Przejęłam karteczkę, jednocześnie ukradkiem pokazując środkowy palec zebranym, którzy zaczęli coś szeptać. Jedynie przeleciałam wzrokiem po ogólnych danych, skupiając swoją uwagę na zadaniu. Zdetonowanie bomby? Serio? Mam w tym szukać podtekstów?
Uniosłam brwii.
Zebranie przebiegło szybko, a wybiegłam z niego jako jedna z pierwszych. Data tej misji... Cholera, wtedy mam pracę... nie miał kiedy powiedzieć mi o niej, tylko godzinę przed?
Zmieniłam formę na ludzką i ruszyłam szybkim marszem ulicami. Powitało mnie jak zwykle paru zboczeńców pod drzwiami, neon w reakcji chemicznej czy tam fizycznej, nigdy ich nie odróżniałam... Potem ostry zapach alkoholu i perfum.
– Spóźniona pięć minut. – warknęła Fiye, gdy tylko zgarnęłam swoje ciuchy. Wywróciłam oczami, w myślach wyzywając ją pięknymi wiązankami. Gdyby nie ten cholerny dług... Minęła właśnie godzina, kiedy mieliśmy spotkać się na misję. Trudno. Najwyżej oberwę czy coś.
– Lily, jesteś mi winna przysługę. – szepnęła Esor, schodząc ze sceny. Kiwnęłam w jej stronę głową, poprawiając jednocześnie spódniczkę. Ciężko wypuściłam powietrze. Nienawidzę tych starych...
W ostatniej chwili, gdy już miałam wejść, dziewczyna o limonkowych oczach zapięła mi obrożę na szyi. A, prawie o niej zapomniałam... Znowu. Pełnym gracji krokiem podeszłam do srebrnej rury.
Minuty mijały... Bardzo powoli. Zbyt powoli. Próbowałam ignorować niezbyt przyjazne otoczenie, jednak... Co parę minut miałam odruch wymiotny.
W tłumie migały różne sylwetki, a jedna... Bardziej zwracała uwagę. Bo kto siedzi w kapeluszu, kiedy jest się pod sufitem, dodatkowo w pomieszczeniu, gdzie jest strasznie gorąco?
Po chwili znikła, by pojawić się parę minut później w tym samym miejscu.
< Kevin? Wybacz, ale niemiecki... Nom...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz