wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Gilberta CD Vane

Minęło kilka dni od tego dnia, kiedy odbyła się publiczna egzekucja Kiby i Chu. Od tego czasu Vane chodzi cały czas przygnębiona i prawie wcale ze sobą nie rozmawiamy. W sumie to sam nie chciałem zbytnio rozmawiać. Wiedziałem przez co teraz przechodzi i chciałem po prostu dać jej trochę spokoju. Dlatego głównie ja opiekuję się Yurim i unikam zbędnych rozmów z dziewczyną. Musi mieć czas dla siebie. Szczególnie teraz, musi się pogodzić z tym co się stało. Mi też jest ciężko, ale staram się stłumić emocje w sobie.
- Pójdziemy na spacerek, co? - nachyliłem się nad łóżeczkiem synka i wziąłem go na ręce.
Wszystko było już gotowe na wyjście, więc wystarczyło wsadzić młodego do wózka i tak więc zrobiłem.
- Gdzie idziecie? - drgnąłem słysząc pytanie z ust Vane.
Odwróciłem się powoli w jej stronę i spojrzałem na zmęczoną twarz. Pewnie znowu nie spała całą noc...
- Na spacer... - odpowiedziałem i włożyłem na siebie płaszcz, upewniając się jeszcze, czy aby na pewno wszystko mam.
- Może pójdę z wami? - zaproponowała, uśmiechając się przy tym niemrawo.
Czułem w jej głosie ból, za który nie wiem, ale się obwiniałem.
- Nie zmuszaj się... - mruknąłem chłodno, chyba aż za chłodno. - Zostań w domu...
Nie czekając nawet na jej reakcję wybyłem z domu, wraz z wózkiem. Miałem mętlik w głowie. Nie potrafiłem określić co teraz z nami będzie... Czy tak naprawdę między nami coś było?
Mam tyle pytań, ale pewnie nie uzyskam na żadne odpowiedzi. Jestem żałosny. Sam do siebie czuję żal...
Nie chciałem ciągle o tym myśleć, ale co na to poradzę, że te myśli wciąż napływają mi do głowy. W końcu skierowałem się w stronę lasu, a tak dokładniej to niewielkiego jeziorka, z pomostem, tak starym, że aż strach na niego wejść, ale mimo wszystko to miejsce miało swój urok...

~~*~~

Kiedy w końcu byłem już na miejscu, odetchnąłem cicho, podziwiając ten zwykły, a jednocześnie cudowny widok. Chciałbym tu zabrać Vane, ale jak na razie nie ma ku temu okazji i równie dobrze może już nie być.
Zbliżyłem się trochę do brzegu i wyjąłem z wózka, gruby, brązowy koc, który rozścieliłem na ziemi. Wyjąłem syna z tego poruszającego się, małego więzienia i usiadłem z nim na kocu. Yuri siedział cały czas na moich kolanach, gdyż jeszcze sam nie potrafił siedzieć, ale to był tylko szczegół.
- No i co teraz mam zrobić...? - zapytałem sam siebie, wpatrując się w taflę jeziora, jeziora tak czystego, że było widać nawet stąd, dno.
Chyba zaraz ja zaliczę dno...
Poczułem, że znowu moje życie powoli się załamuje, ale... przyzwyczaiłem się do tego... Zawsze byłem sam, a kiedy wreszcie to się zmieniło, to musiało się wszystko zjebać. Czy teraz też tak będzie, czy może jest jakaś szansa?
Nawet nie zauważyłem, że chłopiec zasnął, a ja od dłuższego czasu, wpatruję się w jeden punkt. Jeden martwy punkt... Wyjąłem nagle z kieszeni niewielkie, białe pudełeczko i przegryzłem wargę, tak mocno, że poczułem w ustach dobrze mi znany smak krwi. Zacisnąłem przedmiot w pięści i już miałem wykonać zamach, jednak moje ręka zatrzymała się w powietrzu, lekko drżąc.
- No i co teraz? - zaśmiałem się sztucznie, nie ogarniając już niczego.
Koniec, końców schowałem pudełeczko do kieszeni. Jeszcze nie czas, żeby wylądowało na dnie...

~~*~~
Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem, to odłożyłem śpiącego Yuriego do łóżeczka, a następnie zająłem miejsce na pustej kanapie. Nawet Rocket'a gdzieś wcięło...
Westchnąłem cicho i zamknąłem powieki, gdyż zrobiły się strasznie ciężkie. Nie kontrolowałem już ciała, które tak samo jak mój mózg wchodziło w stan snu. Przynajmniej podczas odpoczynku, nie będę musiał się tym wszystkim zadręczać...

< Vane? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic