wtorek, 19 września 2017

Od Vane CD Resney

Wyczekiwałam odpowiedzi. Mimo wszystko, przez dłuższy czas towarzyszyła mi cisza. Irytowało mnie to. W momencie zmrużyłam oczy i zrobiłam kilka kroków w stronę dziewczyny, która wzrok miała wlepiony w podłogę. Coś tu zdecydowanie nie grało...
- Wyrażam się niejasno? - zapytałam, chwytając ją za oba ramiona, na co jakby oparzona błyskawicznie się ożywiła i uniosła na mnie wzrok.
- Lepiej usiądź... - wyszeptała, odsuwając się o krok do tyłu.
Niepokój. Chyba tak można nazwać to, co aktualnie czułam. Nie miałam pojęcia czego mogę się w tej chwili spodziewać. Informacji. Tak, to było oczywiste, Ale jakiej?
- Słuchaj... Po tym wszystkim, twój organizm był w naprawdę złym stanie... - zaczęła z widocznym trudem, który dosłownie miała wymalowany na twarzy. - Przez co samoistnie zapadł w jakiś rodzaj śpiączki... Na prawie rok... - dostrzegłam, jak nerwowo obwiązuje sobie wokół palca kosmyk włosów. To chyba stres. - Podczas tego dużo się zmieniło... Egzekucji poddano Chu i Kib- - w tym momencie jakby ugryzła się w język i jak wryta wpatrywała się w podłogę.
- Dokończ - warknęłam stanowczo, chyba zupełnie sama siebie nie poznając.
Czy taka byłam? Chyba tak. Skoro coś takiego nasunęło mi się na język... Rok, to dosyć długi okres czasu. Rozumiem, że śpiączka, śpiączką, ale naprawdę nic nie dało się ze mną zrobić?
- W sensie... - zacisnęła kurczowo swą dłoń, na skrawku bluzy.
- Nie wciskaj mi kitu - wbiłam swoje paznokcie w ramię, które od dłuższego czasu przytrzymywałam ręką. - Chcę wiedzieć, co się działo - przysiadłam z powrotem na kanapę, przy okazji podnosząc z niej ciemny kapelusz.
Do kogo on należy? Czułam, jak w głowie mi coś świta, lecz za nic nie potrafiłam przypomnieć sobie imienia osoby, której głowę przyozdabiał. "Cholera..." -  warknęłam w myślach, po czym z powrotem uniosłam wzrok na wciąż stojącą dziewczynę. Nerwowo przygryzała wargę. To chyba nie koniec...
- Egzekucji poddano łącznie cztery osoby... Chu, Shadow, Kiba i Peter... - powiedziała w końcu, spojrzenie mając zwrócone w zupełnie inną stronę.
Dziwne uczucie. Oczy zaczęły mnie dziwnie piec, a w sercu poczułam coś na wzór bólu. Podsunęłam kolana tuż pod brodę. "Dlaczego jestem taka beznadziejna i dałam się postrzelić?" - wyszeptałam sama do siebie, bez mrugania przyglądając się podłodze. Zarówno nos jaki i usta schowałam za złączonymi rękoma, tym samym oczy, pozostawiając wlepione w ziemię. Dokładnie widziałam, jak podłoga zostaje pokryta kilkoma, malutkimi kropelkami.
- Daj mi telefon... - szepnęłam, wycierając jedną z dłoni mokre od płaczu policzki. Czekałam na reakcję kilka sekund. Lecz nie pojawiła się ona, nawet nie byłam pewna, czy wiadomość dotarła do Resney. Podniosłam się na równe nogi, spoglądając na nieruchomą postać piorunującym wzrokiem. - Gdzie jest mój telefon?! - dodałam zdecydowanie głośniej niż poprzednio.
W momencie wyciągnęła go ze swojej tylnej kieszeni spodni. Odblokowałam w połowie rozładowanego grata, po czym... Spojrzałam na tapetę z kolorowymi lamami, które... Były ujeżdżane przez pandy?
- Co to za chore... - nie dokończyłam, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w przedmiot. - Z resztą... Zadzwoń po Rocket'a, a ja idę ogarnąć się do łazienki... - mruknęłam, wciskając dotychczas trzymany w ręce przedmiot, na głowę.
***
Siedząc spokojnie przy swym białym biureczku, z nogami równo ułożonymi na podłodze, przeglądałam wszystkie dostępne w mojej skromnej kolekcji, komplety soczewek. Począwszy od kolorów błękitu, przechodząc przez biel, aż kończąc na czerni. Dosłownie cała paletka kolorów. W końcu, musiałam czasami zakryć swój naturalny kolor oczu, gdy szłam np. na jakieś ważne... Mordy. No właśnie. A jeśli już o nich mówimy, tych dopuściłam się w minionym czasie, co najmniej kilku. Pokolenie ścigających znacznie wzrosło w siłę, co było niemal równoznaczne z tym, że stali się dla naszej społeczności głównym celem. Sama nie wiem. Skądś po prostu czułam czystą nienawiść do tych mutantów. Nawet widok tych kreatur w internecie potrafił mnie przysporzyć o wenę do zabijania...
Ostatecznie wybrałam różowo-niebieskie soczewki. Co prawda, nie należały one pod żadnym względem do odcieni tęczówek, które występują u normalnych ludzi, ale... Nic nie poradzę. Po prostu je lubię. link
Nie wiem co mnie skusiło, lecz po chwili dosłownie wyjebałam się na zimną podłogę. Mając w dupie otaczający mnie wszechświat, jedyne co w teraz mnie interesowało, to zabawianie się kapeluszem, z którym od dłuższego czasu dosłownie się nie rozstawałam. Po prostu podobał mi się on... Nie wiem dlaczego, ale czułam do niego jakiś dziwny sentyment.
- Vane, Resney przyszła - nagle z radyjka, które leżało na biurku, rozbrzmiał dobrze znany mi głos.
- Lubię podłogę... - prychnęłam zupełnie nie na temat, uśmiechając się delikatnie.
- A ja nie umiem robić rozgrzewającej herbatki. Jak będziesz chora, to najwyżej zdechniesz... - burknął w odpowiedzi, zakańczając połączenie. 
Dosłownie pokazałam środkowy palec ścianie. A idźcie wszyscy w...

<Resney?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic