poniedziałek, 18 września 2017

Od Yuriego CD Viktor

Ten dzień był taki jak wszystkie inne. Wszystko było pięknie póki nie zauważyłem, że rodzice długo nie wracają. Od razu wyczułem, że coś jest nie tak, a zaniepokojenie Rocket'a jeszcze bardziej utwierdzało mnie w moich przekonaniach. A słowa wypowiedziane tamtego dnia, wyryły w moim sercu, palącą bliznę.
"On już nie wróci..."
- Jak to?! Rocket! Co się stało?! - pisnąłem przerażony jego słowami, a szop tylko zacisnął palce na swoim telefonie, tak że prawie go zgniótł. - Kłamiesz...
Czułem się, jakby ktoś mnie co najmniej skopał ze sto razy. Ból był nie do zniesienia, rozsadzał mnie od środka, a oczy piekły od łez. Zacisnąłem rączki na moim ulubionym pluszaku, otrzymanym od taty.
- Gdzie mama...? - wyszeptałem łamiącym się głosem. - Gdzie ona jest?!
- Yuri... - wyciągnął w moją stronę łapę, ale odtrąciłem ją gwałtownie.
- Ja chcę do taty! - krzyknąłem zrozpaczony i nie wiedząc co mam ze sobą począć, po prostu ominąłem Rocket'a i wybiegłem z domu.
Mój szloch mieszał się z cichym krzykiem, który co chwila opuszczał moje usta. Nie wiedziałem gdzie biegnę. Łzy przysłaniały cały widok, a ja powoli traciłem czucie w kończynach.
"Yuri!"
Usłyszałem w głowie jego głos i momentalnie potknąłem się, popadając w jeszcze większy szloch. Liczyłem na to, że rodzice wyjdą po chwili zza drzew. Tata pomoże mi wstać i wrócimy wspólnie do domu.
Razem.
Nic takiego jednak się nie stało... Podniosłem się obolały i doczołgałem się do drzewa, żeby oprzeć się o jego pień. Było mi zimno, a moje stopy były poranione od tego biegu, a brak butów wcale nie poprawiał mojej sytuacji.
"Yuri, może pójdziemy na spacer?"
Przed oczami stanęły mi wspomnienia, przez co przytuliłem do siebie pluszaka.
- Gdzie jesteście...? - załkałem cicho. - No gdzie...? Wracajcie... Nie zostawiajcie mnie samego... Ja czekam...!
Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, kiedy usłyszałem czyjeś kroki. Ciche... Ktoś się skradał...
- Tata? - podniosłem się niepewnie i rozejrzałem się dookoła. - Mama?
Gdy tylko odwróciłem głowę, poczułem ogromny ból, a zarazem przed oczami pojawiła się ciemność.
Jednak ten ból nie był aż tak silny, jak ten po utracie bliskiej ci osoby...

~~*~~


Widziałem, jak patrzy na mnie tym swoim obrzydliwym wzrokiem i czeka tylko aż podniosę się z ziemi. Jednak nie zrobiłem tego. Leżałem skulony na podłodze, dławiąc się własnymi łzami, każda część mojego ciała piekła niemiłosiernie, a dźwięk paska, uderzającego o skórę rozbrzmiewał w mojej głowie.
- Wstawaj! - krzyknął jeszcze bardziej rozgniewany, a ja tylko drgnąłem, przerażony tym, do czego może być zdolny ten mężczyzna, którego muszę nazywać ojcem.

Rozległ się świst w powietrzu, a pasek przeciął skórę na mojej ręce, przez co zacząłem nieznacznie krwawić.

- Wstawaj! - kolejny cios był w żebra, zadany ciężkim butem oprawcy.
Powoli traciłem przytomność, ale on nie przestawał zadawać mi bólu, sprawiało mu to chorą przyjemność... Krzyk, ból, zapach krwi... Wtedy to było dla mnie na porządku dziennym... To wszystko było zakończeniem dawnego mnie.


~~*~~

Zerwałem się z krzykiem z łóżka, łapiąc się od razu za szyję. Ledwo łapałem oddech, jakbym się dusił, albo jakbym co najmniej był duszony... Znowu te koszmary... Nigdy nie dadzą mi spokoju... Nigdy nie zapomnę tego co było... To niemożliwe...
Uniosłem zmęczony wzrok na niewielki zegarek, stojący na szafce nocnej. Wskazywał godzinę drugą w nocy. Dobrze wiedziałem, że już mi się nie uda zasnąć, więc odrzuciłem kołdrę na bok i w samych bokserkach, wyszedłem z mojego małego pokoiku. W ręku trzymałem kurczowo, trochę już starego pluszaka, którego nie miałem w żadnym wypadku ochoty się pozbywać. Wiem... Trochę to dziwne, ale taki już jestem...
Po chwili usiadłem sobie na kanapie i włączyłem telewizor. Zawsze to robiłem. Kiedy przeszłość mnie prześladowała i nie dawała mi spać, przychodziłem do salonu i włączałem telewizor na pierwszym lepszym programie. Jedynie o tej porze mogłem obejrzeć banalne reklamy jakiś produktów albo słabe porno, którego nawet nie śmiałem włączać. Jestem ciekaw ile tak jeszcze wytrzymam... Może rok... Dwa... W końcu kiedyś padnę z wycieczenia.
Wpatrywałem się tępo przed siebie próbując jakoś uspokoić wciąż buzujące w mojej głowie myśli, które ani śmiały mnie opuścić nawet na chwilę.
- Viktor... - wyszeptałem nagle, a moje oczy zaszły łzami. - Cholera...
Otarłem szybko powieki i odetchnąłem ciężko, zastanawiając się czy Viktor, chociaż pamięta, że istnieje... Czy mnie w ogóle ktoś pamięta...?

~~*~~

Kiedy tylko dotrwałem do ranka, zerwałem się z kanapy i poszedłem się ogarnąć do łazienki. Nie lubiłem lenistwa i jakoś nie uśmiechało mi się siedzieć cały czas w domu... Jak zwykle wziąłem szybki prysznic i ubrałem na siebie zwykłe dżinsowe spodnie, koszulkę i grubą bluzę, która sprawiała wrażenie, że jestem znacznie grubszy niż powinienem. Założyłem soczewki i zaczesałem włosy do tyłu. Zjadłem do tego mizerne śniadanie i spakowałem się na wyjście, na lodowisko. No i tak gotowy już do wyjścia, założyłem jeszcze buty i wybyłem z mojego niewielkiego mieszkanka. Zarzuciłem jeszcze kaptur na głowę, żeby przypadkiem nie zwrócić na siebie czyjeś uwagi i ruszyłem przed siebie spokojnym krokiem. Nie ukrywam, że samo przebywanie na ulicy, przyprawiało mnie o mdłości... Szczególnie kiedy widziałem spacerującą sobie, szczęśliwą rodzinkę... Na taki widok powracały nie chciane wspomnienia. Spokojnie Yuri... Już niedaleko...
W końcu po kilkunastu minutach pieszej wędrówki, przez te skupiska pasożytów, zwanych ludźmi, dotarłem do swojego celu. To tutaj kiedyś przyszedłem z Viktorem i szczerze... to były jedne z tych najlepszych wspomnień z mojego życia...
Przeszedłem przez rozsuwane drzwi i bez zbędnych formalności podszedłem do lady, za którą stał młody mężczyzna i kupiłem bilet na dwie godziny. Kiedy tylko dość wysoki blondyn wydał mi resztę, zgarnąłem swoje rzeczy i ruszyłem prędko do szatni. Tam w oka mgnieniu przebrałem się i momentalnie poczułem małą iskierkę radości i chęci do życia.
- Co? - w jednej chwili zastygłem w miejscu, widząc, że tak dużo ludu zebrało się na tym lodowisku. - Super... - burknąłem i już z mniejszym entuzjazmem założyłem łyżwy i wszedłem na lód.
Spokojnie sunąłem sobie przed siebie, już bez kaptura na głowie, próbując na nikogo nie wpaść. Jednak stało się inaczej. Za długo zapatrzyłem się w ten wspaniały lód i nagle wpadłem na kogoś. Jęknąłem cicho i prawie wywróciłem się do tyłu, jednak w porę złapałem równowagę. Przegryzłem wargę i niepewnie uniosłem wzrok na stojącą przede mną postać.
- Y-Yuri? - stojący przede mną mężczyzna wydukał moje imię, a ja spanikowany, cofnąłem się trochę.
Ten głos... Te piękne oczy... Mimo tylu lat, prawie wcale się nie zmienił. Moje serce przyspieszyło, a umysł wypełnił się wieloma wspomnieniami...
- Ja... - uchyliłem delikatnie usta, ale ostatecznie stchórzyłem i uciekłem szybko w stronę barierki.
W rekordowym czasie znalazłem się w szatni i nadal zszokowany tym spotkaniem zacząłem się przebierać. Może by udało mi się stąd wymknąć, gdyby Viktor nie przygwoździł mnie do szafki. Spojrzałem w jego niesamowicie błękitne oczy i przełknąłem ślinę, obawiając się tego co może zaraz nadejść...

< Viktor? >.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic