sobota, 8 kwietnia 2017

Od Laury

Na cholerę mi to wszystko... Na cholerę mi to całe pieprzone życie... Jedyną przyjemnością jaka może mnie spotkać, to zamordowanie kogoś... Czy ja kiedykolwiek znajdę jakąś bratnią duszę, ba, rodzinę? To, że jestem najprawdopodobniej jedyną przedstawicielką mutantów, nie zmienia faktu, że są podobne osoby jak ja. Osoby, które są zbuntowane przeciwko temu całemu społeczeństwu. Osoby, które otrzymały dar od Boga i potrafią zamieniać się w zwierzęta oraz posiadają magiczne moce. Należę do nich. Odkryłam ten talent zaledwie kilka tygodni temu. Dowiedziałam się również, że istnieją cztery klany. Traveling Star, Desert Eagles, Guardians of the Galaxy oraz Sprint of the Shining Stars. Do tego drugiego postanowiłam dołączyć, ponieważ wyrażał on podobnie upodobanie do ludzi co ja. Zabójstwo ich było mile widziane, co mi się bardzo podobało...

***

Namiary na bazę tego klanu otrzymałam od anonimowego źródła. Postanowiłam sama przyjść i zgłosić swe zainteresowanie dołączeniem. Miałam jedynie nadzieję, że nie wyśmieją mnie ze względu na wiek...
- Czy tutaj znajduje się... Klan Desert Eagles? - oderwałam wzrok od kartki na której miałam zapisaną nazwę klanu.
- Czego chce tutaj dziecko? - zapytał, kurczowo trzymając broń przy piersi.
- Chce dołączyć do klanu - mruknęłam, rejestrując każde jego słowo w pamięci.
- Gdzie masz rodziców? Opiekunów, czy coś w tym stylu? - uchylił przede mną metalowe drzwi.
- Nie interesuj się - warknęłam, wchodząc do środka.
Poprawiłam ramiączko plecaka, który zawisał na mych plecach. Dostrzegając drzwi z napisem "Nimitsuu" od razu przyszło mi na myśl, iż w środku znajduje się głowa klanu. Zapukałam delikatnie dłonią, a już po chwili usłyszałam słowo "Proszę!". Uchyliłam drzwi i weszłam do środka.
- Dzień dobry - przywitałam się na samym wstępie.
- Em... Witam? - rudowłosa kobieta wychyliła się zza biurka. - To jest żart na Prima Aprilis, czy jak? - uniosła jedną z brwi, poprawiając swą czapeczkę
- Nie. Przybyłam tutaj aby dołączyć do klanu - zatrzymałam się kilka centymetrów od jej biurka.
Spojrzałam na nią całkowicie poważnie. Przechyliła głowę w stronę segregatora, a następnie wyjęła z niego formularz.
- Imię? - zapytała, chwytając długopis.
- Laura Kinney.
- Wiek?
- Dziewięć lat - odpowiedziałam.
- Zdolności ukośnik magiczne moce - wychyliła się znad kartki.
- A po co?
- Gdybym chciała Cię wysłać na wojnę lub gdzieś indziej, muszę wiedzieć kogo wypuszczam - uśmiechnęła się.
Kobieta oparła się o fotel, zapewne czekając na zaprezentowanie swych umiejętności. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu i przeszłam do rzeczy.
- Może na sam początek... Postrzel mnie - zaproponowałam, sięgając wzrokiem w stronę pistoletu, który spoczywał u jej boku.
- Jesteś tego pewna? - zapytała, widocznie zaintrygowana dalszym rozwojem wydarzeń.
- Tak - powiedziałam jednoznacznie.
Jednym zwinnym ruchem wyciągnęła broń z sakiewki i posłała pocisk w moją stronę. Nawet nie drgnęłam, podczas gdy metalowa kulka dostawała się do wnętrza mojego ciała.
- Interesujące - przytaknęła głową. - Pokaż coś jeszcze.
W kilka sekund udało mi się przejąć kontrolę nad pociskiem. Po chwili wylądował on z powrotem na mojej dłoni. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Dalej - przytaknęła głową, zapisując coś na kartce.
Wyciągnęłam przed siebie ręce, tym samym wysuwając cztery ostrza. Po dwa na każdej z rąk. Zaprezentowałam swą "broń" kilkoma ruchami w powietrzu.
- Zaczyna mi się to podobać - uśmiechnęła się. - Dawaj dalej.
W jednym momencie kartka podtrzymywana przez nią zaczęła wirować w powietrzu. Uśmiech wciąż nie schodził mi z twarzy, gdy kartka pojawiła się w mojej dłoni. Po chwili z powrotem odłożyłam ją na biurko.
- Hyhmm... Dalej..
- Potrafię Ci powiedzieć ze szczegółami co dzieje się za oknem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Kobieta podeszła do wcześniej wspomnianego miejsca i delikatnie uchyliła szybę.
- No dajesz - wyjrzała za okno.
Przymknęłam delikatnie oczy, skupiona na każdym z czynników, które dochodziły do mojej głowy. Wszystkie rozmowy, po chwili docierały do mojej głowy... Tak samo jak ruchy..
- Kobieta w zielonej kurtce, rozmawia z mężczyzną. Ma on ubrany czarny kapelusz. Rozmawiają o samochodzie lamborghini... Co chwilę siebie przekrzykują - otworzyłam ponownie oczy i skierowałam spojrzenie na kobietę.
- Biorę Cię - uśmiechnęła się pod nosem, zapisując kolejne odpowiedzi na pytania, które mi zadawała.
***Pół godziny później***
Wyszłam z biura z nadzwyczaj zadowoloną miną. Uchyliłam metalowe drzwi, za którymi ponownie ujrzałam tego samego mężczyznę.
- Dostałaś się? - zapytał, a ja niewinnie przytaknęłam głową.
- Tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami.
Udałam się szybkim krokiem do pobliskiego sklepu. Jak zwykle naszła mnie ochota na coś do picia... Weszłam do środka jakby nigdy nic. Na szczęście, w środku nie było zbyt wiele ludzi. Tylko jakiś ktoś i kasjer. Podeszłam do lodówki z zimnymi napojami i wyciągnęłam ze środka gazowaną wodę pomarańczową. Otworzyłam ją na miejscu, po czym udałam się po kubełek chipsów. Z całym zestawem podeszłam do wyjścia.
- Ej, czekaj. Za to trzeba zapłacić - w jednym momencie pojawił się przede mną mężczyzna ubrany w strój roboczy.
Starałam się go wyminąć, lecz gdy kolejna próba poszła na marne, mężczyzna odebrał mi oba przedmioty.
- Dzwonię na policję.
W jednym momencie pojawiły się przy mnie ostrza. Kilkoma zwinnymi ruchami powaliłam mężczyznę na ziemię i skierowałam oba pazury prosto w jego stronę. Niespodziewanie poczułam jak ktoś przytrzymuje moją rękę. Zwróciłam w tamtą stronę głowę. To ten ktoś zza półek...
- Wychodzimy - oznajmiła zamaskowana osoba, ciągnąc mnie za sobą w stronę wyjścia.
Poddałam się i ruszyłam za tym kimś na zewnątrz. 
- Czy ty nie wiesz, że takim jak my nie wolno zabijać w miejscach publicznych? Chcesz, żeby złapała nas policja? 
Wzruszyłam tylko ramionami. 
<Ktoś? cx>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic