnienia. Siedzenie w domu, czekając na powrót chłopaka idącego za mnie do pracy. Cholera, nigdy nie odgonię od siebie swojego jeb*nego sumienia. Potrząsnęłam nerwowo głową.
- Ja nie wyjdę z domu sama!? JA!? - mruknęłam, gwałtownie podnosząc się z fotela.
Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej torebki, po czym z trzaskiem drzwiami wybyłam z domu. Chyba rzeczywiście dostałam tak zwanej "depresji". Z jednej strony mam ochotę ryczeć w niebo głosy, a tu za chwilę mam ochotę się śmiać. Szczerze twierdzę, że przydałaby mi się rozmowa z terapeutą...
***
Przechadzałam się przez uliczki miasta, w uszach mając parę słuchawek. Wciąż wypływały z niej kojące nutki, bardzo dobrze znanej mi piosenki. Cały świat był muzyką, nie słyszałam niczego. Uwielbiam takie momenty. Lecz tak, czy siak - tłum ludzi. Wciąż gonią mnie wspomnienia. 
- Uważaj jak chodzisz dziecko... - mruknął w moją stronę głos jakiegoś obcego mężczyzny.
No tak, o mały włos również do niego bym nie dobiła. Dzisiaj już wiele osób przez przypadek potrąciłam. Powoli zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy nie lepiej było po prostu zostać w domu. Zaraz naprawdę zaraz przywalę do kogoś, ale po raz ostatni - gdyż zaraz potem z pewnością oberwę w łeb. Może jednak owa osoba w tym przypadku po prostu by sobie odpuściła? Dlaczego w ogóle truję sobie na ten temat myśli?! W sumie, sto razy bardziej wolę marzyć o spotkaniu twarz w twarz z czyjąś pięścią, niż... Dobra, stul pysk.
Moją uwagę w tym momencie przykuł dobrze znany, różowy napis. Lodziarnia, którą odwiedziłam dosyć nie dawno... Cholera, strasznie dziwne uczucie odwiedzać te same miejsca, bez tych samych osób... Bez namysłu skierowałam się w stronę kolorowych drzwiczek. Nogi same kazały mi wejść do tamtego miejsca. Stanęłam przy ladzie, gdzie jakaś kobieta o różowych włosach zajmowała się stoiskami z lodami. Ściągnęłam z głowy kaptur bluzy - która tak poniekąd należała do Gilberta - i spojrzałam na nią dosyć poważnie.
- Co pani sobie życzy? - wyszczerzyła się, tym samym ukazując rządek swoich białych jak śnieg zębów.
"Chcę żyć..." - mruknęłam do siebie w myślach. Nie wypowiedziałam tego na głos. Nie może uznać mnie za jakąś desperatkę...
- Macie coś na polepszenie humoru? - zapytałam tylko, zasiadając na krzesełku przy ladzie.
Dostrzegłam jakiś dziwny błysk w jej oku. Skinęła jedynie głową, po czym przeszła na magazyn. "Ludzie są naprawdę bardzo dziwni" - stwierdziłam, patrząc jak wychodzi z głębokim wafelkiem w ręce. Tworzył on coś na wzór małej miseczki. Mój wzrok wciąż śledził jej każdy, choćby najmniejszy ruch.
- Jakie smaki trzech gałek? - uniosła na mnie wzrok znad szklanej lodówki, w której dumnie prezentowało się kilka rodzajów lodów.
Podeszłam do szyby, po czym przeskanowałam wszystkie napisy wzrokiem.
- Gorzką czekoladę, miętę i wanilię... - bardziej to wymruczałam, niż powiedziałam.
Dziewczyna zwinnie wpakowała wszystko do wafelka, po czym podała mi wszystko w ozdobnej chusteczce. Uprzednio dostrzegłam jak dolewa jakiegoś syropu i dosypuje rodzynek.
- Ile płacę? - zadałam kolejne pytanie, skanując wzrokiem deser.
- Na koszt firmy - uśmiechnęła się ponownie, puszczając mi oczko.
- Dzięki... - odpowiedziałam jedynie, po czym ruszyłam w stronę wyjścia.
Przyglądałam się nieco podejrzliwie jedzeniu które otrzymałam. Trudno, najwyżej dosypała mi jakiegoś świństwa i się przekręcę. W sumie, to nawet lepiej dla mnie. Idąc w stronę domu, zaczęłam jeść... Nie ukrywam, że smakowało naprawdę dobrze. Dziwnie, zaczęłam czuć się lepiej. Jakby świat stał się bardziej kolorowy... Co chwilę zapadałam w śmiech, nawet nie wiem z jakiego powodu. Stojąc już przy drzwiach, po prostu je otworzyłam. Na szczęście były otwarte, co znaczyło, że... Albo nie zamknęłam domu, albo Gilbert już wrócił. Z tego co dostrzegłam, raczej spełniła się ta druga opcja.
- Awww! Ale głuptasek! - zaśmiałam się, chwiejnym krokiem podchodząc do kanapy.
Przysiadłam na niej, po czym jakby nigdy nic walnęłam się prosto na kolana mężczyzny. O dziwo, było nawet wygodnie. Wciąż cicho chichocząc zmrużyłam oczy. Gilbert z lekko opóźnioną reakcją obudził się i wlepił we mnie swoje pytające spojrzenie.
- Co ty... - zatrzymał się w momencie, chaotycznie zaciągając nosem. - Piłaś? - zmarszczył brwi.
W momencie uchwycił moje oba ramiona, po czym podniósł mnie do pionu, a następnie dosłownie posadził na krześle. Wciąż się śmiejąc, przechyliłam pytająco głowę.
- Nje piłam - zaśmiałam się cicho. - Jadłam pyszne lody...
Westchnął cicho, widocznie zrezygnowany. Jak na zawołanie przed moim nosem pojawiła się jego ręka.
- Ile palców widzisz? - zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- W-Widzę... - chcąc nie chcąc, obraz przedstawiany w mojej głowie nie synchronizował z rzeczywistością. Oparłam głowę o rękę, wciąż starając się dostrzec to, o co mnie pytał. - Widzę trzech Gilbercików!

<Gilbert? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic