piątek, 13 października 2017

Od Kevina CD Corrinne

Przyglądałem się całemu kompleksowi zabezpieczeń, który został ukryty pod niedużą, blaszaną klapką... Przececież takie coś, to jednym uderzeniem można zniszczyć. Żenada. Za "moich" czasów nie istniały takie ulgi i łatwe sposoby ucieczki.
To miejsce, wraz ze swoim okropnym wyglądem przynosi kilka jakże przemiłych wspomnień. Nawet nie raczyli posprzątać, od czasu gdy tu byłem. Wciąż nie rozumiem, kto w ogóle stworzył takie miejsce? Musiała być to osoba niespełna choćby najmniejszej części mózgu, bezkompromisowa i co najważniejsze - odrażająca pod względem wyglądu. Nie wyobrażam sobie, żeby dyrektorkiem tego cyrku była jakaś seksowna kobieta, czy przystojny facet.
- Tutaj przebywa owa Lily - jeden z przełożonych skinął głową w stronę całkiem sporej klatki, w której mogłem dostrzec niewielką postać. To musi być ona.
- Myślę, że nie będziesz już tutaj mi do niczego potrzebny - stwierdziłem, szczerząc się pod swą wilczą formą.
- A-Ale... - zaciął się, niczym porysowana płyta w odtwarzaczu.
- Próbujesz podważyć mój rozkaz? - wypaliłem w momencie, błyskawicznie zmieniając swą postać. Przybliżyłem swoją twarz do jego kociego pyska. Mój chłodny wzrok przejrzał do od góry do dołu... Wyczułem w nim wyraźny lęk, przyśpieszony oddech pojawił się chwilę później. Chyba miał świadomość, że nie warto pyskować, o ile chce wciąż posiadać dobrze płatną pracę. Za zwykły zasiłek nie dasz rady przeżyć nawet miesiąca w tym chorym kraju. Skądś to znam.
- Klucz do windy - przekazał mi niedużą karteczkę, żeby w następnej kolejności zniknąć na zakrętem korytarza. Uśmiechnąłem się.
Zrobiłem kilka, powolnych kroków w kierunku drzwiczek od klatki. Nie wiedziałem do końca co mogę zobaczyć za jej granicą, co z drugiej strony nieco mnie przerażało. Przechyliłem drzwiczki, po czym wszedłem do środka uprzednio je za sobą zamykając. W kącie dostrzegłem postać. Z jednej strony tak dobrze ją znałem, lecz... Jej charakter może całkowicie się zmienić. Sam dobrze pamiętam swój "depresyjny" okres, przez który jakimś cudem udało mi się przebrnąć.
- Jeszcze tylko kilka godzin... - skierowałem w końcu pierwsze słowa w stronę Corrinne, która najwidoczniej chciała skulić się w nieduży kłębek. Moja dłoń zanurzyła się w jej włosach na głowie, które delikatnie przeczesałem palcami. Ukradkiem odsłoniłem dotychczas zakrytą część jej twarzy. Brak lewego oka... Huh, skądś to znam.
- Czasami na ten okropny świat, lepiej spoglądać tylko jednym okiem - stwierdziłem, nieco unosząc jej podbródek do góry. - Nie bój się, jeszcze dzisiejszego dnia ten koszmar się skończy - dodałem, składając krótki pocałunek na jej czole. Zaraz po tym niewielkim geście, powróciłem do stojącej pozy. Jeszcze raz przeskanowałem ją swym wzrokiem, po czym odwróciłem się na pięcie i jakby nigdy nic odszedłem w stronę windy. Trzeba w końcu wcielić plan w życie.
***
Przyglądałem się postaci, która stała za progiem moich drzwi. Przedstawicielka jednego z trzech klanów, Vane. Jak dobrze, że chociaż ta jeszcze mi ufa. Dzięki jej obecności posiadam nowe pionki do gry i kilka unikatowych kart. Nie była na tyle tępa, żeby dać się sobą wysługiwać, lecz - de facto - jak na moje, cały czas to robiła. Z pogłosek, które do mnie doszły jasno wychodzi, że stała się zupełnie innym człowiekiem, jakim była przed ową tragedią. No cóż, życie.
- Właśnie sobie coś przypomniałam! - wypaliła na samym wstępie, widocznie podekscytowana z jakiegoś powodu. Wlepiłem w nią swoje pytające spojrzenie, szerzej otwierając drzwi. - Miałam pewien sen! 
- Doprawdy? Zapewne dotyczył on twojej drogiej bratanicy - wzruszyłem ramionami, na co ta widocznie zaskoczona zwróciła swe pełne niepokoju spojrzenie w moją stronę. - To tylko teoria - dodałem.
- Skąd wiedziałeś?! - odsunęła się ode mnie o krok wstecz. 
- Zgadywałem - zaśmiałem się cicho, przy tym przymykając oczy. 
- Widziałam samą siebie, wyrzucającą ją i jej brata ze swojego domu... - szepnęła, wpatrując się w niewidzialny punkt. - I on też tam był... - dokończyła, na nowo się zamyślając. W sekundzie przestałem chichotać.
- "On"? - skrzyżowałem ręce, ukradkiem poprawiając spoczywającą na mym ramieniu laleczkę. - Kogo masz na myśli? 
Jakbym nie wiedział... - prychnąłem sam do siebie w myślach, w rzeczywistości znając odpowiedź na dosłownie każde nurtujące ją pytanie. Taka moja wola - często wiem za dużo.
- Nie wiem, ale... Ten ktoś nawiedza mnie w snach... - wyszeptała, praktycznie niesłyszalnie. - Gdy w końcu udaje mi się zasnąć, widzę go.
Gdybym jej powiedział, znalazłoby się parę osób gotowych mnie zabić. Ech... Chyba jestem zmuszony jak zwykle siedzieć cicho! - podkreśliłem.
- Nie ważne, zbierajmy się już. Czas nas goni.
***
Szczerze mówiąc, wszystko poszło naprawdę bardzo szybko. Współpraca z tą białowłosą jest naprawdę korzysta, gdyż potrafi szybko "położyć" potencjalnych wrogów. I co najważniejsze, robiła to praktycznie niesłyszalnie.Właśnie dzięki takiemu podejściu już w przeciągu połowy godziny znaleźliśmy się w windzie, która jak to ma w zwyczaju, przywitała nas miłą muzyczką. Takie to słodkie, że aż prawie mnie mdli. Z założonymi rękami wpatrywałem się w dziewczynę, która jakby nigdy nic stała przeglądając się w lustrze. Robiła wrażenie mającej wszystko gdzieś, co nie za bardzo mi się spodobało. Mimo to i tak miałem świadomość, że po prostu nie chce dać po sobie poznać strachu związanego ze spotkaniem bratanicy. W końcu jak wiadomo, doszło do swego rodzaju sprzeczki. Swoiste trudne sprawy.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - powiedziała w pewnym momencie, tak, jakby mi czytała w myślach. Kontynuowałem wpatrywanie się. - Że nie mam zielonego pojęcia, kiedy dokładnie to się wydarzyło... - westchnęła, opierając się o metalową ściankę. 
- Więc jak to mam w zwyczaju mówić... Wykorzystaj wszystko i wszystkich, aby osiągnąć swój cel - uśmiechnąłem się delikatnie. 
- Twoje podejście do świata jest bardzo... Hyhm, egoistyczne...
Nie skomentowałem tych słów, gdyż naszą konwersację przerwał skrzyp otwierających się drzwi. Machnąłem ręką, żeby dać jej krótki sygnał. Kiwnęła w moją stronę zgodnie głową, po czym ruszyła z przygotowaną bronią. 
Znowu to pomieszczenie, ta sama krew, a w cieniu... Niewielka postać. Poznałem ją, tak samo jak przy wcześniejszym spotkaniu. W krótkim czasie udało mi się do niej dojść.
- Pora to zakończyć... - mruknąłem sam do siebie, zdejmując z niej różne zabezpieczenia i inne pierdoły, zupełnie nie potrzebne na tą chwilę. Podniosłem ją do góry, niczym małe dziecko... Delikatnie otworzyła oczy. Dostrzegłem ten ruch...
- Spokojnie... Za chwilę znowu będziesz wolna - szepnąłem w jej stronę, sam wstając. - Gdzie jest Flurry...? 
<Corr?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic