środa, 30 sierpnia 2017

Od Vane CD Gilbert

Obudziłam się. Zaraz. To ja w ogóle zasnęłam? Zmarszczyłam brwi, wpatrując się wyraźnie zmieszanym wzrokiem w sufit. Wczorajsze wydarzenia... Wyszłam z domu, poszłam na lody. Właśnie, ten deser był całkiem smaczny, lecz pamiętam jedynie odebranie go z rąk różowowłosej. Później... Tak jakby film mi się urwał.
- Już chyba wiem, dlaczego te lody były takie pyszne... - stwierdziłam, podnosząc się do równego pionu.
Wynurzyłam się spod pościeli, po czym stanęłam na podłodze bosymi stopami. W krótkim czasie spostrzegłam, że wciąż jestem w ubraniach z wczoraj. Chronologicznie rzecz biorąc, przydałoby się przebrać, lecz przed tym wolałam sprawdzić co się dzieje na dole. Schodząc po schodach, towarzyszyły mi jedynie ciche skrzypy. 'Czyżby nikogo nie ma w domu...?" - zapytałam samą siebie w myślach, rozglądając się po salonie. Już miałam zadać jakiekolwiek pytanie, gdy nagle ożywił mnie na swój sposób urokliwy płacz dziecka. W momencie przyśpieszyłam kroku, żeby po kilku sekundach znaleźć się przy kanapie, gdzie szop starał się uspokoić chłopczyka.
- Gdzie jest Gilbert? - zapytałam od razu, w głowie mając same najgorsze scenariusze.
- Nie wiem, jedynie poprosił mnie o popilnowanie Ryszarda - powiedział, starając się zabawić maluszka jego ulubioną zabawką. - Nie bój się, chyba po coś pojechał... - dodał, delikatnie się uśmiechając.
Jakby w momencie kamień spadł mi z serca. Westchnęłam cicho, przyglądając się Rocketowi, który starał się zabawić chłopca.
- Nie tak to się robi! - odsunęłam go od kanapy. - Mały Yuri lubi czuć czyjąś bliskość... - szepnęłam, w momencie biorąc go na ręce.
Ułożyłam maluszka na brzuszku... Tak jak myślałam, już po minucie przestał płakać. Z delikatnym uśmiechem przywróciłam go na plecki, w taki sposób, żeby aktualnie leżał na moich rękach.
- Rocket, który dzisiaj jest...? - zapytałam, wciąż wpatrując się w czekoladowe oczka synka.
- A co ja? Chodzący kalendarz? - prychnął, odwracając wzrok w stronę telefonu leżącego na stole.
Uniósł go do góry i włączył ekran blokady.
- Piąty luty... - mruknął w odpowiedzi.
- Pią... - zamarłam w momencie, przypominając sobie o bardzo ważnym wydarzeniu. - Kiedyś umrę przez tą sklerozę... - szepnęłam, unosząc wzrok w stronę zegarka.
Co prawda miałam już zaplanowany prezent dla Gilberta, lecz nie byłam pewna, czy zdążę po niego pojechać. Byłam już umówiona z jedną z właścicielek hodowli kotów, że wezmę jakiegoś młodego w tym terminie. Tak - chciałam zaadaptować kota. I nie mam zamiaru zrobić tego w złych intencjach... Po prostu, będę się starać przekonać Gilberta co do tych małych, słodkich istot. Już dawno wzięłam to sobie za cel.
- Jedziemy wybrać tatusiowi prezent...? - uśmiechnęłam się do Yuriego.
Nawet nie czekałam na odpowiedź, tylko zaczęłam zbierać siebie i chłopczyka. Towarzyszyło nam pytające spojrzenie Rocketa, pewnie nie rozumiał o co mi chodzi.
- Gil ma urodziny - wyjaśniłam krótko, przekazując dziecko szopowi. - Idę się przebrać, poczekajcie chwilę...
***
Po niespełna godzinie już byłam na miejscu. Wypięłam Yuriego z fotelika, po czym wzięłam go na ręce. Nie będę się trudzić z wózkiem, skoro mamy odebrać kota...
- Pomożesz mi wybrać kotka? - uśmiechnęłam się delikatnie, poprawiając niedużą czapeczkę na jego główce.
Pewnie skinąłby głową, gdyby nie fakt że jest o wiele za mały na wykonywanie jakichkolwiek gestów. Ruszyłam prosto w stronę dużego domu. Będąc przy drzwiach, odruchowo zadzwoniłam dzwonkiem. 
Nie minęło pięć sekund, a drzwi otworzyła mi kobieta o blond włosach. 
- Witam - uśmiechnęła się serdecznie w moją stronę. Dostrzegłam jak jej wzrok wędruje prosto na chłopczyka, który leżał w wózku. - A-Ale... - zaczęła, wpatrując się w jego nieco otwarte powieki. - SŁODKI! - pisnęła, zaczynając podskakiwać w miejscu ze szczęścia.
Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem, po czym również spojrzałam na syna. Delikatnie trąciłam palcem jego mały nosek.
- Yuri pomoże przy wyborze kotka - uśmiech pozostał na mojej twarzy.
- Zapraszam do środka! - zrobiła mi przejście, dzięki czemu mogłam spokojnie wejść.
Już na samym wstępie przywitała nas zgraja kotów. Wszystkie jak na zawołanie zaczęły się łasić do moich nóg. Powoli przykucnęłam przy nich, uważając, żeby czasami przez przypadek nie upaść na ziemię. Grupka zaczęła obwąchiwać mnie i Yuriego, który jedynie przypatrywał się puchatym zwierzakom.. 
- Słodziaki... - szepnęłam, wpatrując się w różnorakie pyszczki zwierzątek. - Lecz i tak, to ty jesteś najsłodszy na całym świecie - dodałam w stronę synka, delikatnie łaskocząc go po brzuszku.
- Co do kociaków, znajdują się w tamtym pokoju - wskazała na przejście, które było zagrodzone małym płotkiem.
Trochę trudno było oderwać się od kotów witających mnie na wejściu, lecz ostatecznie jakoś przekroczyłam próg. Tutaj było w wiele spokojniej... Maluchy albo siedziały przy matkach, albo skrywały się w swoich posłaniach. Nie wiem dlaczego, ale tylko jeden zebrał się na to, aby do mnie podejść. Jego oczy wyróżniały się spośród innych par. Były dwukolorowe.
- Ough... Ta kotka ma bardzo ciekawą, a zarazem smutną historię. Ledwo uszła z życiem, po tym jak jej mamę zastrzelono, gdy była w ciąży... W praktycznie ostatnim momencie udało nam się ją odratować... - słuchając tej krótkiej opowieści, od razu wiedziałam, że to ona. 
Skoro nie miała mamy, to z pewnością będzie bardzo oddana swojemu właścicielowi... Potrzebuje opieki...
- Słodki kotek, co nie Yuri? - przysiadłam na ziemi, żeby pozwolić synkowi spojrzeć na kicię.
***
Po drodze jeszcze wstąpiłam do cukierni, gdzie zakupiłam tort. Na środku postawiłam kilka świeczek, żeby wszystko ładnie się prezentowało... Miałam nadzieję, że mu się spodoba... Kotka, której jak na razie nie dałam imienia, bezszelestnie obwąchiwała cały salon. Jeszcze nie miała okazji spotkać się z szopem... Chyba czeka mnie ciekawe doświadczenie... W domu byłam tylko ja i Yuri. Chłopczyk grzecznie leżał w swym bujaku, wpatrzony w kolorowe misie zwisające mu nad głową. Całe szczęście, że nie płakał... 
- JEEESTEM!!! - wydarł się Rocket, który nagle stanął w drzwiach wejściowych. 
- Zamknij się idioto! - warknęłam, wychylając się zza blatu, na którym aktualnie stał tort. 
Przyozdobiłam go kilkoma lukrowymi ozdóbkami, które również zakupiłam w cukierni. Chciałam, żeby wszystko było idealne.
- WOAAAH!? CO TO ZA MAŁY PCHLARZ!? - wydarł się jeszcze głośniej, gwałtownie odskakując wraz z torbami trzymanymi w łapach. - RYSZARD, CZY TWOJA ZABAWKA OŻYŁA!? - w momencie zamknął za sobą drzwi.
- Możesz się uspokoić? - mruknęłam, mierząc go zabójczym wzrokiem. - Yuri się ciebie przestraszy... - dodałam, szybko podchodząc do synka. 
Wzięłam go na ręce, a pluszaka ponownie przeskanowałam wzrokiem.
- Czy ty... Oszalałaś!? Ku... 
- Już dawno oszalałam - westchnęłam, prychając pod nosem. - Gilbert będzie lada chwila, więc się uspokój.

<Gil? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mia Land of Grafic