wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Vane "Egzekucja" CD. Gilbert

Perspektywa Vane

Przyglądałam się jak Rocket spuszcza pyszczek w dół. Czułam jak serce w momencie mi się zatrzymuje, a oddech przestaje być regularny. Moje oczy mimowolnie wypełniły się łzami.
- Łżesz - warknęłam widocznie załamanym głosem, podnosząc się w momencie z kanapy.
- Też bym tak chciał... - powiedział praktycznie niesłyszalnie, nieco spuszczając uszy.
Wciąż czułam spojrzenia całego towarzystwa na sobie. Nie wiedziałam co zrobić, znowu. Kolejna osoba odejdzie z mojej winy, nie mogę do tego dopuścić. Za pomocą jednej z mocy przeniosłam się do specjalnie zabezpieczonego pokoju, w którym znajdowała się broń. Te najmniejsze i najmocniejsze od razu wpakowałam do niewielkiej, lecz funkcjonalnej skrytki stroju. Praktycznie gotowa stanęłam przy drzwiach wyjściowych, gdzie już czekał złotooki mężczyzna.
- Rocket, zajmij się Yurim - mruknęłam tylko, po czym wybyłam z domu.
Nawet na moment mój wzrok nie powędrował w stronę towarzyszącej mi osoby. Bez słów zasiadłam na miejscu drugiego pasażera, wciąż jedynie wpatrzona we własne dłonie. "Wyrzuty sumienia, nie opuszczą cię do końca życia..." - szepnęłam do siebie w myślach, zaczynając się bawić jedną z bransoletek, którą posiadałam na swoim nadgarstku. Prezent, od Kiby.
- Będzie tam dużo ludzi, od groma straży... - dotarł do mnie spokojny głos siedzącego obok Gilberta.
- Wymyślę coś, na pewno... - wypowiedziałam te słowa, lecz mimo wszystko nie miałam nawet grama nadziei.
Jeżeli będzie tak jak uprzedzają, będę zmuszona jedynie patrzeć.
***
Tłum ludzi, wielki gmach. Wiedziałam, że to właśnie tutaj. Zaczęłam się przeciskać przez tłum, nawet nie zbaczając na wszystkich widocznie poddenerwowanych mą postawą ludzi. Spóźniłam się. Jeden z wrogich facetów czekał najprawdopodobniej na ostatnie słowa dobrze znanego mi, białowłosego przywódcy. Wpatrywałam się w niego bez słowa. "Jeżeli on zginie, klan Traveling Stars upadnie..." - czułam jak mimowolnie moje oczy są bliskie uronieniu kilku łez. To wszystko miało się skończyć właśnie w tym momencie? Strzał, brak jakiegokolwiek krzyku, śmierć. Krew. Jego ciało mimowolnie upadło na ziemię, a dotychczas śnieżnobiałą czuprynę przepełniła bordowa ciecz. Nie oderwałam wzroku nawet na sekundę, chciałam zostać, przez te ostatnie sekundy jego życia. Moją zaciśniętą pięść jednie przybliżyłam do swojego serca. "Mimo wszystko, zawsze byłeś moim przyjacielem..." - powiedziałam w myślach, po czym z powrotem uniosłam wzrok. Przyszła kolej na Kibę. Moje ręce, jak i nogi zaczęły się trząść. Mężczyzna, który przybył ze mną jedynie delikatnie owinął mnie swoim ramieniem. Z tego co dostrzegłam, aktualnie otaczały mnie osoby należące do różnych klanów. Odmieńcy. 
- Ostatnie słowa, "Huono"?
Czułam jak serce zaczyna mi szybciej bić, gdy po raz ostatni mogliśmy nawiązać kontakt wzrokowy. 
- Kiba... - moje usta ledwo poruszyły się, gdy spróbowałam wypowiedzieć jego imię.
Zdradziłam go. Zdradziłam go i nasze nienarodzone dziecko. Lecz mimo to nadal potrafiłam spojrzeć mu prosto w oczy. Czułam się okropnie. On zginie przez mój, cholerny błąd. Nigdy go nie przeproszę, jest już za późno. Dostrzegłam jak jego wzrok przemierza to mnie, to stojącego za mną mężczyznę. Z jego ust wydobyło się coś na wzór śmiechu, lecz przytłumiło go wyraźne westchnięcie.
- To nie może się tak skończyć... - wyszeptałam, a moje oczy zostały przepełnione przez łzy.
Chciałam trwać w tej chwili. Chciałam podejść i przeprosić. Chciałam wypłakać się w jego koszulkę. Przytulić i poczuć. Jestem zwykłym, cichym mordercą. Przymknęłam oczy, zaciskając mocniej pięści. Miałam dużą ochotę oberwać kulką w głowę za niego. Kocham Cię, Vane. To ostatnie co usłyszałam, zanim moje uszy nie zostały porażone przez wystrzał naboju. Niemalże w tym samym momencie upadłam na kolana, prosto na chropowaty beton. W momencie zalałam się kolejnymi mililitrami łez, Zakryłam oczy obiema dłońmi, starając się stłumić w sobie wszelakie krzyki. Cała słona woda spływała po moich nadgarstkach, przy tym robiąc różnorakie pętle i zawijasy. Ja Ciebie też Kibo, na zawsze... 
Coś mogło się dalej dziać, wolną rękę pozostawiam....
***
Stałam przy oknie, wpatrując się w krople deszczu spływające po szubie. Zdawały się żyć własnym życiem, łączyć w większe strumienie, po czym rozdzielać się przy najbliższej przeszkodzie. Było ciemno, huh, może dlatego że jest noc. Jak można się było spodziewać - bezsenność wróciła. W sumie, wolałam kolejne noce spędzić bez zmrużenia oka, niż wpatrując się w koszmary. Nie miłe doświadczenie.
Moim rozmyśleniom towarzyszyła dosyć stara piosenka, znanej na całej świecie piosenkarki. Beyonce - Halo. Wolę utwory stworzone na początku 21 wieku. Ciekawy okres muzyczny... Oparłam się łokciami o parapet, przy tym podtrzymując głowę. Nie chcę pamiętać, ale też nie chcę zapomnieć. 

<Coś tam, coś tam... Gil?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic