To miejsce, wraz ze swoim okropnym wyglądem przynosi kilka jakże przemiłych wspomnień. Nawet nie raczyli posprzątać, od czasu gdy tu byłem. Wciąż nie rozumiem, kto w ogóle stworzył takie miejsce? Musiała być to osoba niespełna choćby najmniejszej części mózgu, bezkompromisowa i co najważniejsze - odrażająca pod względem wyglądu. Nie wyobrażam sobie, żeby dyrektorkiem tego cyrku była jakaś seksowna kobieta, czy przystojny facet.
- Tutaj przebywa owa Lily - jeden z przełożonych skinął głową w stronę całkiem sporej klatki, w której mogłem dostrzec niewielką postać. To musi być ona.
- Myślę, że nie będziesz już tutaj mi do niczego potrzebny - stwierdziłem, szczerząc się pod swą wilczą formą.
- A-Ale... - zaciął się, niczym porysowana płyta w odtwarzaczu.
- Próbujesz podważyć mój rozkaz? - wypaliłem w momencie, błyskawicznie zmieniając swą postać. Przybliżyłem swoją twarz do jego kociego pyska. Mój chłodny wzrok przejrzał do od góry do dołu... Wyczułem w nim wyraźny lęk, przyśpieszony oddech pojawił się chwilę później. Chyba miał świadomość, że nie warto pyskować, o ile chce wciąż posiadać dobrze płatną pracę. Za zwykły zasiłek nie dasz rady przeżyć nawet miesiąca w tym chorym kraju. Skądś to znam.
- Klucz do windy - przekazał mi niedużą karteczkę, żeby w następnej kolejności zniknąć na zakrętem korytarza. Uśmiechnąłem się.
Zrobiłem kilka, powolnych kroków w kierunku drzwiczek od klatki. Nie wiedziałem do końca co mogę zobaczyć za jej granicą, co z drugiej strony nieco mnie przerażało. Przechyliłem drzwiczki, po czym wszedłem do środka uprzednio je za sobą zamykając. W kącie dostrzegłem postać. Z jednej strony tak dobrze ją znałem, lecz... Jej charakter może całkowicie się zmienić. Sam dobrze pamiętam swój "depresyjny" okres, przez który jakimś cudem udało mi się przebrnąć.
- Jeszcze tylko kilka godzin... - skierowałem w końcu pierwsze słowa w stronę Corrinne, która najwidoczniej chciała skulić się w nieduży kłębek. Moja dłoń zanurzyła się w jej włosach na głowie, które delikatnie przeczesałem palcami. Ukradkiem odsłoniłem dotychczas zakrytą część jej twarzy. Brak lewego oka... Huh, skądś to znam.
- Czasami na ten okropny świat, lepiej spoglądać tylko jednym okiem - stwierdziłem, nieco unosząc jej podbródek do góry. - Nie bój się, jeszcze dzisiejszego dnia ten koszmar się skończy - dodałem, składając krótki pocałunek na jej czole. Zaraz po tym niewielkim geście, powróciłem do stojącej pozy. Jeszcze raz przeskanowałem ją swym wzrokiem, po czym odwróciłem się na pięcie i jakby nigdy nic odszedłem w stronę windy. Trzeba w końcu wcielić plan w życie.
- A-Ale... - zaciął się, niczym porysowana płyta w odtwarzaczu.
- Próbujesz podważyć mój rozkaz? - wypaliłem w momencie, błyskawicznie zmieniając swą postać. Przybliżyłem swoją twarz do jego kociego pyska. Mój chłodny wzrok przejrzał do od góry do dołu... Wyczułem w nim wyraźny lęk, przyśpieszony oddech pojawił się chwilę później. Chyba miał świadomość, że nie warto pyskować, o ile chce wciąż posiadać dobrze płatną pracę. Za zwykły zasiłek nie dasz rady przeżyć nawet miesiąca w tym chorym kraju. Skądś to znam.
- Klucz do windy - przekazał mi niedużą karteczkę, żeby w następnej kolejności zniknąć na zakrętem korytarza. Uśmiechnąłem się.
Zrobiłem kilka, powolnych kroków w kierunku drzwiczek od klatki. Nie wiedziałem do końca co mogę zobaczyć za jej granicą, co z drugiej strony nieco mnie przerażało. Przechyliłem drzwiczki, po czym wszedłem do środka uprzednio je za sobą zamykając. W kącie dostrzegłem postać. Z jednej strony tak dobrze ją znałem, lecz... Jej charakter może całkowicie się zmienić. Sam dobrze pamiętam swój "depresyjny" okres, przez który jakimś cudem udało mi się przebrnąć.
- Jeszcze tylko kilka godzin... - skierowałem w końcu pierwsze słowa w stronę Corrinne, która najwidoczniej chciała skulić się w nieduży kłębek. Moja dłoń zanurzyła się w jej włosach na głowie, które delikatnie przeczesałem palcami. Ukradkiem odsłoniłem dotychczas zakrytą część jej twarzy. Brak lewego oka... Huh, skądś to znam.
- Czasami na ten okropny świat, lepiej spoglądać tylko jednym okiem - stwierdziłem, nieco unosząc jej podbródek do góry. - Nie bój się, jeszcze dzisiejszego dnia ten koszmar się skończy - dodałem, składając krótki pocałunek na jej czole. Zaraz po tym niewielkim geście, powróciłem do stojącej pozy. Jeszcze raz przeskanowałem ją swym wzrokiem, po czym odwróciłem się na pięcie i jakby nigdy nic odszedłem w stronę windy. Trzeba w końcu wcielić plan w życie.
***
Przyglądałem się postaci, która stała za progiem moich drzwi. Przedstawicielka jednego z trzech klanów, Vane. Jak dobrze, że chociaż ta jeszcze mi ufa. Dzięki jej obecności posiadam nowe pionki do gry i kilka unikatowych kart. Nie była na tyle tępa, żeby dać się sobą wysługiwać, lecz - de facto - jak na moje, cały czas to robiła. Z pogłosek, które do mnie doszły jasno wychodzi, że stała się zupełnie innym człowiekiem, jakim była przed ową tragedią. No cóż, życie.
- Właśnie sobie coś przypomniałam! - wypaliła na samym wstępie, widocznie podekscytowana z jakiegoś powodu. Wlepiłem w nią swoje pytające spojrzenie, szerzej otwierając drzwi. - Miałam pewien sen!
- Doprawdy? Zapewne dotyczył on twojej drogiej bratanicy - wzruszyłem ramionami, na co ta widocznie zaskoczona zwróciła swe pełne niepokoju spojrzenie w moją stronę. - To tylko teoria - dodałem.
- Skąd wiedziałeś?! - odsunęła się ode mnie o krok wstecz.
- Zgadywałem - zaśmiałem się cicho, przy tym przymykając oczy.
- Widziałam samą siebie, wyrzucającą ją i jej brata ze swojego domu... - szepnęła, wpatrując się w niewidzialny punkt. - I on też tam był... - dokończyła, na nowo się zamyślając. W sekundzie przestałem chichotać.
- "On"? - skrzyżowałem ręce, ukradkiem poprawiając spoczywającą na mym ramieniu laleczkę. - Kogo masz na myśli?
Jakbym nie wiedział... - prychnąłem sam do siebie w myślach, w rzeczywistości znając odpowiedź na dosłownie każde nurtujące ją pytanie. Taka moja wola - często wiem za dużo.
- Nie wiem, ale... Ten ktoś nawiedza mnie w snach... - wyszeptała, praktycznie niesłyszalnie. - Gdy w końcu udaje mi się zasnąć, widzę go.
Gdybym jej powiedział, znalazłoby się parę osób gotowych mnie zabić. Ech... Chyba jestem zmuszony jak zwykle siedzieć cicho! - podkreśliłem.
- Nie ważne, zbierajmy się już. Czas nas goni.
***
Szczerze mówiąc, wszystko poszło naprawdę bardzo szybko. Współpraca z tą białowłosą jest naprawdę korzysta, gdyż potrafi szybko "położyć" potencjalnych wrogów. I co najważniejsze, robiła to praktycznie niesłyszalnie.Właśnie dzięki takiemu podejściu już w przeciągu połowy godziny znaleźliśmy się w windzie, która jak to ma w zwyczaju, przywitała nas miłą muzyczką. Takie to słodkie, że aż prawie mnie mdli. Z założonymi rękami wpatrywałem się w dziewczynę, która jakby nigdy nic stała przeglądając się w lustrze. Robiła wrażenie mającej wszystko gdzieś, co nie za bardzo mi się spodobało. Mimo to i tak miałem świadomość, że po prostu nie chce dać po sobie poznać strachu związanego ze spotkaniem bratanicy. W końcu jak wiadomo, doszło do swego rodzaju sprzeczki. Swoiste trudne sprawy.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - powiedziała w pewnym momencie, tak, jakby mi czytała w myślach. Kontynuowałem wpatrywanie się. - Że nie mam zielonego pojęcia, kiedy dokładnie to się wydarzyło... - westchnęła, opierając się o metalową ściankę.
- Więc jak to mam w zwyczaju mówić... Wykorzystaj wszystko i wszystkich, aby osiągnąć swój cel - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Twoje podejście do świata jest bardzo... Hyhm, egoistyczne...
Nie skomentowałem tych słów, gdyż naszą konwersację przerwał skrzyp otwierających się drzwi. Machnąłem ręką, żeby dać jej krótki sygnał. Kiwnęła w moją stronę zgodnie głową, po czym ruszyła z przygotowaną bronią.
Znowu to pomieszczenie, ta sama krew, a w cieniu... Niewielka postać. Poznałem ją, tak samo jak przy wcześniejszym spotkaniu. W krótkim czasie udało mi się do niej dojść.
- Pora to zakończyć... - mruknąłem sam do siebie, zdejmując z niej różne zabezpieczenia i inne pierdoły, zupełnie nie potrzebne na tą chwilę. Podniosłem ją do góry, niczym małe dziecko... Delikatnie otworzyła oczy. Dostrzegłem ten ruch...
- Spokojnie... Za chwilę znowu będziesz wolna - szepnąłem w jej stronę, sam wstając. - Gdzie jest Flurry...?
<Corr?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz