sobota, 7 października 2017

Od Kevina CD Flurry

Cholerne magiczne ścierwo, które musi wtykać nos w nie swoje sprawy. Takich, to od razu trzeba na stracenie... Przysięgam, że kiedyś go znajdę i dobrze "wyrównam" wszystkie rachunki. W tym momencie nie miałem na to czasu, ani chęci do brudzenia sobie rąk drugi raz w ciągu tego samego dnia. Mordowanie nie było jakoś specjalnie lubianą przeze mnie czynnością, lecz zdarzały się momenty, gdy miałem kogoś dowieść na przesłuchanie, ale... Ach, nie potrafiłem zbyt długo wytrzymać, dobrze? Wsłuchując się w te wnerwiające gadki...
- A gdzie to się wybieracie? - wypaliłem w pewnym momencie, zagradzając drogę dwóm gołąbeczkom, które dotychczas szwędały się beztrosko po korytarzu.
Zarówno dziewczynę, jak i chłopaka widocznie zamurowało. Ten drugi pewnie mnie rozpoznał, natomiast Corr najprawdopodobniej już miała w głowie konsekwencje, które mogę wynieść po tej akcji.
- Mówiłam, że wrócę sama... - mruknęła, patrząc na mnie spode łba.
- Gdybyś znalazła sobie kogoś swojego pokroju, zastanowiłbym się nad tym - powiedziałem, przy tym skanując stojącego obok niej chłopaka zabójczym spojrzeniem. Nieco się skrzywił, natomiast w jego głowie zapewne odbywała się masa przetworzeń i obliczeń. Może w końcu zrozumie, kim jestem. Ciekawe, kto go nasłał...
- Bez dyskusji, Lily, idziemy - wypaliłem, chwytając zdecydowanie niższą dziewczynę za dłoń. Nieco zdezorientowana, mimo wszystko podążyła za mną. Z początku miałem małe problemy z dojściem z nią do samochodu i czekającej na nas Flurry, lecz w końcu po kilku minutach siedzieliśmy wszyscy, wsłuchując się w grobową ciszę, która aktualnie panowała pomiędzy nami. Czy można to nazwać ciszą przed burzą? Huh, chyba tak. Wiedziałem, że Corrinne zdaje sobie sprawę z faktu, że przy różowowłosej nie będziemy się żreć. Przynajmniej niech ona ma dobre dzieciństwo...
W końcu, po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się pod dobrze znanym naszej trójce domem. Widocznie obrażona dziewczyna, w momencie wyparowała z samochodu, gdy tylko stukot silnika ucichł. Z tego co udało mi się wywnioskować, wraz ze swoją torbą, ruszyła prosto na górne piętro domu. Ach ta zbuntowana młodzież... Flurry poleciała od razu za nią, przy tym trzaskając za sobą drzwiami. Westchnąłem cicho... Na co ten świat schodzi?
Już miałem podrywać się z dotychczas zajmowanego przez siebie miejsca, gdy nagle na cały samochód rozległ się ryk mojego telefonu służbowego. Uniosłem go do góry, przyglądając się tym samym ciągowi dobrze znanych liter.
- Tak słucham, Panie Leafstone? - rzekłem aż nazbyt miłym głosem.
- Obiecałeś nam nowe przedmioty badawcze, pamiętasz jeszcze? - wyczułem w jego głosie wyraźną nutkę... Jakby to określić... Huh, po prostu miałem pewność, że dosłownie się oblizuje na myśl o swoich nowych "chomikach doświadczalnych".
- Yep. Dobrze pamiętam - zacisnąłem w pięści chusteczkę, która od jakiegoś czasu stała się głównym przedmiotem moich zainteresowań. Czyżby mały stresik?
- Powoli zaczynam się niecierpliwić... Kiedy dojdzie do transakcji? - po prostu wiedziałem, że się uśmiecha. Wyobrażałem sobie jego krzywy ryj, który się szczerzy... Ach, nie ma to jak obrażanie swojego pracodawcy.
- Wszystko w swoim czasie, a na to jeszcze nie pora... - mruknąłem pod nosem, widocznie niechętny do dalszej rozmowy z nim.
Kłamałem, czy może robiłem to z sentymentu? Zawsze dbam jedynie o swoje dobro... Którym de facto jest nie zostanie zabitym przez nadprzyrodzonych, dla których po śmierci tej dwójki stałbym się głównym celem. Huh, a może po tym mojej starej znajomej odświeżyłaby się pamięć? W końcu z tego co mi wiadomo, Corrinne jest z nią spokrewniona... Ale z drugiej strony - zostawienie ich przy sobie daje mi wiele korzyści i pewność, że nie będę dla żadnej ze stron główną szychą... Cholera jasna.
- W tej chwili nie mogę rozmawiać, żegnam - dodałem jeszcze, odrzucając swój telefon na bok...
Wyszedłem w końcu z samochodu, po czym otworzyłem drzwi, żeby w następnej kolejności wejść do środka. Już całkowicie pogrążony w swych domysłach przysiadłem przy stole, uważnie skupiając swój wzrok w jednym punkcie, którym było ciasto.
- Każdy czuje sentyment do różnych ludzi, czy rzeczy - zagadnęła, aktualnie przebywająca na stole laleczka. Mój pełen zdziwienia wzrok, od razu powędrował w jej stronę.
- Jak Cię szanowałem, tak teraz... - westchnąłem, nie rejestrując już chyba niczego, co się w okół mnie działo. Odpowiedziała śmiechem.
Z tą dwójką jest mi naprawdę... Dobrze? Tak, chyba to słowo mam na myśli. Przynajmniej nie siedzę sam w domu jak palec i nie gapię się całymi dniami w szklany ekran, od czasu do czasu wsiadając w samochód i jadąc do bazy po nowe zleconko, ewentualnie ustalenie najważniejszych spraw. Coś się dzieje w moim życiu. Mam do kogo otworzyć usta. Im dłużej z nimi przebywam, tym bardziej myśli nie chcą wspominać o wykonaniu owego "zadania", jakim było ostateczne oddanie dziewczynek w ręce rządowych. Jako, iż dbam o siebie i swój stan psychiczny - wolałbym zachować je przy sobie, ni jeżeli sprzedanie na stracenie i pewną przemianę, ewentualnie śmierć.
Siedziałem tak z wlepionym wzrokiem w jeden punkt przez najbliższe kilkanaście minut. Zawiesiłem się? Nie. Po prostu tak jak każdy potrzebowałem chwili na poukładanie wszystkiego i zdecydowanie, co dalej? Tak jak myślałem - tą decyzję podjąłem już jakiś czas temu...
- Dobra, teraz pora coś zjeść! - uśmiechnąłem się delikatnie, patrząc na ciastka dotychczas jedynie ozdabiające stół.
***
W końcu musiałem to zrobić. Stojąc przy pokoju dziewczyn, po cichu nasłuchiwałem ich rozmów. Chciałem, żeby choćby kawałek ich dyskusji na temat dzisiejszego dnia wpłynął do moich uszu... Co ten zjeb jej nagadał, czego chciał się dowiedzieć...

<Flurry, Corrinne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic